Kolejna seria, która przypadła mi do gustu, głównie za sprawą sugestywnych, nastrojowych akwarel, doskonale oddających specyficzny klimat amerykańskiej prowincji z ubiegłego wieku.

W „Hrabstwie Harrow” jest jednak coś jeszcze: wszechobecny nastrój grozy, którego nie powstydziłby się Edgar Allan Poe.

Harrow to jeden z tych wiejskich mikroświatów, w którym wszyscy doskonale się znają, a życie toczy się utartymi koleinami – spokojnie, bez pośpiechu, ale z konsekwencją czołgu. Emmie kojarzy on się głównie z zapachem świeżo zaoranej ziemi i meczeniem kóz. Nic dziwnego, że stojąca u progu dorosłości dziewczyna marzy o poznaniu świata (i jakiegoś chłopaka przy okazji…). Wychowujący ją samotnie ojciec jest jednak temu przeciwny, dlatego jedyną rozrywką Emmy pozostaje nadawanie imion zwierzętom gospodarskim oraz pochłanianie książek, dostarczanych na położoną na odludziu farmę przez obwoźnego handlarza i jego córkę Bernice.

Już na tym etapie komiks wywiera naprawdę dobre wrażenie. Niezwykłe, akwarelowe ilustracje Tylera Crooka przenoszą nas na amerykańską prowincję, realistycznie i w bardzo plastyczny sposób odtwarzając okolicę farmy, napierający na nią las, drewniane budynki, surowe, proste wnętrza i niewyszukane, praktyczne stroje. Podoba nam się bohaterka, niewinna wiejska dziewczyna o dość topornych rysach twarzy, ale czułym sercu. Zachwycamy się subtelnymi, stonowanymi barwami pól i drzew, spokojną okolicą i nieśpiesznym rytmem życia, choć ten sielankowy nastrój burzą co jakiś czas niepokojące znaki. Scenarzysta Cullen Bunn mnoży gotyckie rekwizyty, szykując dla Emmy prezent urodzinowy, od którego włosy zjeżą się jej na głowie: mieszkańcy hrabstwa – z ukochanym „tatkiem” na czele – wkrótce rozpoczną polowanie na dziewczynę. A wszystko z powodu znaków i klątwy pewnej wiedźmy, na której przed laty dokonano tu samosądu. Wiedźmy zresztą nie byle jakiej: Hester leczyła dotykiem, wzywała zjawy z mrocznych miejsc, a nawet powoływała z błota mężczyzn i kobiety, podobnych jak dwie krople wody do ludzi, „którzy ją odepchnęli”.

Ścigana, zaszczuta Emma znajduje schronienie w lesie – lecz cóż to za las! To raczej mroczny, przepastny, chaotyczny i dziki archetyp lasu, stanowiący siedlisko niezwykłych i przerażających demonów, pełen tajemnic i niebezpieczeństw. To właśnie w takiej scenerii dokona się przemiana głównej bohaterki, która przechodzi od niewinności do samoświadomości, co pozwala jej przeciwstawić się oprawcom:


„- Nie chcę nikogo krzywdzić… ani was… ani ludzi, którzy mieszkają w okolicy.
– Oszukuje. Hester mówiła tak samo! Lepiej załatwmy ją i zacznijmy nowy cykl…
– Co stworzyłam… mogę zlikwidować. Mówiłam wam… nie jestem Hester. Nie załatwiam spraw tak jak ona. I nie umrę tak jak ona. Jeśli spróbujecie mnie zabić… obiecuję, że nie zginę sama”.

„Hrabstwo Harrow. Niezliczone duchy” Cullena Bunna i Tylera Crooka to komiks dla tych, którzy lubią nastrojowe, gotyckie opowieści grozy w zachwycającej, klimatycznej oprawie. Dodam tylko, że tę „uroczą, a jednocześnie niepokojącą historię”, wywołującą gęsią skórkę, polecają zgodnie Jeff Lemire, Mark Millar i Mike Mignola. Nie śmiem się przyrównywać do tak znamienitego grona, pozostaje mi więc jedynie przyklasnąć tym opiniom – z jednym malutkim zastrzeżeniem: w odniesieniu do tej historii raczej nie użyłabym słowa „uroczy” (zrozumiecie, gdy poznacie gadającą skórę).