„Czasem życie sprawia ból, ale zawsze jest po co żyć”.

Czwórka dzieci na głowie – w tym jeden noworodek, żona w szpitalu, praca, obowiązki, zmartwienia, problemy… A wokół wiosna w rozkwicie: migotliwa, rozświergolona, słoneczna. Karl Ove Knausgård po raz kolejny przypomina, że zawsze jest po co – i dla kogo – żyć.

W wieku czterdziestu sześciu lat Knausgård dochodzi do wniosku, że ludzka egzystencja składa się ze zdarzeń, które trzeba odeprzeć. Nasze problemy ‘”rozprzestrzeniają się jak kręgi na wodzie”, dotykając nawet najbardziej peryferyjnych spraw i relacji. Nieszczęścia nie chodzą parami, lecz stadami. Znosimy je heroicznie, przygięci do ziemi, ale nie złamani, trudzimy się dla swoich rodzin, dla dzieci, powtarzamy codziennie te same czynności, przyjmujemy kolejne ciosy, cierpliwie oczekując na czas, kiedy los się odmieni – czas tworzenia i budowania.


„Oczywiście, istnieje zło, ale jest ono znikome w stosunku do nie-zła. Oczywiście, istnieje ciemność, ale jedynie jako mikroskopijne punkty w świetle. Oczywiście, życie boli, ale to, co bolesne, to tylko pewnego rodzaju niewidoczne kanały, którymi podążamy w tym, co skądinąd neutralne lub dobre, i z których, prędzej czy później, wychodzimy”.

Anna Bjerger

Karl Ove Knausgård dokumentuje swoje codzienne życie w bardzo trudnym okresie („Ale tego roku chodziło wyłącznie o to, by przeżyć”). Opisuje prozaiczne czynności, nużące domowe obowiązki, rutynę codziennego dnia w kryzysowej dla rodziny sytuacji. Nic ciekawego? Bynajmniej. Na każdej stronie Knausgård dzieli się z nami swoją życiową mądrością i wskazuje, co jest w życiu ważne, co każdemu z nas, ludzi, jest potrzebne, byśmy mogli trwać, odpierać złe zdarzenia, budować i tworzyć. To więzi z innymi ludźmi, relacje i kontakty społeczne, coraz częściej zaniedbywane na rzecz świata „fizyczno-materialno-biologiczno-chemicznego”, świata rzeczy i ciał. Nie chcemy się do nikogo przywiązywać, nie chcemy się zobowiązywać, poświęcać, ograniczać, męczyć, nie dostrzegamy jednak ceny tego egoizmu, nie uświadamiamy sobie, ile tracimy – albo uświadamiamy sobie zbyt późno.


„Człowiek nieprzywiązany do nikogo stanowi anomalię, ponieważ prawie wszystko, co robimy, ma na celu związanie nas z innymi i stworzenie relacji, o których z nadzieją myślimy, że będą trwałe, na zawsze. Tak silnie jesteśmy na to nastawieni, że owo przywiązanie nie musi wcale dotyczyć ludzi, których znamy, przyjaciół ani rodziny, żeby zyskać znaczenie, lecz głosu w radiu, twarzy w telewizji, ekspedientki w supermarkecie, narratora pierwszoosobowego w książce”.

Trzeba przyznać, że nasze czasy nie służą budowaniu prawdziwych więzi. Nawiązujemy mnóstwo kontaktów, które nic nas nie kosztują, ale też niczego nam nie dają. Bycie szczęśliwym przychodzi nam coraz trudniej. Najwyraźniej szczęście niewiele ma wspólnego z materialnym dobrobytem.


„ Pomimo niespotykanych osiągnięć minionych paru dziesięcioleci wcale nie jest takie oczywiste, czy współcześni ludzie są znacznie bardziej zadowoleni niż ich przodkowie. Są wręcz pewne złowieszcze oznaki, że jest przeciwnie: pomimo większego dobrobytu, wygody i bezpieczeństwa liczba samobójstw w świecie rozwiniętym jest znacznie wyższa niż w tradycyjnych społeczeństwach”.
(Yuval Noah Harari „Homo deus. Krótka historia jutra”)

Jak zauważa Knausgård, dawne wsie i miasteczka liczyły od stu do stu pięćdziesięciu mieszkańców (dokładnie tylu, ilu jeden człowiek jest w stanie dobrze poznać w ciągu swojego życia). Maszyny sprawiły, że ta „ludzka” miara została zniesiona: przekroczyliśmy własne granice, ale jakim kosztem? W „Małym Księciu” Antoine`a de Saint-Exupéry`ego znajdziemy słynną scenę, w której lis tłumaczy głównemu bohaterowi, na czym polega „oswajanie”, czyli „stwarzanie więzi”.


„- Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki – tak różne od innych. (…) Poznaje się tylko to, co się oswoi – powiedział lis. – Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół”.

Anna Bjerger

Nie potrafimy już tworzyć więzi. Nie bez powodu lis zauważa, że jest to „pojęcie zupełnie zapomniane”. Bez innych nasze życie traci blask, dni uciekają jeden po drugim, monotonne, podobne do siebie, szare, jednostajne. Nie mamy sił, by odpierać to, co trzeba odeprzeć, „wiatr nami miota”. Pierwsza pojawia się chandra, w kolejce za nią już potupuje niecierpliwie depresja, ta zmora naszych czasów, której ofiarą padła między innymi żona Knausgårda.

Nic więc dziwnego, że autor „Wiosny” czuje zdecydowany, intuicyjny sprzeciw wobec mechanizacji i technologizacji życia: wykraczamy poza nasze granice, choć wszystko wskazuje na to, że nie były one przypadkowe. Stały na straży porządku starszego niż ludzki, być może tego samego, który sprawia, że po zimie przychodzi wiosna i odrodzenie. Tego właśnie porządku broni również Knausgård, piewca naturalnego lokalnego mikroświata i rodzinnego życia, podporządkowanego rytmowi pór roku. Śmiech dzieci, taplających się w basenie, grillowanie w towarzystwie przyjaciół, zieleń drzew i śpiew ptaków sprawiają, że wbrew wszystkim przeciwnościom losu życie ma smak – i ma sens.


„Te letnie tygodnie w słonecznym, nieruchomym krajobrazie, pod głębokim niebem, gdzie wszystko było niebieskie i zielone, poza nasyconą żółcią pól uprawnych, były rajskie. Po prostu rajskie – żadne inne słowo nie przychodzi mi do głowy”.