„Kosz pełen głów” otwiera dedykowaną horrorom serię Hill House Comics (nadzorowaną przez Joego Hilla, sławnego syna Króla Grozy) i robi to z przytupem.
Główną postacią tej historii jest studentka psychologii June Branch, która zajmuje się badaniem wpływu wstydu na kształtowanie tożsamości. Dziewczyna chce w przyszłości poświęcić się pracy społecznej, by zmniejszyć liczbę brutalnych przestępstw. Wierzy, że na złą drogę schodzą chłopcy krzywdzeni w dzieciństwie, a więc przyczyn przemocy doszukuje się głównie w ich środowisku. Pechowo dla June nadmorski kurort Brody Island, w którym właśnie spędziła wakacje razem ze swoim chłopakiem, praktykantem w miejscowej policji, to prawdziwe gniazdo przestępców: pod podszewką normalności skrywane są tu bardzo brudne interesy, stanowiące źródło dochodu miejscowych szych (i przedstawicieli prawa również). Przyszła pani psycholog dostanie w Brody Island bolesną lekcję prawdziwego życia. Postawiona pod ścianą znacząco zwiększy liczbę brutalnych zabójstw w tej okolicy.
W zamieszczonym na końcu wywiadzie Joe Hill wyznaje, iż zależało mu, by akcja tego komiksu pędziła naprzód „niczym osiemnastokołowa ciężarówka zjeżdżająca ze zbocza bez hamulców”. Cel ten został osiągnięty. Już na samym początku dowiadujemy się o ucieczce „kilku bardzo niebezpiecznych gości” z więzienia Shawshank, a wkrótce potem ktoś napada na dom szeryfa i porywa znajdującego się tam chłopaka June. Uzbrojona w niezwykły topór z wikińskiej kolekcji szeryfa dziewczyna rusza swojemu ukochanemu na ratunek, obcinając głowy skorumpowanych mieszkańców Brody Island z wprawą kanadyjskiego drwala. Niezwykłe właściwości jej broni sprawiają jednak, że nawet po dekapitacji głowy nie przestają gadać, dlatego June nosi je ze sobą w koszyku niczym jakaś chora wersja Czerwonego Kapturka.
Rysunki Leomacsa dobrze pasują do tej odjechanej, momentami wręcz absurdalnej historii, będącej mieszaniną campu i czarnego humoru. Historia wymyślona przez Hilla rozgrywa się w 1983 roku i trudno nie zauważyć w niej nawiązań do filmów powstających w tamtym okresie – sam Hill wspomina tu „Reanimatora” z 1985 roku (dla wielbicieli kina gore film niemal kultowy) oraz „Martwe zło 2” (1987 rok). Dostajemy więc dużo przemocy i brutalnych scen, często utrzymanych w przerysowanej, wręcz kiczowatej estetyce charakterystycznej dla horrorów klasy B. Kryminalna intryga i szybkie tempo akcji gatunkowo zbliżają komiks do thrillera, natomiast gadające głowy i tajemniczy wikiński artefakt wprowadzają do historii elementy grozy i fantastyki. Przez grozę rozumiem tu raczej makabrę i obrzydliwość, gdyż „Kosz pełen głów” tak naprawdę nie straszy: dryfuje bardziej w stronę stylistyki reprezentowanej chociażby przez filmowy projekt „Grindhouse” (pamiętacie te trzy laski, które w „Grindhouse: Death Proof” prały Kurta Russela po gębie?). „Kosz pełen głów” będzie doskonałą lekturą dla wielbicieli tego typu obrazów.
Dodaj komentarz