Zabluźnię: najsłynniejsza książka Mendozy nie będzie moją ulubioną.
Rok 1936. Społeczeństwo hiszpańskie – niczym naród polski obecnie – pod wpływem zaraźliwej i coraz bardziej niebezpiecznej głupawki. W sam jego środek wetknięty Anglik, sztuk jeden.
Anthony Whitelands, znawca historii sztuki i wielbiciel Velazqueza, ze stanu cywilnego rozwodnik a z wykształcenia pozytywista (to ważne), zostaje poproszony o wycenienie obrazów znajdujących się w kolekcji hiszpańskiej rodziny książęcej. Alvaro del Valle y Salamero (książę de la Igualada) zamierza spieniężyć dobra i jak najszybciej wywieźć rodzinę z ogarniętego fermentem kraju. Whitelands udaje się więc do ukochanego Madrytu, gdzie niespodziewanie odkrywa nieznany obraz ubóstwianego malarza i zostaje wplątany w intrygę na skalę międzynarodową.
Akcja „Walki kotów” opiera się na wydarzeniach historycznych poprzedzających wojnę domową w Hiszpanii oraz II wojnę światową. Hitler, Mussolini, sowiecka Rosja, rząd angielski, przedstawiciele hiszpańskich ugrupowań politycznych – falangiści, komuniści, faszyści, itd. – to właśnie tytułowe kocury, których brutalna i bezsensowna walka pogrążyła w chaosie nie tylko kraj, ale też cały świat. Mendoza przygląda się tym wydarzeniom z bezpiecznym dystansem, z perspektywy obcokrajowca, który jako „wyznawca logiki” i przedstawiciel świata sztuki z polityką nie chce mieć nic wspólnego. Dzięki temu zapoznajemy się ze stanowiskami wszystkich stron, nie sprzyjając żadnej z nich:
„Wrócę do Anglii taki, jak tu przybyłem: bezstronny. Nie dlatego, że to wszystko jest mi obojętne; wręcz przeciwnie: napawa mnie rozpaczą obecna sytuacja, a jeszcze bardziej to, co nadchodzi. Ale to nie jest mój problem. Nikt mnie nie pytał w godzinie budowania podstaw, wyznaczania celów, ustalania reguł gry. Teraz nie obarczajcie mnie obowiązkiem ogłaszania werdyktu. Moje zaangażowanie ma charakter ściśle personalny. Jeżeli czekają na ciebie na ulicy, wyjdę z tobą. Nie dlatego, żebym myślał tak jak ty, lecz dlatego, że weszliśmy tu razem i piliśmy razem. (…) Ale o ideach, za które jesteście gotowi powyrzynać się nawzajem, nie chcę nawet słyszeć”.
Wyróżniona prestiżową nagrodą literacką Premio Planeta „Walka kotów” odwołuje się do wciąż żywego w społecznej wyobraźni etapu hiszpańskiej historii, doskonale więc rozumiem jej popularność w rodzinnym kraju Mendozy. Mnie zmęczyła nadmiarem polityki, choć spodobał mi się pomysł, by przewodnikiem po tej „ziemi przemocy, namiętności” i wielkich czynów jednostek o gorącej krwi uczynić statecznego, dobrze ułożonego, „wprzęgniętego w jarzmo ciasnej moralności i drobiazgowych konwenansów” Brytyjczyka.
„- Ja no Inglis. Ja Hispanis. Pan Inglis, ja Hispanis. Hiszpania bardzo inna od Anglia. Different. Hiszpania słońce, byki, gitary, wino. Everibodi olé. Anglia no słońce, no byki, no wesoło. Everibodi kaput”.
Dodaj komentarz