Jedna z najpiękniejszych historii miłosnych i jedna z moich ulubionych książek.
Owego bajecznego lata 1950 roku, gdy słońce świeciło każdego dnia, młodziutki Ricardo, grzeczny chłopczyk z porządnej miraflorskiej rodziny, poznał śmiałą i kokieteryjną Lily, podającą się za przybyszkę z dalekiego Chile córkę ubogiej kucharki. I zakochał się na całe życie.
Mijają lata, dekady, zmieniają się scenerie i tylko destrukcyjna miłość-niemiłość wciąż pozostaje niezmienna, powraca jak przypływ i za każdym razem pozostawia bohatera z niczym. W sentymentalnych obrazach z Peru i wzruszających opisach Miraflores z czasów młodości autor przedstawia narodziny tego fatalnego uczucia, skazanego na niespełnienie, a jednak silniejszego od wszystkich innych instynktów – w tym samozachowawczego. Podczas gorączki kubańskiej w latach sześćdziesiątych w Paryżu, w trakcie rewolucji hipisowskiej w nowej stolicy mód – w Londynie, w egzotycznym Tokio i w Hiszpanii „niegrzeczna dziewczynka” odchodzi i powraca wciąż w nowych wcieleniach: farbowana partyzanteczka, która wykorzystuje komunistyczną mobilizację, żeby wydostać się z Kuby, oszustka i bigamistka – żona dwóch wpływowych dygnitarzy, upokarzana kochanka perwersyjnego pana Fukudy… Nikt nie wie, kim jest ta kobieta fatalna, nawet znający ją najdłużej Ricardo dopiero po latach odkrywa, jak naprawdę miała na imię, kiedy rekonstruuje smutną historię ślicznej i ambitnej dziewczyny, która za wszelką cenę chciała się wyrwać z biedy.
„Spała, odwrócona do mnie plecami. Wydawała się bardzo młoda i krucha, z tym ciałkiem małej dziewczynki, teraz odprężonym, ledwie poruszanym lekkim, rytmicznym oddechem. Nikt, widząc ją w tej pozie, nie uwierzyłby, jak ciężkie życie wiodła od samego początku. Spróbowałem wyobrazić sobie jej dzieciństwo w tym piekle, jakim jest Peru dla biedaków, i wiek nastoletni, być może jeszcze trudniejszy, tysiące łajdactw, uległości, poświęceń, ustępstw, do których zapewne była zmuszona, w Peru i na Kubie, żeby wybić się i dojść tam, dokąd doszła. Myślałem o tym, jak bardzo twardą i zimną uczyniła ją konieczność obrony przed niedolą pazurami i zębami, o wszystkich łóżkach, przez które musiała przejść, żeby nie dać się zgnieść na tym polu bitwy, jakim – mówiło jej doświadczenie – jest życie. Czułem do niej bezbrzeżną tkliwość. Byłem pewien, że będę ją kochał zawsze, na swoje szczęście i na swoje nieszczęście”.
Mario Vargas Llosa pisze tak, że po prostu chce się go czytać, a opowiedziana w książce historia jest daleka od ckliwego sentymentalizmu, gorzka i niebanalna. Warto ją poznać.
Dodaj komentarz