„To nie do pomyślenia, żeby przedstawicielka płci żeńskiej wychodziła o zmierzchu na ulice bez eskorty męża, ojca czy brata”.

Enola zawsze i wszędzie czuła się wyobcowana. Jej imię czytane wspak to „alone”, czyli „sama”. Od matki, uwielbiającej szyfry i anagramy, wciąż słyszała: „Doskonale poradzisz sobie sama”. Było to w czasach, gdy kobietom wmawiano coś dokładnie odwrotnego. Dobrze wiedziała o tym pani Holmes, wolnomyślicielka i orędowniczka emancypacji kobiet, która jako wdowa trafiła pod prawną opiekę najstarszego syna, dyktującego jej, co ma robić. Gdy w dniu czternastych urodzin córki pani Holmes nagle znika, Enola ma okazję udowodnić swoją samodzielność. Pomagają jej w tym zmyślnie poukrywane w całym domu pieniądze, wycyganione przez matkę od najstarszego syna pod pretekstem różnych rachunków do opłacenia – zgodnie bowiem z ówczesnym prawem po śmierci seniora rodu majątkiem i pieniędzmi zarządzał najstarszy syn, a wdowa zostawała z niczym. W obliczu grożącej jej zsyłki na pensję dla dziewcząt Enola również daje nogę z domu. Ucieka do Londynu, by odszukać matkę. Przy okazji odkrywa swoje powołanie i postanawia zagrać na nosie drugiemu ze swoich braci, słynnemu detektywowi Sherlockowi, rozwiązując przed nim sprawę zaginionego markiza. W ten sposób zostaje „pierwszą w świecie profesjonalną, logicznie myślącą, korzystającą z najnowszych osiągnięć nauki perdytorystką”, poszukiwaczką zaginionych. Ale początki nie są łatwe: przy najlepszych nawet chęciach nie można powiedzieć, że Sherlock i Enola mieli równy start.

„Przypomniała mi się lista jego osiągnięć, opisanych przez doktora Watsona: uczony, chemik, świetny skrzypek, strzelec wyborowy, szermierz, mistrz walk na palcaty, pięściarz i arcymistrz rozumowania dedukcyjnego.

Zaraz potem ułożyłam sobie w głowie listę moich własnych osiągnięć: umiejętność czytania i pisania, dodawania liczb, znajdowania ptasich gniazd, wykopywania robali, wędkowania oraz, rzecz jasna, umiejętność jazdy na rowerze”.

Starsi bracia nie traktują młodszej siostry jak równego im człowieka. Gdy spotykają się z nią po dziesięciu latach, najpierw rugają ją za nieodpowiedni strój, o co obwiniają matkę („jej dziwactwa przerodziły się w starczą demencję”). Sherlock z politowaniem zauważa, że „dziewczyna ma nieproporcjonalnie małą głowę w stosunku do swego nad wyraz wybujałego wzrostu”, co świadczy o żałośnie ograniczonej pojemności dziewczęcej czaszki. Były to typowe dla tamtej epoki poglądy. W kapitalnej książce „Niedyskretnik. Co dama wiedzieć powinna” Therese ONeil przytacza wypowiedzi ówczesnych specjalistów od kobiecych spraw (tak się składa, że byli to wyłącznie mężczyźni): „Bez względu na to, jak bardzo mężczyźni podziwiają publiczne występy utalentowanych kobiet, nie życzą sobie takiej śmiałości i fantazji u swoich żon”; „Nie powinna mieć żadnej kariery ani chęci robienia kariery, jeżeli ma wypełnić domowy krąg doskonałością”; „Co do przesadnego demonstrowania rozumu, trudno powiedzieć, czy jest to śmieszne, czy smutne… Któż nie jest zgorszony nonszalancką impertynencją zarozumialej kobiety, która chce olśnić wszystkich rzekomą wyższością swych talentów?”; „A zatem ostrzegam was, żony! Zajmijcie się obiadami swoich małżonków i nauczcie się, jak obiad powinien być ugotowany!”. Zachowanie braci Enoli kapitalnie podsumowuje służąca Holmesów, pani Lane:

„Nic dziwnego, że są starymi kawalerami. Wszystko musi się dziać po ich myśli. Uważają, że to im się od życia należy. Nie znieśliby obecności pewnej siebie kobiety”.

Nancy Springer zadbała o oddanie realiów epoki: gdy Enola przybywa wreszcie do wymarzonego Londynu, nie dostrzega eleganckich karet i wytwornego towarzystwa. Zamiast tego londyński East End roztacza przed nią całą swoją nędzę. Panienka z wiejskiej rezydencji widzi więc obdarte dzieci, biegające boso między szczurami i odłamkami szkła, dziewczynkę nawołującą ojca przed wejściem do pubu, zdesperowane ulicznice z wylęknionymi spojrzeniami (jedną z nich znaleziono niedawno martwą, z rozprutym brzuchem) i pełzające na brzuchu stare kobiety. Słyszy nawoływania ulicznych sprzedawców i pijackie pohukiwania, czuje woń gotowanej kapusty i smród Tamizy, oddycha powietrzem gęstym od sadzy.

Książkę czyta się świetnie. Napisana lekkim, zgrabnym, nawiązującym do epoki stylem, z wartką akcją i zagadką kryminalną przypominającą sprawy Sherlocka Holmesa, spodoba się miłośnikom klasycznych powieści detektywistycznych, a dla młodszych czytelników będzie doskonałym wprowadzeniem do pasjonującego świata słynnego detektywa z Baker Street.