„Harry spojrzał na zegarek. Dziesiąta trzydzieści. Wyszedł z domu przed godziną, a już zdążył zgubić babcię”.
W literaturze dziecięcej coraz częściej pojawiają się babcie bardzo nietypowe: nieprzewidywalne, zakręcone, a czasem nawet będące na bakier z prawem („Babcia Rabuś” Davida Williamsa). Moją ulubioną świrniętą babcią jest Bunia z cyklu książek Agnieszki Stelmaszyk „Mazurscy w podróży”. Bunia czerpie z życia pełnymi garściami („Trzeba się najeść na zapas”) i pod tym względem przypomina Mini – leciwą, ale bardzo żywotną staruszkę z powieści Simmonsa.
Mini bowiem zachowuje się tak, jakby każdy dzień miał być jej ostatnim. Olewa zaplanowane zakupy, by spędzić ten czas w wesołym miasteczku, gdzie zalicza wszystkie ekstremalne zabawy. Celowo korzysta z zepsutego prysznica, by urwać się nadopiekuńczej córce (synowej?), a w supermarkecie kradnie cukierki toffi, do których ma słabość. Zamiast piec babeczki dla wnuka, pozwala mu uganiać się za sobą po mieście, ponieważ nigdy, przenigdy nie robi tego, czego się od niej oczekuje, lecz jedynie to, co sprawia jej frajdę. Biedny Harry…
A wszystko zaczęło się od psich punktów, których Harry musi uzbierać pięćset, by udowodnić, że jest wystarczająco odpowiedzialny i zasługuje na własnego psa. Harry kocha zwierzęta równie mocno jak projektowanie ubrań, dlatego bez namysłu zgadza się zaopiekować babcią. Wystrojoną i wyczesaną Mini trzeba dostarczyć na ceremonię rozdania nagród Złotej Rolki, podczas której ma odebrać nagrodę specjalną za życiowe osiągnięcia (babcia jest bowiem prawdziwą gwiazdą w branży papieru toaletowego). Sumienny Harry jest przekonany, że poradzi sobie świetnie i łatwo zdobędzie pięćdziesiąt psich punktów. Biedny chłopak nie ma pojęcia, ile kłopotów może sprawić jedna przekorna staruszka…
„Zgubiłem babcię w supermarkecie” to zabawna opowieść o zakręconej babci i jej sztywnym wnuku, który pod wpływem wyluzowanej seniorki zmienia się ze spiętego, zakompleksionego dryblasa w wesołego, spontanicznego i świadomego swych mocnych stron nastolatka („Mam wrażenie, że mogę wszystko”). Dużym plusem książki są ilustracje Nathana Reeda, świetnie pasujące do tej zwariowanej historii. Młodsi czytelnicy będą zachwyceni.
Dodaj komentarz