Homunkulus, golem, haitańskie zombies, egipskie mumie, potwór Frankensteina, Niewidzialny Człowiek, Mr Hyde i inni.

„W upiornym laboratorium” jest zwieńczeniem „czarnej trylogii” Bartłomieja Grzegorza Sali. Po tomach poświęconych wampirom i wilkołakom autor postanowił skupić się na sztucznym życiu. Ostatnia część stanowi więc oryginalny poczet istot, jakie miały zostać stworzone przez człowieka na drodze praktyk magicznych, alchemicznych doświadczeń i eksperymentów naukowych – świadomie lub przez przypadek.

Okazuje się, że już od czasów starożytnych nie brakowało zuchwalców, próbujących przeniknąć jedną z największych boskich tajemnic – tajemnicę życia. Szczególna rola „w próbach realizacji prometejskiego mitu” przypadła alchemii, której – zdaniem autora – dzisiejsza nauka bardzo wiele zawdzięcza (chociażby dążenie do wiedzy poprzez doświadczenia). Marzenie pokoleń o stworzeniu sztucznej istoty o inteligencji bliskiej naszej do dziś nie zostało zrealizowane (choć potrafimy już klonować żywe istoty), jednak kolejne zakończone fiaskiem próby dały nam nieoczekiwanie cenną wiedzę. Temat sztucznego życia podchwycili bowiem pisarze, którzy w swoich utworach podkreślali konsekwencje zabawy w Boga, a ich ostrzeżenia hamują (lub winny hamować) naszą ślepą wiarę w postęp.

„Zrodzone za sprawą złowrogiego czarownika, wprawnego kabalisty, tajemniczego alchemika lub genialnego naukowca potwory dzięki swej sugestywności i każdorazowej oryginalności na dobre zagościły w powszechnych wyobrażeniach, zaznaczając swoją obecność we wszystkich przejawach kultury jako dziedzictwo wciąż intrygujące i inspirujące. Ale warto też pamiętać, że większość z tych stworów nie powstała tylko po to, by straszyć, lecz także aby ostrzegać przed tym, by podobny koszmar nigdy nie stał się rzeczywistością”.

W kolejnych rozdziałach książki Bartłomiej Grzegorz Sala prezentuje postacie (grupy) w kolejności ich pojawiania się w kulturze. Możemy być nieco zaskoczeni, że poczet istot stworzonych przez człowieka otwiera rozdział poświęcony androidowi, który kojarzy nam się raczej ze współczesnymi filmami science fiction. Tymczasem pierwsze próby stworzenia sztucznego człowieka, androida („człekokształtny”), podejmowane były już w starożytnym Egipcie (posąg Nysy – android Ptolemeusza II Filadelfosa). Zmyślne mechaniczne zabawki konstruowano w następnych stuleciach, przy czym najwspanialsze powstały w XVIII wieku. Motyw androida do literatury pięknej wprowadził Ernst Theodor Amadeus Hoffmann (w opowiadaniu „Piaskun”, wchodzącym w skład zbioru „Opowieści nocne”, wydanego w 1817 roku), a już w 1893 roku pojawił się pierwszy android – morderca (Fritz z opowiadania „Partner do tańca”Jerome`a K. Jerome`a).

Z lęku przed konsekwencjami zabawy w Boga powstał „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz” Mary Shelley, będący kamieniem milowym twórczości gotyckiej, uniwersalnym moralitetem oraz „jednym z najbardziej odkrywczych i zarazem upiornych motywów w światowej kulturze”. Z kolei odrażający Mr Edward Hyde, bohater krótkiej powieści Roberta Louisa Stevensona, stwór uosabiający moralną i fizyczną deformację człowieczeństwa, jest ostrzeżeniem przed skutkami niekontrolowanego rozwoju nauki. Kontrowersyjne eksperymenty skrytykował Herbert George Welles we wstrząsającej „Wyspie doktora Moreau”.

Korzyść dla nauki i służba ludzkości stały się dla niektórych odpowiednikiem postępu w ruchach polityczno-społecznych, zatem rodzajem alibi dla najbardziej odrażających działań, zwłaszcza jeśli towarzyszyły im jeszcze osobiste ambicje okrycia się sławą. Rzecz jasna, bez śmiałych wizji, odważnych eksperymentów i przekraczania pewnych granic rozwój wiedzy nie byłby możliwy, nie udałoby się opracować formuły rozmaitych technologii czy leków, nie udałoby się również wynaleźć szczepionek, zatem dokonać dobroczynnych i zbawiennych odkryć. Wielu naukowców potrafiło rozróżnić, które granice warto przekroczyć, a które należy bezwzględnie uszanować. Lecz ambicje lub szalone wizje innych czyniły z niekontrolowanych badań naukowych prawdziwe zagrożenie”.

Zaletą całej „czarnej trylogii” Bartłomieja Grzegorza Sali jest ukazywanie prezentowanych postaci na tle historycznym, kulturowym i geograficznym, dzięki czemu nie są one oderwane od swoich czasów i ich najważniejszych zjawisk. Informacjom o rządach Ptolemeusza w Egipcie, wojnie secesyjnej, kolonizacji Dzikiego Zachodu czy rewolucji rosyjskiej towarzyszą opisy miejsc (miasto Edison, Ząbkowice Śląskie, okolice Jeziora Genewskiego, Wiedeń, żydowski Chełm i żydowska Praga). Autor przywołuje również tytuły klasycznych dzieł literackich i filmowych, by pokazać, jak wykreowane istoty funkcjonują w szeroko pojętej kulturze oraz w masowej wyobraźni. Kolejne pozycje „czarnej trylogii” czytałam z prawdziwą przyjemnością, ale to „W upiornym laboratorium” uważam za część najlepszą, gdyż prezentuje całą galerię różnorodnych stworów, podczas gdy poprzednie koncentrowały się na jednym nadnaturalnym gatunku (wampir i wilkołak). Nie bez znaczenia, jak sądzę, jest fakt, że tematy i problemy poruszane w trzeciej części bliższe są niepokojom współczesnego człowieka, który bardziej niż wampirów obawia się naukowców oraz tego, co jeszcze są w stanie zmajstrować.. Pasjonująca lektura. Polecam.