Komiks do opowiedzenia ma niewiele, ale robi to tak sugestywnie, że kapcie spadają.

Alaska, Barrow – najdalej wysunięta na północ osada w Ameryce. Panuje tu arktyczny klimat. Pomiędzy 18 listopada a 17 grudnia w Barrow trwa ciągła noc. Obecnie jest 17 listopada 2001 roku. Dziś słońce jeszcze świeci, ale jutro zniknie na 30 dni. Dla wampirów idealnie.

„Miasteczko na odludziu, w którym tygodniami nie świeci słońce. Prawdziwy raj na ziemi dla nieumarłych. Zebrali się w jednym miejscu, zjechali z całego świata na wystawną ucztę. To był plan doskonały”.

Odcięta od świata miejscowość odmalowana została za pomocą rozmazanych plam: dominują szarość, biel i granat, z którymi później mocno kontrastuje brunatna czerwień. Rysunki są tak przekonujące, że niemal czujemy na skórze nieprzyjemne podmuchy śnieżycy: z zamglonych, ponurych kadrów wieje zimnem, klaustrofobiczny klimat przytłacza, niepokoją liczne cienie, pojawiające się na granicy widzenia. Wreszcie z tych cieni wyłaniają się one – potwory jak z najgorszych koszmarów. To nie są dandysi w stylu Anne Rice. Szeroko rozdziawione paszcze pełne ostrych zębów i nieludzkie okrucieństwo nie pozostawiają wątpliwości: mamy do czynienia z bezwzględnymi drapieżnikami. Nie będzie litości.

Pierwszy tom „30 dni nocy” składa się z trzech historii, z których dwie rozgrywają się w Barrow. Fabuły znajdziemy tu niewiele, ale mam wrażenie, że nie o historię tu chodziło. To przede wszystkim popis niezwykłej, nieco surrealistycznej wyobraźni rysownika Bena Templesmitha, który zaprasza nas w świat koszmarów z najgorszych snów, pełnych brutalnej przemocy oraz paraliżującego strachu, charakterystycznego dla przytłaczających i dusznych majaków sennych. Z nieprzeniknionych ciemności sięgają po nas kły i pazury, biel śniegu znaczą krwawe ślady, a my kulimy się razem z garstką ocalonych w piwnicy, z nerwami napiętymi do granic, wsłuchując się w przerażające, nieludzkie odgłosy, rozdzierające ciszę tej najdłuższej nocy na ziemi. Nie ma ucieczki, tak jak nie ma ucieczki z sennego koszmaru. Nie ma nadziei na świt. Można jedynie czekać na nieuniknione.

„Zabijcie okna deskami! Zabarykadujcie drzwi! Ha! Wszystko na marne! Wyłapią was jednego po drugim i obedrą kości z mięsa!!!”

To rysunki sprawiły, że komiks „30 dni nocy” zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Są po prostu niezwykłe: klimatyczne, sugestywne, szalenie nastrojowe, a miejscami porażająco brutalne. Na uwagę zasługuje również wizerunek wampirów, tak odmienny od tego lansowanego przez współczesne powieści dla nastolatek. Na widok takiego Edwarda Bella z pewnością narobiłaby w majtki. Z przerażeniem przyglądamy się sforze, grasującej po Barrow, i wiemy jedno: to nie są ludzie. Zabijają bez skrępowania, bez litości, bez powodu. Ucztują na mężczyznach, kobietach i dzieciach – bez żadnych wyjątków. Jesteśmy dla nich jedynie puszkami czekającymi na otwarcie. Wyglądają przerażająco i budzą jedynie przerażenie.

Widzę dwie grupy czytelników, którym ten komiks może się spodobać. Pierwsza to, oczywiście, wielbiciele wampirów i grozy. Dla nich „30 dni nocy” będzie prawdziwą ucztą. Druga to poszukiwacze imponujących wizualnie kadrów. Rysunki Bena Templesmitha, malarskie, operujące miękką plamą, rozmyte, w kadrach z Barrow wręcz impresjonistyczne i zionące chłodem, doskonale mogłyby obejść się bez tekstu. Warto je zobaczyć.