Pozaziemskie plaże, atrakcje Wenus i skok na bungee na Neptunie – przed wami dziewięć wakacyjnych podróży dosłownie nie z tej Ziemi.
„Zakładając, że nie doprowadzimy wcześniej do samozagłady naszego gatunku, pewnego dnia my, ludzie, niemal na pewno polecimy do miejsc, o których dalej piszemy. (…) Każdy, kto gromadzi informacje o warunkach panujących na innych planetach, a więc wie, jak niezmiernie trudno będzie stworzyć tam środowisko umożliwiające ludziom przetrwanie, szybko pojmuje, jak dalece unikatowym i cennym tworem natury jest Ziemia, a ochrona jej środowiska naturalnego dla przyszłych pokoleń jest sprawą najwyższej wagi”.
„Wakacyjny przewodnik po Układzie Słonecznym” zabiera nas w egzotyczną podróż po planetach i ich księżycach. Podróż ta oparta jest na solidnych podstawach naukowych, nieco jedynie upiększonych fikcją (opisy infrastruktury stworzonej przez ludzi na niegościnnych planetach). Autorki, „agentki biura podróży kosmicznych”, w oryginalnej formie przewodnika turystycznego przekazują mnóstwo merytorycznej wiedzy, a przy tym czynią to w sposób przystępny i niepozbawiony humoru.
Kosmiczne wakacje wiążą się z naprawdę solidnymi przygotowaniami: przysposobienie naszego ciała do nowych, nieznanych fizycznych i psychicznych doznań towarzyszących podróży kosmicznej wymaga żmudnej i długotrwałej pracy. Warto wcześniej zerknąć na wymagania obowiązujące w NASA prawdziwych astronautów: znajdziemy tam między innymi wojskowe szkolenie w zakresie przetrwania w wodzie i lot tak zwaną kometą torsji. Kolejnym wyzwaniem jest bagaż („Dawniej, gdy w USA używano jeszcze promów kosmicznych, koszt przeniesienia na Międzynarodową Stację Kosmiczną, krążącą po orbicie odległej o 400 km od Ziemi, 0,5 kg ładunku przekraczał 10 tys. dolarów”). Na pierwszym miejscu listy rzeczy do spakowania znajdują się… rzepy („Gdy po raz pięćdziesiąty będziesz łowić wypuszczony z dłoni ołówek unoszący się w kabinie, docenisz wartość zapięcia na rzepy”). Drugie miejsce należy do taśmy klejącej. Majtki zajmują odległą pozycję (japoński astronauta Koichi Wakata wytrzymał dwa miesiące w jednej antybakteryjnej bieliźnie). Jak już pewnie zdążyliście się zorientować, podróże kosmiczne nie są dla czyściochów – ani dla biednych. Atestowany skafander, zdolny wytrzymać bombardowanie mikrometeorytami, kosztuje dwa miliony dolarów – co najmniej. W kosmosie nie odnajdą się również hipochondrycy: lista dolegliwości, związanych ze startem i podróżą, mogłaby przyprawić ich o zawał. Już podczas startu czekają nas różne niedogodności związane z przeciążeniem (zjawisko grayout, widzenie tunelowe i blackout, czyli utrata przytomności), a w pierwszych chwilach w kosmosie możemy cierpieć z powodu syndromu o nazwie „tłusta twarz i kurze nóżki” („Gdy organizm będzie przesuwał krew i płyny ustrojowe w kierunku przeciwnym do kierunku przyciągania, do którego przywykł, zaczną puchnąć ci policzki, a wyszczupleją dolne kończyny”). Z pewnością nikt z nas nie uniknie nudności – nudności są gwarantowane. Nie ma wyjątków. Nastroju na pewno nie poprawia świadomość, że w kosmosie można umrzeć na wiele sposobów (brak tlenu, dekompresja, gazy trujące, upadki, hipotermia, wyczerpanie zapasów żywności, eksplozje, incydenty nuklearne, zderzenie z asteroidem, spalenie żywcem…).
