„Twain jest Lincolnem naszej literatury”.
Dean Howells
Mark Twain znany jest polskim czytelnikom zwłaszcza z „Przygód Tomka Sawyera” i „Przygód Hucka” (być może niektórzy znają jeszcze kapitalne „Pamiętniki Adama i Ewy”). Obie powieści były swego czasu zakazane z powodów społecznych. Inspirowane prawdziwymi postaciami i zdarzeniami książki, których akcja rozgrywa się w niewolniczym stanie Missouri, ukazywały rzeczywiste realia ówczesnego życia, bez lukrowania niewygodnych faktów poprawnością polityczną. Chociaż prawda w oczy kole, faktem jest, że w przeszłości ludzi o innym kolorze skóry traktowano protekcjonalnie i okrutnie, a słowo „czarnuch” odmieniano przez wszystkie przypadki. Mark Twain postawił na uczciwość i chwała mu za to. Chwała mu również za ukazanie w krzywym zwierciadle całkowicie nietrafionych metod wychowawczych, które z dzieci czyniły grzeczne i nieszczęśliwe niedojdy. „Przygody Tomka Sawyera”, potępiane za propagowanie „niewłaściwego stosunku dziecka wobec rodziców”, a nawet za niemoralność, dziś należałoby odczytywać jak instrukcję wychowywania kreatywnego, zaradnego i szczęśliwego dziecka, które świetnie poradzi sobie w życiu. Ten temat zresztą musiał być solą w oku Twaina, gdyż pojawia się wielokrotnie w pierwszym tomie jego „Utworów wybranych”, który rozpoczyna pięciotomową popularną edycję przygotowaną przez Państwowy Instytut Wydawniczy. I od tego tematu zaczniemy.
Twain w wielu swoich tekstach ukazuje rozdźwięk między umoralniającymi opowiastkami, służącymi wychowywaniu dzieci, a realnym życiem. Ci dobrzy i posłuszni najczęściej kończą źle – ku swojemu zaskoczeniu, bo przecież wszystko robili tak, jak trzeba: stosowali się do zasad, byli grzeczni, posłuszni, obowiązkowi, pracowici. Bohater „Dziejów grzecznego chłopczyka” tak bardzo pragnął dostać się na karty podręcznika szkółki niedzielnej, iż pogodził się nawet z faktem, że grzeczny chłopiec zawsze umiera w ostatnim rozdziale. Mały Jacob żył cnotliwiej niż wszyscy święci razem wzięci. Mimo to chłopcu nigdy się nie wiodło „i nic nie działo się w jego życiu tak, jak pouczały autorytety moralne z czytanek”. Z kolei bohater „Dziejów niegrzecznego chłopczyka”, mimo konsekwentnego niestosowania się do zasad zawartych w czytankach, radził sobie w życiu zaskakująco dobrze. Niegrzecznego Jima nie spotkała nigdy żadna kara, wszystko uchodziło mu płazem, a chociaż stał się „najohydniejszym łotrem w całej wsi” (a może właśnie dlatego), cieszył się ogólnym poważaniem i został nawet wybrany do Kongresu. Podobnie rzecz miała się w przypadku dwóch kuzynów, z których jeden był skończonym łajdakiem, a drugi przyzwoitym, odpowiedzialnym i pracowitym człowiekiem („Edward Mills i George Benton”). Ponieważ ten pierwszy ciężko harował, by zapewnić sobie byt, społeczeństwo pomagało jedynie temu drugiemu. Uczciwy Edward, pracujący jako kasjer w banku, zginął na koniec z rąk włamywaczy, których hersztem okazał się George.
„Podobno rodzina kasjera żyje w nędzy; ale to nic; ludzie, którzy nie chcieli pozwolić, by taki akt odwagi i oddania pozostał bez nagrody, przeprowadzili zbiórkę pieniędzy; zebrano czterdzieści dwa tysiące dolarów – i zbudowano Kościół Pamięci”.
