Sekrety szczęścia z różnych zakątków świata, m.in. z Bhutanu, Finlandii, Australii i Chin. Polski brak.

Helen Russell, autorka „Życia po duńsku”, nie ograniczyła się tym razem do jednego kraju i sposobów na szczęśliwe życie poszukiwała na całym świecie. Efektem jest ten alfabetyczny katalog kulturowych zwyczajów, który „daje horyzontalny przekrój szczęścia i stanowi próbę odpowiedzi na pytanie, czym w różnych miejscach jest dobre życie”.


„W swoich badaniach natrafiłam na kilka uniwersalnych sposobów – spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi, ograniczanie stresu w pracy czy przebywanie na łonie natury podczas gdy inne, takie jak fińskie popijanie w samej bieliźnie albo celebrowanie starości w Japonii, okazały się intrygująco oryginalne. Jedno jest jednak pewne – wszyscy możemy być szczęśliwsi, a sposobów na osiągnięcie tego stanu jest mnóstwo”.

Anglicy imponują innym nacjom swoim opanowaniem i charakterystycznym, zachwycającym poczuciem humoru. Podobno uwielbiają wszystko, co sprawia, że czują się jolly. Jolly odnosi się do typowo angielskiego „radosnego sposobu bycia”: konwencjonalnych rozmów o pogodzie, nieokazywania złego humoru (co jest w złym tonie) i – generalnie – trzymania fasonu, bo przecież mogło być gorzej, uszy do góry.


„Podczas kolejnego ataku na London Bridge w 2017 roku sfotografowano mężczyznę, który ucieka z pobliskiego Borough Market, nie wypuszczając w połowie pełnego kufla z piwem. Później okazało się, że to Paul z Liverpoolu, którego uznano za niewzruszone wcielenie angielskiego poczucia humoru i buntu”.

Australia regularnie pojawia się w gronie dziesięciu najszczęśliwszych państw na świecie, do czego z pewnością przyczynia się niepodzielnie tam królujące słońce, zachęcające do spędzania czasu na zewnątrz, w towarzystwie innych ludzi. Słońce dobrze nam robi. Ale dobrze robi nam również egalitaryzm i poczucie, że mieszkamy w kraju uczciwym i sprawiedliwym, gdzie każdy ma takie same szanse (fair go).


„Zgodnie z wynikami ankiety opublikowanej w magazynie The Age prawo do fair go, do sprawiedliwej szansy, jest dziś w Australii najwyżej cenioną wartością. W rezultacie australijskie społeczeństwo jest zażarcie antyhierarchiczne. Nikt nie jest lepszy od innych, więc czemu ktokolwiek miałby być traktowany inaczej?”

O Bhutanie i jego Szczęściu Narodowym Brutto pisał już Eric Weiner w „Geografii szczęścia”. Ten malutki himalajski kraj po cichu zmienia oblicze świata. Król Bhutanu Szczęście Narodowe Brutto (GNH) uznał za ważniejsze od produktu narodowego brutto, a miarą prosperity w tym kraju jest duchowe, fizyczne i społeczne zdrowie obywateli oraz stan środowiska naturalnego. Co dwa lata rządowy think tank przeprowadza badanie, w którym wszystkich Bhutańczyków pyta się o ich życie i szczęście, a następnie specjalna komisja mierzy poziom szczęścia i dobrostanu w dziewięciu kluczowych obszarach: dobrostan psychiczny, zdrowie, czas wolny, edukacja, różnorodność kulturowa i odporność psychiczna, dobre rządy, żywotność społeczności, standard życia i różnorodność biologiczna – ponieważ ekologia ma w Bhutanie naprawdę duże znaczenie.


„W Bhutanie zakazano komercyjnej wycinki drzew, a w celu ograniczenia ruchu samochodowego co miesiąc organizowany jest Dzień Pieszego. Tsewang powiedział mi, że jego kraj niedawno odrzucił możliwość przystąpienia do Światowej Organizacji Handlu, bo członkostwo w niej zobowiązuje do udostępniania lasów i innych zasobów naturalnych w sposób niezgodny z celami środowiskowymi GNH. Żeby dbać o sylwetki swoich obywateli, władze Bhutanu podziękowały McDonaldowi i jego inwestycjom.”

Bardzo ciekawa jest duńska koncepcja „szczęścia w pracy”, której oryginalnej nazwy moja klawiatura nie jest w stanie zapisać. To idea równowagi między pracą a resztą życia, przy czym większość Duńczyków oczekuje, że praca nie będzie upierdliwym obowiązkiem, ale… źródłem szczęścia. W miejscach pracy obowiązuje swobodny strój, atmosfera jest przyjazna, hierarchia szczątkowa, a wszyscy zgodnie dążą do wspólnego celu.


