…penetruje wszystkie dziury? Poniekąd. Przy okazji. To nieuniknione, kiedy świat składa się z samych dziur. Z braków. Braku rodziców na przykład. Poszukiwania mamy i taty dalekie są jednak od beztroskiej zabawy. A poza tym pies nie był wzorowany na kundlu.

Ziemia w komiksie Marcina Podolca wygląda tak, jakby konstruktor Trurl uruchomił swoją maszynę i poszedł z Klapaucjuszem na herbatkę. Dłuższą. Zniknęły nie tylko pćmy i murkwie. Nie ma drzew, trawy, kolorów, ludzi. Zostały zrujnowane miasta, porwane kable, zardzewiałe, porośnięte grzybami beczki, suche badyle. I piach. Mnóstwo piachu. Świat nie ocalał.

Trudno powiedzieć, co jest bardziej przerażające: nienaturalna cisza tego nowego świata czy obraz katastrofalnego spustoszenia. Apokaliptyczny krajobraz przygnębia. Cisza jest niemal namacalna. Niejeden dorosły poczułby się przytłoczony. Mała dziewczynka jako bohaterka tej historii z miejsca powala nas emocjonalnie na łopatki. I jeszcze ta przeurocza szczerba między zębami, i ta buzia pyzata niczym księżyc w pełni… . Brak słów.

W wędrówce przez postapokaliptyczny świat towarzyszy Wiktorii pies o imieniu Bajka. Wierny, lojalny, najlepszy przyjaciel człowieka nawet w dobrych czasach. Marcin Podolec miał jednak dla nas trochę litości: obdarzył czworonoga umiejętnością mówienia, dzięki czemu dziewczynka nie jest tak przeraźliwie samotna. Wiktoria i Bajka podnoszą się nawzajem na duchu, wspierają, wypełniają nienaturalną ciszę rozmową, żartami. Niewiele im trzeba, by nabrały otuchy. W pozbawionym życia i kolorów, ogołoconym świecie niespodziewanie napotkana roślinka wprawia w zachwyt – jest „pięknościowa”. I tak krucha, że natychmiast zapomina się o swoich kłopotach. Wiktoria martwi się o los wątłej rośliny tak samo, jak my przez cały czas martwimy się o dziewczynkę: „I jak ona sobie tutaj poradzi?”

Ostatni Ogród to miejsce, w którym czas jakby się zatrzymał. Kipi kolorami. Zachęca do odpoczynku i zabawy. Wiktoria na chwilę znowu staje się beztroskim dzieckiem, kiedy wesoło harcuje z Bajką. Tak właśnie mogło wyglądać ich życie przed katastrofą. Podskórnie podzielamy niechęć Bajki do opuszczenia ogrodu. Odetchnęlibyśmy, gdyby dziewczynka zdecydowała się pozostać w bezpiecznym, kolorowym miejscu. Tak byłoby łatwiej, prościej. Jednak Wiktoria musiałaby wtedy zrezygnować z poszukiwania rodziców.

Ostatni Ogród jest jak pokusa – obiecuje wytchnienie i wyznacza kres nużącej, niebezpiecznej wędrówki. Znamy dobrze jego zwodniczy szept: zostań tutaj, nie idź dalej, odpuść, po co się męczyć, tu jest ci dobrze, odpocznij. Ale jeśli chcemy osiągać cele, musimy zwalczać tego typu pokusy, wybierać rozwiązania trudniejsze zamiast wygodnych. A Wiktoria jest bardzo zdeterminowana. Ogród to tylko przystanek, nie cel jej podróży.

„Bajka na końcu świata” przedstawia kilka krótkich epizodów z wędrówki przez zniszczoną ziemię. Fabuła jest prosta i oszczędna: żadnych fajerwerków, żadnych błąkających się po okolicy hord zombie (poza jednym zmutowanym latawcem). Minimalistyczny, przeznaczony dla młodszego czytelnika komiks wywołuje jednak wiele emocji i skłania do przemyśleń, których ciężaru nie udźwignęła niejedna bardziej skomplikowana historia. Jednocześnie postacie głównych bohaterek przedstawione zostały tak sympatycznie, że pomimo całej ponurej otoczki „Bajka na końcu świata” ma pozytywny wydźwięk. Stonowane, jesienne barwy ilustracji – beże, brązy, pomarańcze i żółcienie – pięknie budują nastrój i współgrają z opowiadaną historią.