Walka ze Złym wymaga najwyższych poświęceń. Gdy stracharz słabnie, Tom stopniowo przejmuje jego obowiązki – uczeń staje się mistrzem.
Wiosna to najpiękniejszy okres w Hrabstwie. To również czas odnowy. W Chipenden trwają prace nad odbudową domu stracharza. Zdruzgotany utratą biblioteki Gregory przyjmuje ofertę tajemniczej Cosminy Fresque, która chce odsprzedać mu część swego zbioru ksiąg na temat Mroku. Stracharz i jego uczeń wyruszają więc do Todmorden, miasta leżącego na wschodniej granicy Hrabstwa – w sam środek pułapki.
„Sądziłem, że uwięziwszy Złego, poważnie osłabiliśmy Mrok, okazał się jednak odporny. Jest równie silny jak przedtem – może nawet bardziej. Na wyspie Mona rozprawiliśmy się z Kościstą Lizzie, potem w Irlandii powstrzymaliśmy koźlich magów przed wywołaniem Pana i odcięliśmy głowę Złemu. Lecz na miejsce pokonanych zawsze znajduje się coś nowego. Teraz to rumuńskie stwory zagrażające Hrabstwu”.
Wydarzenia z dziesiątej części „Kronik Wardstone” najsilniejsze piętno odciskają na stracharzu. John Gregory się zmienia: czuje to nawet stary bogin, który zgadza się powrócić do Chipenden, ale pakt zawiera z uczniem, nie z mistrzem. Gregory jest stary i zmęczony, nie przypomina już bezkompromisowego pogromcy Zła z pierwszej części. Nawet jego poglądy ulegają zmianie: akceptuje fakt, że nowe problemy wymagają nowych środków („Posłużenie się Mrokiem to jeden ze sposobów walki z Mrokiem i tak właśnie musimy uczynić”). Przemiana stracharza smuci, ale jest nieunikniona – takie są koleje ludzkiego losu.
„Krew stracharza” to chyba najbardziej poruszająca część Kronik. Nie brak w niej przerażających zdarzeń i kapitalnie skonstruowanych scen grozy, które są wizytówką Delaney`a, a demony z rumuńskiego folkloru straszą bardziej niż swojskie wiedźmy z Pendle. Nastrój powieści zdominowała jednak melancholijna refleksja o nieuchronności przemijania. Wszyscy jesteśmy poddani bezwzględnemu upływowi czasu i nawet John Gregory nie jest tu wyjątkiem.
Dodaj komentarz