„A jak babcia powie, że ładnie wyglądasz, to już znaczy, że niedobrze”.
Wydanie piękne. I te ilustracje Lecha Majewskiego! Palce lizać i obgryzać. Zwłaszcza, że rzecz o jedzeniu.
Papkin z „Zemsty” Fredry byłby rozczarowany, nie znajdując u mnie śniadania, od którego, jak wiadomo, najlepiej zaczynać dzień („Ha, co widzę? Tu śniadanie!”). Jestem w grupie pięciu procent Polaków nieśniadających z różnych przyczyn. Trzon tej grupy stanowią z pewnością matki, zbyt zabiegane rano, by o sobie pomyśleć. Czasy się zmieniły, służba nie przynosi do łóżka „kawy z kożuszkiem”. Dobrze jest, jeśli do pracy nie pójdzie się o suchym pysku.
„Jerzy: A to – co to jest?
Jacek: Coca-cola.
Jerzy: Staropolski napój. Niektórzy wolą piwo…”
Znakiem naszych czasów jest również siadanie do śniadania w szlafroku, dawniej nie do pomyślenia („Bo przecież nikt nieuczesany, nieutrefiony do śniadania by nie przyszedł”). Tylko co czwarty ankietowany rozmawia dziś z domownikami podczas posiłku – zwykle przeglądamy Internet albo zerkamy na telewizję. Zmieniło się także menu: dawniej przed panami stawiano „półgęski tłuste, kumpia, skrzydliki ozoru”, dziś zadowalają się miską płatków lub kanapką. W czasach „korporacji i instytucji” śniadanie ma służyć jedynie właściwemu odżywianiu się – jest „niczym paliwo do samolotu”. Żadnych zbędnych rozmów, ekscytacji czy celebracji. Tylko tankowanie.
W „Rozmowach przy stole” Katarzyna Lengren, Jacek Wasilewski i Jerzy Bralczyk konwersują na tematy związane z konsumpcją (przy czym chodzi tu o konsumpcję połączoną z deglutacją, czyli połykaniem, o spożywanie pokarmów tudzież napojów wszelakich). Rozmowa jest arcyciekawa, pełna anegdot i nieznanych szerzej faktów. O ile większość z nas ma pojęcie, czym różni się śniadanie angielskie od kontynentalnego, na ogół nie zdajemy sobie sprawy, jaki był początek dzisiejszego clubbingu. W temacie li tylko śniadania powiedzieć można bardzo dużo: o tym, że „intelektualiści w ogóle jedzą niewiele mięsa”, a owsianka jest bez kręgosłupa; o kulinarnym bestialstwie Francuzów; o śniadaniu typowo polskim („Herbata z cytryną i bułka z szynką. Plus chleb”) oraz typowo niemieckim („wszystko jest mit Kartoffeln”); o podkurkach, drugich śniadaniach, śniadaniach w instytucjach edukacyjnych (kanapka złożona na pół), śniadaniach niedzielnych oraz tym wyjątkowym – śniadaniu wielkanocnym („A taka szynka w spiżarni wisiała i się podchodziło powąchać, bo się nie mogło…”).
W „Rozmowach…” przeczytamy również o mieszczańskim zwyczaju numerowania stołów i prasłowiańskiej wspólnej misce oraz o odgłosach, jakie można wydawać przy jedzeniu („Może niespecjalnie takie, jak bekanie, chociaż kiedy król francuski Ludwik XIV bekał, to się fanfary odzywały”). Dowiemy się także, o czym przy stole mówić nie wypada – i dlaczego:
„Ponieważ funkcją jedzenia jest tworzenie więzi, co wymaga dłuższego posiedzenia, więc żeby tych więzi nie zrywać, tworzą się nowe zakazy rozmów przy stole. Mianowicie coraz więcej osób w domu zakazuje mówienia o polityce”.
Thomas C. Foster podkreślał, że dzielenie się posiłkiem to forma komunii, społeczny rytuał polegający na gromadzeniu się i wspólnym posilaniu. Ma on funkcję jednoczącą, dlatego niegrzecznie i niestosownie jest tę równowagę naruszać:
„Ludzie na ogół zapraszają na kolację przyjaciół, no chyba że akurat próbują zjednać sobie przeciwników lub pracodawców. Jesteśmy dość wybredni w doborze osób, z którymi zamierzamy przełamać się chlebem. Może się na przykład zdarzyć, że odrzucimy czyjeś zaproszenie na kolację, ponieważ o tego kogoś nie dbamy. Czynność przyjmowania pokarmu wydaje się tak osobista, że chcemy się jej oddawać jedynie w towarzystwie ludzi, z którymi czujemy się swobodnie”.
(Thomas C.Foster „Czytaj jak profesor”)
Przy stole powinniśmy trzymać się właściwie jednej uniwersalnej zasady, którą bardzo celnie i zwięźle ujęła w słowa Katarzyna Lengren:
„Nie paskudzimy siebie, nie paskudzimy stołu i nie paskudzimy rozmowy, jeżeli zbacza ona na tory, które mogłyby wszystkich zdenerwować”.
O czym jeszcze przeczytamy w książce? O babcinych atakach spożywczych („Na pewno jesteś głodny”) i arcypolskim szantażu kulinarnym („A mojego śledzika nie spróbujesz?”), o powszechnym leczeniu rosołem, o modzie na kulinarne programy i mukbangu, o zależnościach między typem spożywanego alkoholu a rodzajem poezji oraz o potrawach świętych i haniebnych. Dowiemy się, jak zatrzymać (i jak pozbyć się) gościa, co powinno się serwować na pierwszej randce i jak rodzajem alkoholu stopniować zażyłość („im bardziej zażyła była relacja, tym bardziej godziło się postawić bimber”). Przede wszystkim jednak przekonamy się, jak przyjemna może być rozmowa przy stole – niewykluczone, iż poczujemy żal, że tak łatwo z niej zrezygnowaliśmy na rzecz internetowych plotek z życia obcych nam ludzi.
Dodaj komentarz