„O, śniegu podmuchowy, zamieci i deszczu ze śniegiem! O, burzy śnieżna, chlapo i pokrywo śnieżna! O, wilgotny śniegu, o! biały puchu, o! cudownie głębokie zaspy!”
„Fonn” to staronordyckie określenie większego skupiska śniegu. „Torre” to przymrozek, „mjoll” – gęsty opad śniegu, „driva” to zamieć, a „jokul” – lód. Sam śnieg to „deszcz, który na pewien czas wypadł z obiegu” i przez kilka miesięcy jest magazynowany, gdzie popadnie – „jak towar na cle.” Zima natomiast to bezruch i cisza.
„W niewielu miejscach martwota zimy jest przedstawiona bardziej posępnie niż w Boskiej komedii Dantego, gdzie w ostatnim, dziewiątym kręgu piekła zmarli stoją zatopieni w ogromnym lodowatym jeziorze, znad którego wystają im jedynie głowy. Nie mogą się ruszać, nawet łzy w ich oczach są nieruchome, zamienione w lód.”
Zima opróżnia świat z dźwięków: szelestu liści, szmeru strumieni, brzęczenia owadów. Jednocześnie sprawia, że te, które pozostają, przybierają na sile, przeraźliwie wibrują w uszach – jak ostre, niepokojące krakanie wrony, przecinające nieruchomy, zimny krajobraz. Tylko zimą mamy tak wyraźną świadomość własnego oddechu: dźwięczy przy każdym wdechu i wydechu, przypomina o sobie kłębami wydobywającej się z ust pary.
Zima posiada własne unikatowe dźwięki. Niektóre są apokaliptyczne: huk pękającego lodu, grzmot schodzącej z gór lawiny. Inne bardziej oswojone: stukanie łyżew, pacnięcie opadających nart. Wszystkie przenikliwe jak kryształ i ostre niczym brzytwa. Zimowy krajobraz wprowadza do naszego świata elementy baśniowe, wywołując złudzenie nierealności i zawieszenia w czasie.
„Biel stanowi nieobecność koloru, więc ekwiwalentem bieli w świecie dźwięków musi być cisza. Kiedy przysypany śniegiem las leży nieruchomo pod delikatnie ciemniejącym niebem, jest zupełnie cicho. Kiedy zaczyna padać śnieg i powietrze wypełniają białe płatki, nadal jest zupełnie cicho, ale cisza brzmi inaczej, staje się jakby głębsza, bardziej skondensowana, a ten dźwięk, który nie jest żadnym dźwiękiem, ale jedynie odmianą ciszy, jej pewnego rodzaju intensyfikacją lub pogłębieniem, stanowi akustyczne wyrażenie istoty zimy.”
Pierwszy śnieg najbardziej cieszy dzieci. Ich wyobrażeniami steruje obraz zimy zapamiętany z licznych filmów i książek: to całe połacie miękkiego, białego puchu, świat jak z bajki, sanki i bałwany. Dorośli zwracają uwagę na tak prozaiczne sprawy jak chlupotanie w butach, błoto w przedpokoju, nieprzejezdne drogi, zasmarkane nosy i chodniki czekające na odśnieżenie. Ale kiedyś ci dorośli także byli dziećmi: nurkowali w zaspy, ślizgali się na podeszwach butów, a do domu wracali dopiero po zmroku – z zaczerwienionymi policzkami, w przemoczonych ubraniach i kozakach. Dla dzisiejszych dzieci spędzenie tylu godzin jednorazowo na świeżym powietrzu jest nie do pomyślenia. I nie zawiniła tu zima, która coraz bardziej traci wiarę w siebie, nędzniejąc i mizerniejąc z każdym rokiem. Pamiętam ogromne zaspy, których mój syn pewnie już nie zobaczy. I pamiętam, jakim problemem było zagonienie dzieci do domu – niemal takim samym, jak obecnie wygonienie ich na zewnątrz. W ciągu jednego pokolenia nie tylko pory roku straciły na swej intensywności. Zmianie uległ również cały styl życia ludzkiego.
