Pierwsza powieść z cyklu Lockwood & Co. o dzieciakach walczących z epidemią duchów. Warto przeczytać.
Mniej więcej pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat temu Wielka Brytania napotkała Problem. Epidemia duchów, zjaw, widm i nocnych mar zaczęła gnębić kraj. Niektórzy uważali, że taki problem istniał od zawsze, jednak tym razem skala zjawiska jest ogromna, a do tego osoby dotknięte przez ducha umierają na Zimny Dotyk. Pechowo dla dorosłych tylko dzieci potrafią zobaczyć wroga i tylko one mogą go unicestwić. Prestiżowe paranormalne agencje szkolą młodych ludzi, przygotowując ich do walki z nadprzyrodzonym. My jednak śledzimy perypetie małej, niezależnej agencji Lockwood i Spółka, całkowicie pozbawionej dozoru dorosłych. Naszą przewodniczką będzie urodzona w czwartej oficjalnej dekadzie Problemu Lucy Joan Carter, siódma córka bagażowego z małego miasteczka, która przybyła do Londynu w poszukiwaniu pracy.
„O kilku pierwszych sprawach nawiedzonych domów, które badałam z Lockwood & Sp., wolałabym nie mówić za wiele. Raz, by chronić anonimowość ofiar, dwa, ze względu na drastyczny charakter badanych przypadków, ale głównie dlatego, że przy całej naszej pomysłowości i różnorodności spraw wszystkie zakończyły się klapą”.
Agencja Lockwood i Spółka liczy zaledwie trzech agentów. Zarządza nią Anthony Lockwood, ekscentryczny nastolatek, zamieszkujący samotnie czteropiętrową willę. Oprócz Lucy w agencji pracuje jeszcze George Cubbins, wkurzający nerd o prezencji reanimowanego trupa. Po nieudanej interwencji, zakończonej spaleniem domu klienta, malutka spółka popada w problemy finansowe i trafia pod lupę Departamentu Parapsychicznych Badań i Kontroli. Nasi bohaterowie potrzebują naprawdę głośnej sprawy, by wykaraskać się z kłopotów. I właśnie wtedy otrzymują zlecenie od jednego z najbogatszych ludzi w kraju. Sprawa dotyczy Combe Carey Hall, słynnego nawiedzonego domu.
„- Jestem starym człowiekiem. Nie widzę aparycji i zgodnie z generalną regułą nie wyczuwam ich też w żaden sposób. Ale złowroga aura tego domostwa jest ewidentna nawet dla mnie. Wyczuwam ją, gdy tylko przekraczam próg, czuję jej smak w ustach. Ach, to chore miejsce, panie Lockwood, wszystko tam wysysa z człowieka duszę… A co do konkretów… – Wsparł się przez chwilę na lasce i zmienił pozycję w fotelu, jakby kości bolały go od siedzenia. – Cóż, krąży wiele opowieści. Trzeba zapytać dozorcę, Berta Starkinsa, on zna je wszystkie. Ale z pewnością dwie najstarsze i najlepiej znane w całej okolicy kluczowe historie, można powiedzieć, dotyczą Czerwonego Pokoju i Krzyczących Schodów”.
„Krzyczące Schody” to powieść otwierająca cykl Lockwood & Co. Historia o dzieciakach, uganiających się za duchami, jest bardzo klimatyczna i wciąga od pierwszej strony. Jonathan Stroud wykreował ciekawy świat: alternatywna Anglia, dotknięta Problemem, usiana jest latarniami antyduchowymi i pocięta kanałami z wodą, mającymi zapewnić mieszkańcom względne bezpieczeństwo. W miesiącach zimowych sklepy zamykają się w połowie dnia. Po zmroku obowiązuje godzina policyjna. Na ulicach pozostaje jedynie Nocna Straż – drużyny złożone z dzieci, pracujących zazwyczaj dla dużych firm i władz lokalnych, które strzegą fabryk, biur i miejsc publicznych w godzinach nocnych. Unieszkodliwianiem i likwidacją duchów zajmują się uzbrojone w rapiery dzieciaki, zatrudnione w agencjach parapsychicznych. Zdarza się, że podczas wykonywania zadania ktoś ginie – i zdarza się to nierzadko.
Nowa powieść Jonathana Strouda, autora Trylogii Bartimaeusa (nagroda Mythopoeic w kategorii „Literatura fantasy dla dzieci”), przypadnie do gustu wszystkim nastoletnim wielbicielom urban fantasy, fanom opowieści o duchach i poszukiwaczom alternatywnych historii. Nieczytającym pozostaje natomiast kolejna Netflixowa sieczka, która podobno już powstaje.
Dodaj komentarz