Lato to czas trawników, placów zabaw, lodów i potraw z grilla, wiśni, mew, komarów, krótkich spodenek i, oczywiście, muszek owocowych. Do krótkich spodenek Knausgård ma stosunek nieprzychylny, a natrętne muszki topi w misce octu.
W krótkich tekstach, poświęconych rzeczom i zjawiskom charakterystycznym dla najcieplejszej pory roku, autor „Mojej walki” jest jednocześnie prosty i przenikliwy. Jego prostota ma w sobie chropawą surowość nieobrobionego drewna – żadnych ozdobników, zero krygowania się. Niezwykła szczerość i konkretność prozy Knausgårda zdają się mieć jeden cel. Służą dotarciu do istoty rzeczy, wyrażeniu autentycznego ja, uchwyceniu prawdziwego sensu życia: życia pozbawionego masek, społecznych konwenansów, fałszywych póz; życia odmierzanego przez następujące po sobie pory roku i ściśle związanego z naturą, której częścią pozostajemy.
„Każdego dnia widzę ten sam trawnik, tę samą jabłoń, tę samą wierzbę. Jest zima, kolory blade, drzewa bezlistne, potem przychodzi wiosna i ogród eksploduje zielenią. Choć spoglądam przez okno każdego dnia, nie dostrzegam zmian samych w sobie, jakby miały miejsce w innej skali czasowej, poza zasięgiem oka, trochę tak jak dźwięki o wysokiej częstotliwości są poza zasięgiem ucha. Potem następuje bujne przedłużenie wiosny w kwiatach, owocach, cieple, ptakach i intensywnym wzroście, które nazywamy latem, później nadchodzi burza i jabłka leżą na trawie pod drzewem, tworząc okrąg. Płatki śniegu topnieją w tej samej sekundzie, w której dotykają ziemi, liście są brązowe i skóropodobne, gałęzie nagie, ptaki zniknęły; znowu przyszła zima”.
Jest w tej powtarzalności coś uspokajającego. Związane z porami roku rutynowe czynności dają nam poczucie bezpieczeństwa, pozwalają zakorzenić się w życiu. Każda pojedyncza czynność i ruch są powtórzeniem wcześniejszych, wielokrotnie wykonywanych: uruchamianie kosiarki w wiosenne popołudnie, letnie grille w ogrodzie, grabienie jesiennych liści, odśnieżanie chodnika „czynią to osuwisko dni i lat znośnym, bo jeśli człowiek robi to samo i podtrzymuje to miejsce w czasie, krąży po tym domu rutynowych działań, nigdy nie zostaje przez nie poruszonym do głębi”.
Często to, co najprostsze, bywa najtrudniejsze. Szczerość, zwłaszcza wobec siebie samego, wymaga przezwyciężenia wstydu i ciągłej walki z pokusami, by coś przemilczeć, zmienić, ubarwić. Dla Knausgårda pisanie jest sposobem na wyjście z ukrycia, na wyrażenie prawdziwego siebie. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy zapominamy o tym, że piszemy i nie dopuszczamy do tego, by wstyd nas zdominował lub hamował. Wówczas literatura może okazać się schronieniem przed społeczną grą, jedynym miejscem, w którym można być absolutnie prawdziwym.
„Wszystkie problemy mają swoje źródło w relacjach z innymi ludźmi, jeśli zminimalizuje się relacje z innymi, zminimalizuje się również problemy. Ale ponieważ człowiek jest istotą społeczną i bez kontaktu z innymi idzie na dno, relacji z ludźmi nie można tak po prostu uciąć, trzeba je czymś zastąpić, a mało co zastępuje obecność innych ludzi w bardziej zadowalający sposób niż pisanie, które jednocześnie usprawiedliwia tę aspołeczną postawę, bo przecież wszyscy wiedzą, że ten, kto pisze, przede wszystkim potrzebuje ciszy i spokoju”.
To relacje społeczne sprawiają, że – z różnych powodów, świadomie lub nie – tworzymy fałszywy obraz samego siebie. Dobrze to widać na przykładzie ludzi inteligentnych, którzy w latach nauki szkolnej – kiedy zdolności umysłowe i zdolność rozumienia są nie tylko ustawicznie testowane, lecz także oceniane – starają się ukryć swoją inteligencję, ponieważ konsekwencją bycia inteligentnym jest wykluczenie z grupy, brak szans na popularność, a w niektórych wypadkach również mobbing. Takie rzeczy nigdy nie przytrafiają się ładnym uczniom. Wyzwolenie się z tej społecznej gry, możliwe dzięki literaturze, daje poczucie wolności, jednak wszystkie rodzaje wolności niosą w sobie także elementy destrukcji:
„Kiedy jest się wolnym we wspólnocie, to znaczy nieograniczonym przez innych, można być niedbałym wobec nich. A kiedy jest się wolnym w obrębie samego siebie, to znaczy nieograniczonym przez wewnętrzne wymagania, można być niedbałym wobec samego siebie”.
Ofiarami relacji społecznych są najczęściej ludzie o wrażliwości brzóz. Knausgård, z którym dzielę miłość do drzew („Niewiele jest rzeczy, które lubię bardziej i które wydają mi się piękniejsze i bardziej zagadkowe niż drzewa”), wyróżniającą się bielą kory brzozę kojarzy z delikatnością: „brzoza wyróżnia się na tle innych drzew, a czerpiąc z doświadczeń ludzkich, jestem przyzwyczajony, że tych, którzy się wyróżniają, łatwo zranić”. Ludzie pozbawieni tej wrażliwości, obojętni na piękno świata zdolni są do czynów niepojętych:
„Pomyślałem wtedy: jak to możliwe, że można wejść do szkoły i zacząć strzelać na oślep, zabijając kogo popadnie, dzieci i dorosłych, kiedy świat jest tak spokojny i piękny, wypełniony śpiewem ptaków, płynących rzek i nieruchomych drzew”.
Współczesne czasy pozbawiają nas kontaktu z naturą i z prawdziwą, materialną rzeczywistością. Knausgård instynktownie odczuwa wobec tego niechęć. Niepokoi go widok córek, które żyją w świecie odbitym na ekranie: „używają komórek jak luster i robią niekończące się szeregi selfie, ale także filmików i zdjęć wszystkiego, co je otacza”. W tekstach składających się na „Lato” Knausgård obserwuje otaczające go materialne życie w najdrobniejszych szczegółach, skrupulatnie odnotowując przy tym codzienne czynności – włącznie ze wstydliwą wizytą u specjalisty. Rejestrując rzeczywistość we wszystkich jej przejawach, z czasem dochodzi do wniosku, że prawdziwy jest tylko fakt istnienia.
„Coraz częściej skłaniam się ku przekonaniu, że myśli są jedynie czymś, co przeze mnie przepływa, że uczucia są jedynie czymś, co przeze mnie przepływa, i że równie dobrze mógłbym być kimś innym; że nie jest istotne to, kim jestem, lecz to, że jestem”.
Dodaj komentarz