Ciemność jest niestrudzona – tym razem bierze na cel miasteczko Mariefred oraz dwóch braci, którzy mogliby jej zagrozić.

„Pax. Pal przekleństwa” to prosta i krótka historia z dreszczykiem przeznaczona dla młodszego czytelnika – coś jak „Kroniki Wardstone” dla juniorów: mniej skomplikowane i tylko trochę mniej straszne.

Mariefred jest magicznym miejscem, przyciągającym zarówno dobre, jak i złe siły (choć mam wrażenie, że głównie te drugie). Od niepamiętnych czasów przybywali tu ludzie obdarzeni mocą, żeby stać się jeszcze potężniejsi. Miasteczko zawdzięcza swoją nazwę klasztorowi, który po łacinie nazywał się Pax Mariae (Pokój Marii), a po szwedzku Marias fred. W dawnych czasach mnisi z owego klasztoru strzegli bardzo starej, wyjątkowej biblioteki, w której zgromadzono potężne i niezwykłe książki na temat magii. Dzięki kolejnym pokoleniom strażników biblioteka przetrwała do dziś, a obecnie jej opiekunami są Estrid i Magnar – i właśnie mają kłopot.

„- Skąd on się tu wziął? – pyta Estrid.

– Umrzeć! – syczy imp. – Umrzeć śmiercią!

– No właśnie, co się dzieje? – zastanawia się Magnar. – Imp próbujący się włamać do biblioteki, a do tego jeszcze to!

Wskazuje na sufit, z którego odpadł kawałek tynku z zaprawą.

– Biblioteka się sypie – mówi.

– Czas zaczął pulsować i nadchodzi ciemność – odpowiada Estrid. – Czy nie tak miała w zwyczaju mawiać nasza matka? Nie jest trudno strzec biblioteki aż do momentu, gdy czas zacznie pulsować i nadejdzie ciemność”.

Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że do obrony biblioteki zostali wybrani dwaj bracia, którzy właśnie zamieszkali w Mariefred u nowej rodziny zastępczej. Alrik i Viggo mają dość własnych kłopotów, ale gdy przeznaczenie wzywa, nie można odwrócić się do niego plecami…

„Pax. Pal przekleństwa” to książka zaskakująco prosta – i zaskakująco straszna. Nieskomplikowany język i oszczędne zdania wskazywałyby na to, że skierowana jest do bardzo młodego czytelnika, z drugiej strony zawiera sceny, które dzieci mogą przerazić. To niezdecydowanie przeszkadzało mi w lekturze: dla nastolatków za ubogo, dla dzieciaków zbyt przerażająco. W efekcie ciekawy pomysł, wzbogacony dodatkowo nawiązaniami do skandynawskiej mitologii, zrealizowany został na pół gwizdka. Plusem książki na pewno jest to, że porusza ważne problemy: znajdziemy tu matkę zmagającą się z chorobą alkoholową, jej dotknięte społecznym ostracyzmem dzieci, tułające się między rodzinami zastępczymi, ale też nauczyciela faworyzującego swojego syna, szkolnego agresora. „Pax. Pal przekleństwa” to pozycja bardzo starannie wydana, z doskonałymi ilustracjami, które jednak – znowu! – bardziej pasują do komiksu dla dorosłych. Podsumowując: jestem za, a nawet przeciw.