„Ze wszystkich stron rozlegał się trzask otwieranych okien. Ukazywały się w nich postacie w najrozmaitszych strojach nocnych.
– Co się stało? – pytano zewsząd.
– Nadchodzą! Marsjanie nadchodzą! – wrzasnął policjant, waląc w drzwi domu i pobiegł dalej”.
Na początek coś sobie wyjaśnijmy. „Wojna światów” H.G. Wellsa po raz pierwszy została wydana w 1898 roku (polskie wydanie rok później). Motyw inwazji kosmitów pojawił się jednak już w 1897 roku – w utworze Władysława Satkego zatytułowanym „Goście z Marsa”. Wells to dziś klasyk, ale pierwszy nie był.
„Wojna światów” rozpoczyna się od wprowadzenia nas w kwestie naukowe, które w owym czasie wywołały spore zainteresowanie Czerwoną Planetą. Badania astronoma Giovanniego Schiaparelliego stały się podstawą stworzenia teorii kanałów na Marsie, co sprytnie wykorzystał Wells: „Przez cały ten czas Marsjanie przygotowywali się do najazdu”. Również przyczyny inwazji starał się umocować w ówczesnej wiedzy naukowej na temat ewolucji Układu Słonecznego. Mars, będąc starszym od Ziemi i położonym dalej od Słońca, wszedł w ostatni stopień wyczerpania:
„Ich świat oziębił się już mocno, gdy tymczasem nasz jest pełen życia, ale zaludniony, ich zdaniem, przez istoty będące zwierzętami stojącymi na bardzo niskim stopniu rozwoju. Stoczyć zatem walkę z tym światem, jaśniejącym w kierunku Słońca, byłoby dla nich jedynym sposobem uniknięcia zagłady, która zbliża się coraz szybciej z każdym nowym pokoleniem”.
To usprawiedliwienie najeźdźców może dziwić u narratora, który cudem ocalał z katastrofy, a jednak niepozbawione jest logiki: czyż emigranci europejscy nie wyplenili doszczętnie tubylczych plemion, nie przyczynili się do zagłady wielu gatunków, by zrobić miejsce dla siebie? „Czyż jesteśmy istotnie takimi apostołami miłosierdzia, że mielibyśmy prawo narzekać, gdyby Marsjanie postąpili z nami w taki sam sposób?” Wiele mówi nam także o samym narratorze, posiadającym „pewne wykształcenie naukowe”, i o jego sposobie relacjonowania wydarzeń: skrupulatnym, rzeczowym, zdystansowanym na tyle, na ile to możliwe w tych okolicznościach. Styl tej relacji ma reporterski charakter – do tego stopnia, że oparte na powieści słuchowisko radiowe Orsona Wellesa wywołało prawdziwą panikę wśród słuchaczy. W „Danse macabre” Stephen King wspomina opowieść swojej matki o tym, jak jedna z jej sióstr „o mało nie podcięła sobie żył w wannie”, kiedy nadawano „Wojnę światów” Orsona Wellesa: „Nie można rzec, żeby ciotka działała pochopnie. Patrzyła przez okno w łazience i zamierzała podciąć sobie żyły, dopiero gdy na horyzoncie pokażą się machiny Marsjan”.
Początek inwazji nie robi większego wrażenia na powściągliwych i ugrzecznionych Anglikach z końca dziewiętnastego wieku. Preludium to swoisty towarzyski „walc z walcami”, które spadły z nieba, ryjąc idealne angielskie trawniki. Mieszkańcy Woking wybierają się pooglądać „nowinkę” jak jakiś okaz w Ogrodzie Zoologicznym. Grupy chłopców i – uwaga! – „mężczyzn bez zajęcia” (charakterystyczne dla patriarchalnego świata) ciągną na wygon, by zobaczyć „umarłych ludzi z Marsa”. Można sobie wyobrazić ich zaskoczenie, gdy jednym palącym promieniem Marsjanie unicestwiają całą ich delegację, z białą flagą włącznie:
„Oprócz tego i oprócz niewysłowionego zdziwienia, jakie zdawało się obejmować cały przestwór, nic nie zmieniło się dokoła. Gromadka czarnych punkcików z białą flagą została zmieciona ze świata i zapanowała cisza jak przedtem”.
