Pewnego dnia wampir Fernando poczuł się tak zmęczony dorosłością, że zapragnął powrotu do dzieciństwa i przemienił się w Małego Wampira. Jego przygodom Joann Sfar poświęcił siedem opowieści, zebranych w niniejszym albumie.

„Wampiry są wolne niczym wiatr. Latają, zmieniają się w szczurki, w wilki, w nietoperze, mogą gryźć dziewczynki do krwi, a mamusie nie karcą ich za to.”

Komiks spodobał nam się od pierwszej strony. Wykoślawione, nieco karykaturalne rysunki, uzupełnione zgniłozielonymi kolorami, prezentują starą posiadłość rodem z najlepszych wiktoriańskich horrorów. Na pobliskim cmentarzu umarlaki w strojach z epoki wychodzą ze swych grobów, wymieniając między sobą pełne czarnego humoru teksty.

W posiadłości conocne życie rozpoczyna bardzo osobliwa rodzina: zjawiskowo piękna mama Pandora, efektowny, choć przerażający Kapitan Umarlaków oraz malutki, łysy wampirek, którego wygląd wyraźnie nawiązuje do wizerunku Nosferatu, stworzonego przez Maksa Schrecka.

Jest jeszcze wściekle różowy, latający pies Pomiduch o duszy rasowego gangstera. Celuje we wrednych minach i cynicznych uwagach. Bezustannie kręci nosem na pomysły swojego właściciela, ale dzielnie towarzyszy mu wszędzie, niejednokrotnie ratując wampirka z opresji. Służy też za transport tym, którzy nie potrafią latać.

Galerię osobliwych mieszkańców uzupełniają potwory: trójoki Oczarz, niegramotny, zafascynowany odchodami Morg oraz Kłod, który fizjonomią przypomina aligatora.

W pierwszej opowieści Mały Wampir poszerzy grono przyjaciół o Michela, ludzkiego sierotę wychowywanego przez bardzo kochających dziadków.

Od tej pory malcy będą nierozłączni: Michel stanie się częstym gościem nawiedzonej posiadłości i odkryje przed jej mieszkańcami przyjemności, płynące z brania kąpieli. Z kolei potwory, z właściwą sobie nieskomplikowaną logiką, szybko i skutecznie rozwiążą problem chłopca ze szkolnym prześladowcą, Gerardem. Ich rozwiązanie, niestety, okaże się zbyt … ostateczne.

O ile pierwsze opowieści w zbiorze miały jeszcze wyraźnie zarysowaną fabułę, o tyle każda kolejna przypominała już zabawę w gonienie króliczka. Autor bezustannie wplątywał nowe, coraz bardziej surrealistyczne wątki, a my gnaliśmy za nim, starając się nie pogubić w jego szalonych fantasmagoriach. Zdecydowanie historie bardziej uporządkowane były dla nas ciekawsze.

Opowieści Sfara są z ducha postmodernistyczne: z elementami grozy przeplatają się tu motywy pirackie, żydowskie, dalekowschodnie, futurystyczne, ekologiczne i wiele, wiele innych. Groteskowe rysunki i mroczna kolorystyka świetnie współgrają z absurdalnym humorem.

Autor swobodnie żongluje różnymi konwencjami, puszczając do czytelników kpiarskie oczko. Dobrej zabawy nie psuje też przeklęty kredowy papier, o co zapobiegliwie zadbało wydawnictwo. I chwała mu za to.