Dom na Wzgórzu, stworzony przez Shirley Jackson, to jedno z najsłynniejszych literackich nawiedzonych miejsc. Obowiązkowy punkt czytelniczej wycieczki.
„Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu. Stał tak już osiemdziesiąt lat i zapewne stać tak będzie przez następne osiem dziesięcioleci. W środku ściany wznosiły się pionowo do góry, cegły przylegały równo jedna do drugiej, podłogi były w całkiem niezłym stanie, a drzwi – dobrze zamknięte. Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zalegała głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie.”
Tym kapitalnym, obiecującym akapitem Shirley Jackson rozpoczyna swoją opowieść o Złym Miejscu. Dom na Wzgórzu, podobnie jak hotel „Panorama” w „Lśnieniu” Stephena Kinga, jest żywym organizmem, cichym, przyczajonym w dolinie pająkiem, który usidla swoje ofiary w skomplikowanej architektonicznej sieci, wywołującej dezorientację i lęk. Każdy kąt jest tu odrobinę krzywy, schody pochylają się nieco do środka, drzwi są celowo niewyważone i wypaczone, a niektóre z pokojów zawierają się całkowicie w innych pokojach: nie ma w nich okien ani wyjścia na zewnątrz.
„- Być może po dłuższym przebywaniu w tym domu zostaje całkowicie zachwiane poczucie równowagi. A może – zapytał doktora – to, co ludzie uważali za nadprzyrodzone manifestacje, jest tylko wynikiem utraty równowagi u ludzi, którzy tu mieszkają? Coś w rodzaju zaburzeń w środkowym uchu – tłumaczył uczenie Theodorze.
– Z całą pewnością musi to w jakimś stopniu wpływać na ludzi – potwierdził doktor. – Przywykliśmy ślepo wierzyć naszym zmysłom równowagi i rozumowania. Rozumiem zatem, że umysł może szaleńczo walczyć o zachowanie swych własnych, znanych i stałych wzorców wbrew wszelkim dowodom na to, że wszystko pochyla się na boki.”
Oprócz niewiarygodnego planu architektonicznego Dom na Wzgórzu posiada też własną mroczną historię. Zdaniem Stephena Kinga, który również wykorzystywał w swojej twórczości motyw nawiedzonego miejsca („Miasteczko Salem”, „Lśnienie”) intrygująca jest idea, że przeszłość to duch, stale pojawiający się w naszym obecnym życiu. Dawni mieszkańcy odchodzą, ale pozostawiają swoje emocje i nieodkupione grzechy – rodzaj psychicznego śladu. W powieści Shirley Jackson to nie duchy jednak są głównym źródłem grozy: najbardziej przeraża nas zmiana, zachodząca w Eleanor Vance. Dom na Wzgórzu nasila jej obsesje i pogłębia paranoję, rozjątrza traumę, spowodowaną życiem w cieniu egoistycznej siostry i chorej matki, którą Eleanor opiekowała się przez 11 lat. Ten rozpad własnego „ja” przeraża nas najbardziej. W nowej literaturze gotyckiej to nie duchy straszą – tutaj to my jesteśmy upiorami:
„Trudno się dziwić, że w amerykańskim społeczeństwie, które coraz bardziej zachłystuje się kultem własnego ja, horror skupia się przede wszystkim na tym, by pokazać nam odbicie, które nam się nie spodoba – to znaczy nasze własne odbicie.”
Stephen King „Danse macabre”
Całkowicie podporządkowana matce i siostrze Eleanor po raz pierwszy wyrywa się z domowego więzienia i przybywa do Domu na Wzgórzu, dla którego będzie ofiarą idealną. Zaburzona emocjonalnie, nienawykła do kontaktów międzyludzkich, skłonna do fantazjowania trzydziestolatka jest osobą niezwykle narcystyczną, co wielokrotnie będą podkreślać pozostali bohaterowie. Eleanor wszystko odnosi do siebie, a jej uczucia zmieniają się jak w kalejdoskopie: raz kocha Theodorę, raz jej nienawidzi („Chciałabym patrzeć, jak umiera”), przy czym powód tak gwałtownej zmiany uczuć jest zwykle błahy: bo jest wypucowana, bo jest brudna, bo jest próżna… Za tą emocjonalną huśtawką stoi jednak coś więcej: pewna siebie, atrakcyjna Theodora zagraża Eleanorze, która bez przerwy chce być w centrum uwagi. Jak zauważa Stephen King, nawet w chwili śmierci Eleanor Vance myśli tylko o sobie.
Czego naprawdę się boimy? Współtowarzysze Eleanor, obserwujący dzień po dniu jej niebezpieczny narcyzm i narażeni na jej nieprzewidywalne zachowania, stwierdzają, że najbardziej boją się siebie samych: swojego prawdziwego ja, skrytego pod osłonami i pozorami, oraz swoich prawdziwych pragnień. Przeraża nas fakt, że moglibyśmy utracić kontrolę, zatonąć w fantazjach i obłędzie. A czego bała się Eleanor, której jaźń zerwała w końcu wszystkie cumy? Koniecznie przeczytajcie książkę.
Dodaj komentarz