Eseje Vargasa Llosy są jak fascynująca rozmowa z noblistą. Llosa opowiada znakomicie i – co równie ważne – zrozumiale.
Jak żarliwie broni on potępionej w czambuł Emmy Bovary! Pamiętam lata szkolne, gdy wbijano nam do głów, jak próżna i egzaltowana była to kobieta. Ukuto nawet pojęcie, czyniące z biednej Emmy osobę przekonaną o swej wyjątkowości. Bovaryzm to stan niespełnienia, będący wynikiem rozbieżności między życiem rzeczywistym a aspiracjami. Bovaryzmu należało się wystrzegać, ponieważ świadczył o wyidealizowanym obrazie własnej osoby, co w zderzeniu z realiami zwykle kończyło się porażką. A jednak Llosa broni Emmy, tak jak zakochany mężczyzna broni ukochanej. Pod przykrywką egzaltacji i romantycznych uniesień potrafi dostrzec kobietę walczącą o prawo do stanowienia o własnym życiu, przeciwstawiającą się zasadom środowiska, w którym przyszło jej egzystować. Bunt Emmy traktowany jest przez wszystkich jak babska fanaberia, ponieważ nie służy wzniosłym celom, tylko jej samej:
„Bunt Emmy rodzi się z takiego oto przekonania, źródła wszystkich jej czynów: nie godzę się z moim losem, nie obchodzi mnie wątpliwa rekompensata istnienia na tamtym świecie, chcę, żeby moje życie nabrało pełni i totalności, tu i teraz.”
Dlatego właśnie pani Bovary łamie krępujące ją ograniczenia i „wchodzi na drogę prowadzącą, bez cienia wątpliwości, do mrocznego, instynktownego procesu wyzwolenia”. Z tego też powodu nie mamy tu do czynienia z nieszczęśliwą i godną współczucia kobietą, zgubioną przez własną próżność, lecz z kimś godnym naszego podziwu, kto wbrew opinii „tych wszystkich pracowitych brzuchów do rodzenia” czyta powieści, nie obawiając się, że dostanie od nich waporów; kogoś, kto żyje tak, jak chce, a nie jak mu każą.
„Emma, choć zmarła młodo i w straszny sposób, dzięki odwadze akceptowania siebie taką, jaka jest, może przynajmniej doświadczyć czegoś głębokiego, czego owe cnotliwe mieszczki z Yonville, wiodące życie tak rutynowe jak ich kury czy psy, nawet nie są zdolne się domyślać.”
Skąd w Emmie ta niezgoda na rzeczywistość? Odpowiedź znajdziemy w innym eseju Llosy, dotyczącym źródeł literatury i jej najgłębszego sensu. Emma jest zagorzałą czytelniczką powieści, których kobiecie nie wypada czytać (wapory, itd.). To właśnie literatura pozwala jej wyrwać się z nędznej, niezadowalającej egzystencji i stwarza liczne okazje do bycia kimś innym. Powieści stanowią dla Emmy alternatywę dla prawdziwej rzeczywistości, są „egzorcyzmami i zaklęciami, rzucanymi na codzienne życie za pomocą fantazji i marzeń”, podsycają wyobraźnię i wzniecają pragnienia.
„Z tej nierównowagi, z tej przepaści między prawdą o naszym rzeczywistym życiu a tym, jakie umiemy sobie wyobrazić i przeżyć na niby, wyrasta podstawowa cecha ludzkości, czyli niezgoda, niezadowolenie, bunt, odwaga, by kwestionować życie takie, jakim ono jest, i gotowość walki o jego zmianę, żeby zbliżyło się do tego, co dyktuje nam nasza fantazja.”
Taką olbrzymią moc posiada literatura, która towarzyszy nam „niczym anioł stróż od czasów, kiedy to dawno, dawno temu, w głębi pradziejów, zaczęliśmy iść tą krętą drogą, która po upływie tysiącleci miała nas doprowadzić do lotów w kosmos, opanowania atomu i zdumiewających zdobyczy w dziedzinie wiedzy oraz niszczycielskiej przemocy, do odkrycia praw człowieka, wolności, do stworzenia suwerennej jednostki.” Zdaniem Llosy, prawdopodobnie żadne z tych odkryć i osiągnięć nie byłoby możliwe, gdybyśmy nie próbowali dostosowywać świata do swoich wyobrażeń i marzeń. Fantazjujemy i marzymy bowiem o tym, czego nie przeżyliśmy, a co chcielibyśmy przeżyć – dlatego to wymyślamy lub przeżywamy na niby, „dzięki uwodzicielskim lustrom, podsuwanym przez tego, kto opowiada fikcje”:
„Rozrywka, magia, zabawa, egzorcyzm, kompensacja, objaw niezgody i buntu, apetyt na wolność oraz przyjemność, ogromna przyjemność – fikcja to wiele rzeczy jednocześnie oraz bez wątpienia zasadniczy i wyłączny atrybut człowieczeństwa, coś, co najtrafniej wyraża i wyróżnia naszą pozycję istot uprzywilejowanych; jako jedyni na tej planecie i, w każdym razie jak dotąd, w znanym nam wszechświecie potrafimy zakpić sobie z naturalnych ograniczeń naszej kondycji, które skazują nas na tylko jedno życie, jeden los, jeden kontekst – a wszystko to dzięki tej subtelnej broni, jaką jest fikcja.”
To właśnie daje nam literatura.
Dodaj komentarz