Umberto Eco na tropie absurdów współczesnego życia.
„Pierwszym mistrzem sztuki pokazywania się był imbecyl stający za osobami, z którymi przeprowadzano wywiad, i machający rączką. Bywał dzięki temu rozpoznawany następnego wieczoru w barze (wiesz, widziałem cię w telewizji!), ale takie występy trwały zaledwie chwilę”.
Charakterystyczną cechą naszych czasów jest parcie na szkło: chorobliwa potrzeba pokazania się, zaistnienia w mediach za wszelką cenę – nawet za cenę utraty reputacji. Ponieważ niezwykłe osiągnięcia znajdują się poza zasięgiem zwykłego przeciętniaka, próbuje on zwrócić na siebie uwagę innymi dostępnymi mu sposobami: rozgrzebuje publicznie własne prywatne sprawy, wywołuje skandale, wygłasza kontrowersyjne, szokujące opinie, kradnie, cudzołoży, morduje… Traci dobre imię, ale zyskuje upragniony rozgłos. Na chwilę.
„Czy to frenetyczne dążenie do pokazania się (i do rozgłosu za wszelką cenę, także za cenę tego, co kiedyś uchodziło za piętno wstydu) spowodowane jest utratą wstydu, czy też traci się poczucie wstydu, ponieważ wartością nadrzędną jest pokazanie się nawet za cenę wstydu? Skłaniam się ku tej drugiej tezie. Bycie widzianym, bycie przedmiotem rozmów stało się wartością nadrzędną tak dalece, że ludzie gotowi są zrezygnować z tego, co nazywano niegdyś wstydliwością (albo zazdrosnym poczuciem własnej prywatności). Esposito odnotowuje, że dowodem braku wstydu jest także głośne rozmawianie przez telefon komórkowy w pociągu, to znaczy informowanie wszystkich o swoich prywatnych sprawach, o których kiedyś szeptano na ucho. Rzecz nie w tym, że taki człowiek jest świadomy, iż inni go słyszą (dowodziłoby to tylko złego wychowania), ale w tym, że podświadomie pragnie być słyszanym, chociaż jego prywatne sprawy pozbawione są znaczenia”.
Dzisiejszy świat stoi na głowie. Nikt nie przeprasza za swoje złe zachowanie, które stało się normą. Usprawiedliwiać muszą się za to właściciele domowych bibliotek, gdyż posiadanie na własność większej liczby książek normą z pewnością nie jest i budzi w społeczeństwie podejrzliwość. Każdy, kto ma w mieszkaniu przynajmniej jeden regał wypełniony książkami, z pewnością usłyszał nieśmiertelne pytanie: „Przeczytałeś je wszystkie?” Wynika ono z kompletnego niezrozumienia funkcji domowej biblioteki, niezrozumienia dziś powszechnego i ogromnie dla bibliofila frustrującego.
„Ja stosowałem kiedyś replikę wzgardliwą: Nie przeczytałem żadnej, inaczej po co miałbym je tu trzymać?
Ale jest to odpowiedź niebezpieczna, powoduje bowiem oczywistą reakcję:
No a gdzie trzyma pan te już przeczytane?
Lepiej udzielić odpowiedzi standardowej Roberta Leydiego:
Przeczytałem wiele, wiele więcej, proszę pana; mrozi ona przeciwnika i wprawia go w stan osłupiającego uwielbienia. Uważam jednak, że jest bezlitosna i może wywołać lęk. Teraz oznajmiam tylko: Nie, te mam przeczytać przez najbliższy miesiąc, resztę trzymam na uniwersytecie. Odpowiedź taka z jednej strony sugeruje wspaniałą strategię ergonomiczną, a z drugiej sprawia, że gość przyspieszy chwilę pożegnania”.
Jednocześnie to samo społeczeństwo wykazuje całkowity brak zrozumienia, gdy w grę wchodzi piłka nożna. I znowu posiadacze domowych bibliotek muszą się tłumaczyć. Nieznajomość wyniku ostatniego meczu jest wszak błędem niewybaczalnym. Nieznajomość Platona i Arystotelesa nim nie jest. Wszechobecna kultura masowa narzuca nam masowe gusta i zainteresowania: stado nieustannie wywiera presję na tych, którzy nie chcą za nim podążać.
„Rzecz nie w tym, że jego nie obchodzi zupełnie, czy mnie obchodzi. On po prostu nie potrafi pojąć, że kogoś może to nie obchodzić. Nie pojąłby tego nawet wtedy, gdybym miał troje oczu i parę czułków na pokrytym zielonymi łuskami karku. Nie zdaje sobie sprawy z różnorodności, odmienności i nieporównywalności możliwych światów”.
Felietony Umberto Eco są podszyte gorzką ironią, gdyż współczesny świat pod wieloma względami zszedł na psy (nie ubliżając psom). Nie ma w nim miejsca dla ludzi myślących, taktownych, dobrze wychowanych. Nie ma miejsca dla wstydu, prywatności, szacunku, dobrego imienia. To świat przeznaczony dla idealnych konsumentów, dlatego ktoś, kto konsumentem nie jest, musi się nauczyć, jak w nim przetrwać. W humorystycznych instrukcjach włoski noblista zdradza nam, jak stać się popularnym i jak się pokazać, będąc nikim. Nauczymy się, jak nie zapominać o pedofilach i unikać chorób zakaźnych, jak posługiwać się siecią, usiłując sobie coś przypomnieć, jak karać nadawców spamu, radzić sobie z taksówkarzem, przeżyć w chaosie mediów i usprawiedliwić posiadanie biblioteki. Instrukcje Umberta Eco w żadnym razie nie uczynią z nas idealnych uczestników kultury masowej, gdyż nie taki był ich prawdziwy cel (pamiętać należy o tym, że w felietonach włoskiego intelektualisty reprezentantom obu kultur – niskiej i wysokiej – dostaje się po równo). Ten z pozoru lekki zbiór często absurdalnych, dowcipnych wskazówek po mistrzowsku obnaża wewnętrzną pustkę świata, w którym przyszło nam żyć, i staje się źródłem niewesołych refleksji na temat niepokojących zjawisk społecznych oraz kondycji człowieka – mieszkańca XXI. wieku.
18 marca 2019 o 17:59
Niektóre felietony pewnie znam z starych wydań moich rodziców, ale kupiłabym, bo okładka super, a Umberto Eco nigdy nie za dużo w mieszkaniu 😀 Jeżeli kiedykolwiek będę mogła użyć zdania o trzymaniu reszty książek na uniwersytecie to będę naprawdę zadowolonym z siebie człowiekiem 😀