„Dzięki temu pracownicy mają poczucie sprawczości i osobisty stosunek do podejmowanych decyzji. Dostają też dużą swobodę i jeśli tylko zadania zostają wykonane, szefa nie obchodzi, jak, gdzie i kiedy pracownicy to robią (stąd poranna joga i popołudniowe frisbee). Pracodawca ma do mnie zaufanie, wierzy, że wykonam rzetelną robotę, i pozwala mi samej się zorganizować – wyjaśnia Karina. – Mam całkowitą kontrolę nad swoją pracą, nikt nie mówi, że muszę przychodzić punktualnie na ósmą. (…)W duńskich firmach nie ma tej kultury uporczywej obecności co w innych krajach, a pracą do dziewiętnastej nie przysporzysz sobie pochwał – co najwyżej szef udzieli ci reprymendy, że kiepsko zarządzasz czasem i niewydajnie pracujesz”.

Duńczycy nie pracują ciężej – pracują inteligentniej. I w znacznie przyjemniejszej atmosferze. Poza tym, jeśli coś idzie nie tak, państwo zapewnia asekurację: utrata pracy nie jest końcem świata. Dzięki ubezpieczeniu na wypadek bezrobocia wielu pracowników nawet przez dwa lata otrzymuje 90 procent swojej ostatniej pensji. Rząd finansuje też szczodre zasiłki i programy przekwalifikowywania. Szczęśliwi Duńczycy. I szczęśliwa Dania – od lat w czołówce najszczęśliwszych krajów na świecie.

Holenderski gezellig różni się od duńskiego hygge zafiksowaniem na punkcie staroci. Wcieleniem gezellig są staroświeckie „brązowe kawiarnie” z boazerią z ciemnego drewna i przyćmionym światłem. Oprócz gezellig kluczami do holenderskiego szczęścia są liberalizm, tolerancja i… rowery. Przymuszeni koniecznością Hindusi celują w jugaad, czyli w taniej innowacji, improwizacji, pomysłowości, zaradności, której przejawem może być smażenie tostów i jajek na żelazku. W zimnej i ciemnej Finlandii furorę robi „picie w gaciach” – forma rozrywki dostosowana z kolei do niesprzyjających warunków klimatycznych.


„Podczas ostatniej fali zimna w mediach społecznościowych krążył mem pokazujący różnice klimatu i narodowego charakteru między krajami Europy Północnej. Szwedzi opisywali zimową pogodę jako armatę śnieżną. Brytyjczycy określili ją mianem bestii ze Wschodu. A dla Finów była to środa”.

Islandczycy, mieszkańcy kraju o iście kosmicznym krajobrazie, lubią sobie powtarzać, że „wszystko się jakoś ułoży”. Surowy klimat rozwija w ludziach bujne życie wewnętrzne: 54 procent Islandczyków wierzy w elfy, a BBC donosi, że co dziesiąty Islandczyk wyda w życiu przynajmniej jedną książkę. Nic dziwnego, że jednym z czynników, który zapewnia Islandczykom wysoką pozycję w rankingach szczęścia, jest czytelnictwo.


„Obrazy z rezonansu magnetycznego pokazują, że kiedy czytamy, doświadczamy w umyśle opisanych w historii czynności, obrazów i dźwięków, co stymuluje połączenia neuronowe. Udowodniono też, że zanurzenie się w lekturze poprawia empatię i podnosi samopoczucie”.

Na Islandii istnieje tradycja wymieniania się książkami w Wigilię oraz coroczna jolabokaflod, czyli „świąteczna powódź książek” – okres między wrześniem a grudniem, kiedy księgarnie mają największy utarg, bo ludzie kupują prezenty.

Jeśli jesteście ciekawi, w jaki sposób dążą do szczęścia mieszkańcy innych przedstawionych w książce krajów, sięgnijcie po przyjemny, ciekawy i niepozbawiony angielskiego humoru „Atlas szczęścia” Helen Russell. A gdyby jeszcze było wam mało czytania o szczęściu – które podwójnie poprawia nastrój: przez sam fakt czytania i ze względu na temat – polecam równie sympatyczną „Geografię szczęścia” Erica Weinera, dowcipny opis karkołomnej podróży po różnych częściach świata w poszukiwaniu ziemskiego Edenu.