Niepoprawna Mary Roach „znów wściubia nos tam, gdzie wszyscy chcieliby zajrzeć, ale się wstydzą”. Nie dla pruderyjnych.

„Będą też małpy. Nie zmieniajcie kanału”.

Mary Roach

Trudno zrecenzować tę książkę w taki sposób, by uniknąć posądzenia o demoralizację czy nieobyczajność. Nie wiem, gdzie są granice Mary Roach, ale przypuszczam, że dla wielu czytelników znikają za odległym horyzontem.

Seks jako przedmiot badań laboratoryjnych to całkiem nowe zjawisko – nie bez powodu. Badaniom nad fizjologią seksu nawet dziś towarzyszy strach przed opinią publiczną, nietolerancją religijną, presją polityczną, ale przede wszystkim przed uprzedzeniami i bigoterią. Strach, dodajmy, uzasadniony. O naszej pruderii i ciasnocie umysłowej świadczy chociażby los naukowców i lekarzy, zajmujących się na poważnie „tymi sprawami” (czyli najprawdopodobniej „zboków”):

„Ginekolog James Platt White został w roku 1851 wydalony z Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego po tym, jak zaprosił studentów, aby zobaczyli (za zgodą pacjentki) przebieg porodu. Jego koledzy medycy byli oburzeni niestosownością, której dopuszcza się lekarz mężczyzna, zaglądając w kobiece genitalia. W roku 1875 ginekolog Emo Nograth został wygwizdany podczas referatu na temat chorób wenerycznych wygłoszonego na forum nowo utworzonego Amerykańskiego Towarzystwa Ginekologicznego”.

Nic dziwnego, że kobieca anatomia i damskie potrzeby do niedawna były dla medyków taką tajemnicą, iż leczenie przypominało raczej szarlatanerię: nie dlatego, że lekarzom brakowało rozumu, ale dlatego, że brakowało im informacji (doktor Charles A. Hoff, autor książki „Drogi i bezdroża zdrowia” sugerował na przykład młodym kobietom, by w noc poślubną były po prostu „piękną istotą, która leży u jego boku, zastanawiając się, co takiego los zgotował jej rozedrganej skromności”; Pye Henry Chavasse, autor książki „Wskazówki dla żon” ostrzegał z kolei surowo, że „comiesięczny period to okres, z którym nie należy igrać, bo inaczej biada nieszczęsnej trzpiotce!”; zdaniem Stewarta Warrena, autora „Przewodnika i przyjaciela żony”, nieprawidłowości w menstruacji są sygnałem od Natury, że kobieta prowadzi „nienaturalne życie”, itd. itp.)

Ostrożni naukowcy unikali tematu seksu międzyludzkiego jak ognia, koncentrując się raczej na bezpiecznych badaniach zachowań godowych jeżozwierzy i nagrywaniu odgłosów „kopulacji skunksów i świstaków”. Taki stan trwał – o zgrozo! – do lat trzydziestych ubiegłego wieku, przy czym podkreślić należy, że nawet dziś naukowcy zajmujący się badaniami nad fizjologią seksu mają mocno pod górkę, dlatego są mistrzami niedomówień.

„Jeśli usiedlibyśmy obok Cindy w samolocie i zapytali, czym się zajmuje, to albo by skłamała, albo odpowiedziała: Prowadzę badania fizjologiczne. W większości przypadków to działa. Jeśli drążą dalej, mówię coś w rodzaju: używamy różnych bodźców wizualnych i dźwiękowych, ażeby przyjrzeć się reaktywności autonomicznego układu nerwowego w różnych kontekstach. To już zwykle wystarcza”.

Mary Roach nie ma takich zahamowań. W imię nauki jest w stanie posunąć się naprawdę daleko: nie zawaha się, gdy trzeba będzie wziąć udział w eksperymentalnym badaniu, a nawet przekonana do tego męża – po czym wszystko opisze w książce. Pójdzie na pokaz „maszyn do seksu” i do fabryki „zabawek dla dorosłych” oraz przyjrzy się (z bliska) pracy inseminatorów, by przekonać się, czy świnie wiedzą coś, czego my nie wiemy (a może powinniśmy). Wlezie lekarzom i naukowcom do ich gabinetów, by dostarczyć nam możliwie wiarygodnych i rzetelnych informacji z dziedziny tyleż wstydliwej, co egzotycznej, mimo iż koszula, jak mówią, powinna być ciału najbliższa. Poczytamy więc o różnych znaczeniach orgazmu („poza tym najbardziej oczywistym”), o zawiłościach „funkcji i dysfunkcji męskich genitaliów”, o twórczych podejściach do impotencji, przeszczepach jąder i zupie z tygrysiego penisa (trzysta dwadzieścia dolarów za talerz), o epidemii amputacji penisów w Syjamie i implantach dla mężczyzn, o pomiarach kobiecego żaru, wibratorach na receptę i histerii jako „chorobie wdów”, o „złożonej, donkiszotowskiej zależności ciała i umysłu w ramach kobiecej seksualności” oraz o władzy hormonów, które są „naturalną wersją trzech butelek piwa”.

„BZYK. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu” Mary Roach to książka dla odważnych, która otwiera drzwi zazwyczaj dyskretnie zamknięte. Autorka pokazuje nam, jak ważną rolę pełnią badania prowadzone nad fizjologią seksu: pomagają nam zrozumieć nie tylko działanie ludzkiego organizmu, ale też ludzką psychikę. Wszyscy znamy powiedzenie: „Nieznajomość prawa szkodzi”. Dzięki książce Mary Roach przekonamy się, jak szkodliwa może być nieznajomość własnego ciała.