Jak zauważa Daniel Burt w swojej książce poświęconej najwybitniejszym pisarzom wszech czasów, Mark Twain stworzył „prototyp amerykańskiego literata jako idola i showmana, dostarczyciela popularnej rozrywki i wizjonera”. Widać to wyraźnie w wielu tekstach zebranych w pierwszym tomie, choćby w otwierającym go „Meczu, jakiego jeszcze nie widziano”, będącym nieprawdopodobnym popisem fantazji dziennikarza, który spisał sprawozdanie z niewidzianego przez siebie meczu, „upiększając je dla większego autentyzmu mnóstwem wiarygodnych szczegółów”. Na marginesie dodam, że była to walka bokserska między gubernatorem Kalifornii a kandydatem na gubernatora tegoż stanu. W równie absurdalnym tonie utrzymany jest tekst o pełnym temperamentu dziennikarstwie południowoamerykańskim („Jak redagowałem dziennik w Tennessee”), któremu wtórują „Groteskowa autobiografia” i komiczny „Interwiew” („Pan wie, że jest zwyczaj interwiewować każdego człowieka, który zyskał rozgłos…”).
W pierwszym tomie „Utworów wybranych” znajdziemy teksty lepsze i gorsze. Do tych lepszych z pewnością należy „Słynna skacząca żaba z hrabstwa Calaveras”, pierwsze znaczące opowiadanie, jakie Samuel Langhorne Clemens ogłosił pod pseudonimem „Twain” (termin żeglarski oznaczający miarę bezpiecznej wody). Kapitalne jest również „Ludożerstwo w wagonach”, w którym komisyjnie podejmuje się decyzję, kogo najpierw należy zjeść („W pierwszym głosowaniu nastąpiło zamieszanie, bowiem połowa członków głosowała za jednym kandydatem ze względu na jego młodość, połowa zaś wolała drugiego ze względu na jego tuszę”). „Ostatnie słowa wybitnych ludzi” przypominają, że roztropnie jest zawczasu ułożyć sobie trafną „końcową uwagę”, a „Komitet przydawania prestiżu” wyśmiewa osoby na zawołanie uświetniające rozmaite wydarzenia „doniosłą wagą siwowłosej szacowności”:
„Pamiętajmy przy tym, że nasi notoryczni i niezniszczalni prezydiarze (jeśli wolno mi ich tak nazwać), od wielu lat pojawiający się na podwyższeniach równie regularnie, co wypożyczane w celach reklamowych przez producentów fortepiany Steinwaya lub Chickeringa, w swojej karierze przyczynili się do zwiększenia popularności i podniesienia prestiżu licznych szemranych sław i mętnego pustosłowia, ale dla urozmaicenia pomogli również rozpropagować wiele wspaniałych postępowych idei, które ludzie mniejszego formatu obawialiby się poprzeć i woleliby nie łączyć z nimi swojego nazwiska”.
W „Bajeczkach dla starszych dzieci” możemy przyjrzeć się światu z perspektywy leśnych stworzeń. Mają one jak i my swoich uczonych, którzy szyny kolejowe nazywają równoleżnikami, a przejazd lokomotywy uznają za przejście planety Wenus. Pod postacią upersonifikowanych leśnych żyjątek Mark Twain przedstawił w krzywym zwierciadle nadętych „apostołów wiedzy”, gardzących zdroworozsądkowymi uwagami zwykłych „robotników” i przekonanych o własnej nieomylności. Wystarczy im jedynie „źdźbło przypuszczenia, aby na nim wznosić cały gmach pewników i twierdzeń”. Przeczytajcie koniecznie, co leśni naukowcy wydedukowali na temat człowieka. Nie możecie też przegapić „Podróży międzyplanetarnej”, ale zaopatrzcie się wcześniej w ubiory odpowiednie do noszenia na Słońcu.
W swoich zaskakująco aktualnych krótkich tekstach Mark Twain błyskotliwie portretuje amerykańskie realia, wykazując się przy tym elokwencją i niepodrabialnym poczuciem humoru. Ten utalentowany amerykański satyryk, posiadający nie tylko wielki talent i zmysł obserwacji, ale też podziwu godną lekkość pióra, wykorzystał dowcip w celu demaskowania pozorów życia i konfrontowania ich z rzeczywistością. Błędem byłoby przypisywanie tym tekstom wyłącznie rozrywkowo-humorystycznego charakteru, choć zabawa podczas lektury rzeczywiście jest przednia. Przekonajcie się sami.
Dodaj komentarz