Herbert George Wells zaskoczył czytelników – i narratora – nowatorskim wizerunkiem kosmitów: to obrzydliwe, napęczniałe ciała, otoczone mackami, przerażająco obce i odpychające.
„Kto nie widział żywych Marsjan, ten nie ma pojęcia o ich okropnym wyglądzie! Dziwaczne usta w kształcie V z brzegiem górnym ostro zakończonym, oczy bez brwi, nieobecność podbródka pod dolnym, klinowatym brzegiem ust, ciągłe drganie tych ust, grupy macek przypominających węże Gorgony, chrapliwy oddech płuc w niezwykłej dla nich atmosferze, widoczna ciężkość i trudność ruchów z powodu większej siły przyciągania ziemi, a przede wszystkim nadzwyczajna intensywność olbrzymich oczu – wywoływały uczucie wstrętu dochodzące do mdłości”.
A to jeszcze nie koniec okropności. Szybko okazuje się, że Marsjanie żywią się ludzką krwią, dlatego nie zależy im na eksterminacji naszego gatunku: zamierzają nas hodować. Potulnych i uległych zostawiają w spokoju (obiady na później), niepokornych i walczących tropią za pomocą trójnogów i likwidują płonącym promieniem lub czarnym dymem. Jednocześnie na innym poziomie ekspansywne marsjańskie zielsko toczy wojnę z ziemską fauną i florą. „Nigdy przedtem, w dziejach wojen, zniszczenie nie było tak ogólne i bezwzględne” – stwierdza narrator i zaraz potem notuje: „Sześć milionów ludzi bezbronnych i bez zapasów żywności uciekało na złamanie karku. Początek porażki cywilizacji, rzezi ludzkości”. Okazuje się bowiem, że wobec okrucieństwa i bezwzględności wojny człowiek i jego kultura nie znaczą nic, są jak pył na wietrze. Kultura zostaje unicestwiona w pierwszej kolejności, a odarty z niej, postawiony w obliczu katastrofy człowiek natychmiast zaczyna ulegać zezwierzęceniu – górę bierze w nim instynkt przetrwania. Niektórzy kryją się pod ziemią razem ze szczurami, inni chcą służyć nowym panom (pozdrawiamy Francuzów). Wszystkie nasze osiągnięcia nie są w stanie choćby spowolnić inwazji (podbój zajął Marsjanom całe cztery dni). Ocaleć możemy jedynie jakimś niewiarygodnym cudem i ten cud w powieści się zdarza: nas, najpotężniejsze istoty ziemskiego świata, ratują przed zagładą nie nasze wynalazki, bomby i armie, lecz zwykłe bakterie – najmniejsi z najmniejszych. Tam, gdzie zawiódł człowiek i jego nauka, wygrała Natura. Pesymistyczna to dla ludzkości konkluzja, bardzo w stylu Wellsa.
„Leżeli zabici przez gnilne i chorobotwórcze bakterie, przeciwko którym organizm ich nie był uodporniony. Zabici tak, jak Czerwone Ziele zostało zabite. Zabici po wyczerpaniu przez ludzi wszelkich środków obrony. Zabici przez stworzonka najmarniejsze ze wszystkich, jakie Bóg w mądrości swojej osiedlił na Ziemi!”
Jak zauważa Anita Has–Tokarz („Horror w literaturze współczesnej i filmie”): „Kolizja z obcym/potworem kwestionuje niepodważalność i trwałość reguł rządzących wszechświatem, w które wyposaża jednostkę kultura, a także nauka. Dezintegracja świata, która dokonuje się w chwili wtargnięcia irracjonalnej Istoty, budzi lęk wynikający z poczucia dezorientacji”. Inwazja Marsjan demaskuje bezbronność człowieka i nietrwałość stworzonej przez niego cywilizacji. W chwili prawdziwego zagrożenia ani kultura, ani nauka nie są w stanie nas ocalić. Potwierdziły to wkrótce dwie wojny światowe.
Dodaj komentarz