„Gdyby świat nie potrzebował potrząśnięcia, po cóż moc by się teraz pojawiła?”
Świat jaki jest, każdy widzi. Daleko mu do ideału. Inna sprawa, że „potrząśnięcie”, które funduje mu Naomi Alderman, niczego tak naprawdę nie zmienia. Pozostają te same krzywdy i ta sama dyskryminacja płci – tylko ofiary są inne, bo tym razem to kobiety okazują się silniejsze. Teraz to mężczyźni mają się bać.
Wszystkie bohaterki „Siły” Alderman zostały w jakiś sposób napiętnowane przez mężczyzn. Czternastoletnią Roxy poznajemy, gdy walczy z napastnikami o życie własnej matki. Allie ucieka z zastępczego domu, w którym była gwałcona przez opiekuna przy milczącym przyzwoleniu jego żony. Nawet burmistrz Margot, kobieta posiadająca władzę, musi znosić ciągłe podgryzanie i na każdym kroku walczyć z mężczyznami, którzy próbują wpływać na jej decyzje. Świat nie jest idealnym miejscem dla ładniejszej połowy ludzkiego gatunku. Młody Tunde, nastraszony przez Enumę, to jedyny mężczyzna w jakiś sposób skrzywdzony przez kobietę. Wszystko to sprawia, że fantastyczna powieść Naomi Alderman, przedstawiająca wizję alternatywnej przyszłości, jest w znacznie większym stopniu dystopijną opowieścią o teraźniejszości, w której kobiety wciąż są krzywdzone, zastraszane, wykorzystywane i nierówno traktowane.
Gdy młode dziewczęta odkrywają, że potrafią razić elektrycznością i jednym dotknięciem zadawać straszliwy ból, rozbudzają tę uśpioną moc w starszych kobietach, zapoczątkowując nowy etap w historii ludzkości. Ten moment wykorzystuje Naomi Alderman, żeby zwrócić uwagę na dzisiejszą sytuację kobiet. W Arabii Saudyjskiej, kraju, gdzie nie wolno im nawet jeździć samochodem, dwie dziewczynki zostają śmiertelnie pobite na oczach sąsiadek, które ruszają na odsiecz. Sytuacja to tak nietypowa, że mężczyźni usiłują poskromić kobiety, strzelając do manifestujących i powstrzymując swoje żony i siostry:
„Mężczyźni próbują odciągać kobiety od okien. A kobiety po prostu strącają ich dłonie ze swoich ramion. Nawet nic nie mówią. Tylko patrzą, z rękami przyciśniętymi do szyby.”
W prowincjonalnym mieście gdzieś w Mołdawii, kraju będącym największym zagłębiem handlu ludźmi, trzynastoletnia dziewczynka przynosi czerstwy chleb kobietom uwięzionym w piwnicy:
„Bierze dłoń kobiety, która prosiła o światło. Obraca ją wnętrzem do góry. I na tej dłoni robi małe pstryk mocą, która dopiero co obudziła się pod jej obojczykiem. Kobieta na materacu – dwudziestopięciolatka, która myślała, że jedzie do Berlina do pracy w biurze – wciąga głośno powietrze i coś nią wstrząsa; kuli się cała na moment, a jej oczy otwierają się szeroko. Druga dłoń, opierająca się na podłodze, przez sekundę jaśnieje w srebrnym błysku.”
Patriarchalny porządek upada. Po raz pierwszy to synów ostrzega się przed wychodzeniem samotnie na dwór. W telewizji o gospodarce i polityce dyskutują kobiety, mężczyźni mają tylko dobrze wyglądać:
„W pokoju Tunde włącza telewizję. Fiona właśnie kończy wypowiedź: Tak więc prognozy gospodarcze na ostatni kwartał bieżącego roku nie napawają optymizmem. Na to Matt śmieje się sympatycznie i zwraca do kamery: Ja akurat słabo się znam na takich rzeczach, ale powiem ci, na czym znam się świetnie – na szarlotkach”.
Klamrę dla opowieści stanowią listy, pisane kilka tysięcy lat po Katastrofie. Wyłania się z nich obraz świata rządzonego przez kobiety, płeć silniejszą i agresywniejszą. Młody pisarz Neil Adam Armon (anagram imienia i nazwiska autorki) zwraca się do Noemi z prośbą o ocenę rękopisu książki. Wyraźnie obawia się reakcji czytelniczek, o czym świadczy asekuracyjny ton jego wypowiedzi. Również przed swoją mentorką kryguje się jak panna przed kawalerem. Kapitalne jest zakończenie, które pozwolę sobie tu przytoczyć:
„Mam jeszcze tylko jedną sugestię. Wytłumaczyłeś mi kiedyś, jak wszystko, co robisz, jest ograniczone twoją płcią i jakie to ograniczenie jest bezsensowne, a jednocześnie nieuniknione. Każda twoja książka zostaje uznana za literaturę męską. Moja sugestia odnosi się do tego, do niczego więcej. Od dawna już wielu mężczyzn znajdowało sposób, żeby uniknąć takiego szufladkowania. Byłbyś w dobrym towarzystwie. Słuchaj, zdaję sobie sprawę, że to może brzmieć koszmarnie, ale rozważałeś może wydanie tej książki pod kobiecym nazwiskiem?”
I jak wam się to podoba, panowie?
Dodaj komentarz