Co wyciągają rybacy z wody (poza rybami, oczywiście)? Całe mnóstwo śmieci: parasole z połamanymi drutami, dziesiątki plastikowych toreb, buty, puste kanistry, drzwi do volva, Napoleona… .
W doskonałej francuskiej komedii „Hibernatus” zaginiony podczas katastrofy okrętu Paul Founier zostaje odnaleziony po ponad pół wieku w bryle lodu. Pół wieku to dla świata całkiem dużo. W tym czasie zaszły znaczące cywilizacyjne zmiany. Aby uchronić pacjenta przed szokiem psychicznym, lekarze postanawiają utrzymać go w przekonaniu, że nadal jest rok 1905, co daje pole do popisu nieodżałowanemu Louisowi de Funesowi.
Napoleon Bonaparte, który posiada inteligencję odwrotnie proporcjonalną do wzrostu, bez ceregieli bierze na klatę nie tylko naszą stechnicyzowaną rzeczywistość, ale także informację o amputacji członka podczas autopsji w tysiąc osiemset dwudziestym pierwszym. Od momentu postawienia stopy na francuskiej ziemi wykazuje się niesamowitą zaradnością: natychmiast gubi swojego opiekuna z Bractwa Smutnych Wiarusów, zamienia koszulę od Dolce & Gabbana na T-Shirt z Shakirą (na Sabrinę nie zdążył się załapać) i postanawia wyjść naprzeciw swojemu przeznaczeniu, czyli wyruszyć na wojnę z dżihadystami w celu ocalenia Francji.
W pierwszej kolejności wybiera się do Pałacu Elizejskiego, by obgadać temat z aktualnymi przywódcami. Szczęśliwy kraj, w którym pisarz może sobie pozwolić na takie kpiny z polityków.
„Hollande uderzył się ręką w czoło.
– Rozmrozić Napoleona i wysłać go, żeby rozwalił dżihadystów! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?
Doradca prezydenta zakaszlał.
– Bo nie jest pan przyzwyczajony do myślenia, panie prezydencie.”
Obrywa również były prezydent, Nicolas Sarkozy („pudel wśród dobermanów”) oraz jego śpiewająca kołysanki top modelka Carla. W konfrontacji z pragmatycznym i przedsiębiorczym Cesarzem dzisiejsi przywódcy wypadają słabiutko: okazują się niekompetentni, infantylni i oderwani od rzeczywistości.
Napoleon szybko dochodzi do wniosku, że nie może liczyć na wsparcie rządu i sił zbrojnych swojego kraju. Bezzwłocznie przystępuje do werbowania własnej Nowej Małej Wielkiej Armii – w kolorze kankana. Wspierany przez całe jedenaście osób, uzbrojonych w plastikowe pistolety, stringi i panierowane paluszki rybne, wyrusza do kraju targanego wojną, w którym „nawet Rambo nie chciałby wylądować, choćby kończyło mu się paliwo albo jego samolot stanął w płomieniach.”
W „niech od-żyje Cesarz” autor przykładnie leje po dupie terrorystów, na każdym kroku podkreślając ich głupotę, barbarzyństwo i bezmyślne okrucieństwo.
„Dżihadysta pochylił się i wsunął Pupacupę pod jedną z nóg stolika, żeby przestał się kiwać. Poruszał nim trochę. Teraz stół był stabilny. Uśmiechnął się, zadowolony ze swego pomysłu.
– Doskonale – stwierdził.
I tyle, Mamadou dowiedział się, jakie wysoce kulturalne powody przyświecały Irakijczykowi, jeśli chodzi o boginię mezopotamską.
– Wiesz, nawet Hitler kradł książki, które miały spłonąć na stosie. Podobno ocalił jeden egzemplarz Małego Księcia.
– Może łóżko mu się kiwało – ironicznie skwitował młody zamiatacz.”
Najnowsza książka Romaina Puertolasa pokazuje naszą rzeczywistość z perspektywy osoby „z zewnątrz”, która bezbłędnie wychwytuje wszelkie absurdy naszej egzystencji, ale potrafi też docenić olbrzymią poprawę warunków życia. Napoleon z powodzeniem korzysta z encyklopedii Internet, chętnie robi sobie syfilisy telefonem i uzależnia się od czarnego szampana (coca- cola light). Z zaniepokojeniem zauważa jednak, że ludzie, wpatrzeni w wyświetlacze swoich komórek, stają się coraz bardziej samotni i nieszczęśliwi.
„Niech od-żyje Cesarz!” to książka lekka, zabawna, ale także zaangażowana, nieunikająca współczesnych bolączek i społecznych diagnoz, choć serwowanych z błazeńskim uśmiechem, dowcipnie i na luzie.
Dodaj komentarz