Maciej to sympatyczne, swojskie imię. Nie ma w nim nic groźnego. I nie bardzo pasuje do ducha. Podobnie jak niepozorny wzrost i niechęć do straszenia. Maciek bowiem, zamiast siać popłoch, woli opiekować się kamienicą, którą zamieszkuje od stu dwudziestu lat.
Przyjaznemu duszkowi towarzyszy cała banda piwnicznych kotów Protów oraz pozująca na wredną jędzę sroka Wiesława, artystka specjalizująca się w jednym złośliwym szlagierze („Umarł Maciek, umarł, i leży na desce”). Jak zauważa Michał Ogórek w „Nowej księdze imion”, jest to – mimo wszystko – optymistyczna piosenka, wskazująca, że „Maciej ma przynajmniej możliwość reanimacji” (bo jakby mu zagrali, to podskoczyłby jeszcze). Najwyraźniej jednak Wiesława nie czytuje Ogórka.
Książka Anny Onichimowskiej opisuje codzienne życie ducha pośród mieszkańców starej kamienicy. Maciek przysłuchuje się rozmowom, podgląda zajęcia ludzi i stara się dbać o dom, ponieważ ma „silnie rozwinięte poczucie obowiązku”. To właśnie dlatego odnosi pani Kowalskiej biżuterię, zrabowaną przez srokę. I z tego samego powodu czuje się zobligowany do stawienia czoła inwazji 90485 dzikich lokatorów, wyżerających powidła z kredensu pani Guzdralskiej.
„Kropeczki były tak samo rzeczywiste jak ja, może nawet trochę bardziej, i łaskotały mnie, maszerując spokojnie dookoła powideł.
– Hej – spytałem jedną z nich – kto ty jesteś?
– Mrówka – powiedziała mrówka. Powiedziała to bardzo grubym i silnym głosem. – A bo co?
Pytanie było kłopotliwe i nie bardzo wiedziałem, jak na nie odpowiedzieć.
– Dlaczego on nic nie mówi? – zadudniło pytanie Drugiej.
– Może mówimy za cicho – dorzuciła Trzecia donośnym barytonem.”
Kolejne próby pozbycia się intruzów spełzają na niczym, dlatego zdesperowany Maciek postanawia ujawnić się dzieciom, mieszkającym w kamienicy: pięcioletniej Agatce oraz niesfornym bliźniakom, Jarkowi i Markowi. Wspólne działania, podjęte w celu pozbycia się bezczelnych mrów, staną się początkiem pięknej przyjaźni.
„Duch starej kamienicy” to pogodna, sympatyczna historia, która przestraszy jedynie osoby cierpiące na mirmekofobię. Choć tytuł brzmi złowieszczo, spokojnie można ją czytać po zmroku.
Dodaj komentarz