Załóżmy jednak, że jesteście bogatymi flejtuchami z ułańską fantazją. Co ciekawego możecie zobaczyć podczas podróży po Układzie Słonecznym? W trakcie długiego dnia na Księżycu (trwa 708 godzin i 54 minuty) z powodzeniem zdążycie odbyć wycieczkę do miejsca historycznego lądowania pojazdów kosmicznych misji „Apollo” w basenie Morza Spokoju, zwiedzić liczne kratery (w tym Krater Kopernik), obejrzeć tajemniczą strukturę wirową obszaru Reiner Gamma oraz wysłać rodzinie zdjęcie Ziemi widzianej z Księżyca (dotrze w 1,3 sekundy). Na Merkurym warto zobaczyć podwójny zachód Słońca oraz Pantheon Fossae, nietypową strukturę wyżłobień, od swego kształtu nazywaną Pająkiem. Najgorętsza z planet, Wenus (463°C), niepokoi dziwacznymi dźwiękami („W gęstej, niemal zawiesistej atmosferze wszystkie dźwięki mają głębsze brzmienie niż zwykle, stają się bogatsze o tony basowe – i zniekształcone w niepokojący wrzask”). Na Marsie lato trwa dwukrotnie dłużej niż na Ziemi, ale wszechobecny marsjański piasek solidnie daje się we znaki. Znajdziemy tam najwyższy wulkan w Układzie Słonecznym i najdłuższy kanion – Dolinę Marinerów. Na Jowiszu zachwycą was bajeczne zorze, tysiąckrotnie potężniejsze niż na Ziemi. Saturn to klejnot Układu Słonecznego, posiadacz misternie ukształtowanych, wzorzystych pierścieni. Jeden z jego księżyców, Mimas, wygląda kubek w kubek jak Planeta Śmierci z „Gwiezdnych Wojen”. Turkusowy Uran to z kolei „ukryta perła Układu Słonecznego”, znana z powodu swojego zwariowanego pola magnetycznego, przeraźliwie długich pór roku oraz ogromnego nachylenia osi obrotu. Ostatnia planeta to Neptun, „planeta bezkresnego lazurowego błękitu” z najszybszymi wichrami w Układzie Słonecznym (w okolicach równika osiągają one prędkość1900 km na godzinę). Pluton, który utracił status planety, gwarantuje podróżnikom „niczym niezmąconą samotność” i „głębokie zamrożenie w dosłownym znaczeniu tego słowa”. Czytelników z pewnością zainteresuje fakt, że jedna z rozległych, mrocznych formacji geologicznych na Plutonie nosi nazwę Balroga, podziemnego demona z „Władcy Pierścieni”. Na Plutonie znajduje się również Rejon Ctulhu (nazwany tak od imienia przypominającego ośmiornicę potwora z opowiadań H.P. Lovecrafta), a na jednym z jego księżyców, Charonie, szczególnie wyrazista plama mroku obok północnego bieguna zyskała nazwę Mordor. To tylko kilka z wielu atrakcji, o których wspomina przewodnik, a dodać przecież trzeba, że już pobyt w kosmosie to atrakcja sama w sobie.
Książkę Olivii Koski i Jany Grcevich poleciłabym laikom, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o tym, co znajduje się nad ich głowami, oraz młodym czytelnikom, stawiającym pierwsze kroki w pasjonującej dziedzinie astrofizyki. Podróże po Układzie Słonecznym będą jednak ciekawym i pouczającym doświadczeniem dla wszystkich, którzy po ten fantastyczny przewodnik sięgną:
„Pływając po metanowych jeziorach Tytana, schodząc po linie z klifów Doliny Marinerów na Marsie, zrozumiecie ostatecznie, jak to jest być obcym. Zostaliśmy stworzeni dla Ziemi i dlatego to, że jesteśmy ludźmi, najdobitniej dotrze do waszej świadomości właśnie dzięki takim przedłużonym wakacjom w niezmierzonych otchłaniach kosmosu”.
29 sierpnia 2021 o 17:50
Myślę, że to całkiem ciekawa lektura i gdyby była taka możliwość to chętnie zapoznałabym się z nią 🙂