Dawniej wszystko wymagało większego wysiłku, także rozrywka, ale też wszystko miało większą wartość. Bez Internetu, iPadów, laptopów i smartfonów dzieci nawiązywały prawdziwe kontakty, zawierały przyjaźnie, budowały więzi. Trzeba było trochę pogłówkować, żeby wymyślić sobie rozrywkę na kolejny dzień, użyć wyobraźni, szarych komórek, uruchomić kreatywność – i uwzględnić znajomych. Niczego nie robiło się tylko dla siebie, najzwyklejsza zabawa rozwijała więc umiejętności społeczne: uczyła współpracy, trudnej sztuki kompromisu, zawierania i pielęgnowania znajomości, nawiązywania i prowadzenia rozmowy. Przede wszystkim jednak wyganiała dzieciaki z domów, tego królestwa dorosłych, obwarowanego zasadami i wypełnionego kruchymi rzeczami. Żal było wracać pod dach, gdyż powrót oznaczał koniec zabawy. Zupełnie inaczej funkcjonują współczesne dzieci, całe życie spędzające w jamach: w czeluściach szkół, kin i galerii handlowych, w pudełkach domów, w jaskiniach swoich pokojów, w klatkach komputerów i smartfonów. Odcięte od prawdziwego świata, nie zauważają już często nie tylko pierwszego śniegu, ale także innych ludzi.
„Przebywając na wyspie, ćwiczyłem się w nieoczekiwaniu na odpowiedź, nieoczekiwaniu na reakcję, w akceptowaniu tego, że wszystko istnieje samo w sobie i wchodzi w interakcje jedynie czysto mechaniczne. Nauczyłem się tego, że oczekiwanie na odpowiedź jest tak głęboko zakorzenione, że prawdopodobnie należy do najbardziej fundamentalnych warstw człowieczeństwa, że jest to jedna z cech natury ludzkiej. I zrozumiałem, że ten nowy wirtualny świat, w którym wzrastają nasze dzieci, jest tak uzależniający właśnie dlatego, że zaspokaja potrzebę odpowiedzi i reakcji zwrotnej, i robi to natychmiast. W ten sposób świat wirtualny wnika do jądra kontaktów społecznych i rozdaje nam wszystkim nagrody, które są tych kontaktów owocami, nie każąc nam ponosić za nie żadnych kosztów: możemy siedzieć zupełnie sami, każdy na swojej wyspie, a mechaniczne interakcje mogą nigdy nie dopuścić do tego, by tęsknota za innymi ludźmi została rozbudzona i miotała się w naszym wnętrzu jak dopiero co schwytane zwierzę w klatce.”
Świat realny można porównać do kanapy, która zachęca do wspólnego przesiadywania. Rzeczywistość wirtualna izoluje nas jak krzesło:
„Krzesło jest spokrewnione z ławą i kanapą, które również służą do siedzenia, a mimo to różni się od nich diametralnie, ponieważ jest przeznaczone dla jednej i tylko jednej osoby – to istotna cecha jego charakteru. Krzesło nas izoluje, jest jak mała wyspa, do której nikt inny nie ma dostępu, dopóki jest w czyimś posiadaniu. Innymi słowy krzesło ma w sobie również coś odpychającego, chociaż z założenia jest otwarte na wszystkich.”
W dzisiejszym świecie bardzo istotne jest, by uczyć dzieci obcowania z innymi ludźmi, by je do tego zachęcać, by rozwijać ich umiejętności społeczne i kompetencje językowe. Karl Ove Knausgard – ojciec gromadki dzieci – widzi tu pole do popisu dla szkoły. Irena Koźmińska i Elżbieta Olszewska, założycielki Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” podkreślają, że jeśli rodzic nie bierze odpowiedzialności za swoje dziecko i zaniedbuje jego rozwój, szkoła może już tylko podejmować próby wyrównywania braków wynikających z zaniedbań, do których doszło w najważniejszym dla prawidłowego rozwoju dziecka okresie: od urodzenia do trzeciego roku życia.
„Logopedzi, przedszkola i szkoły biją na alarm – coraz większa część dziecięcej populacji ma ogromne problemy z językiem. Rośnie pokolenie, które nie potrafi mówić, czytać i rozmawiać, które nie rozumie prostych tekstów i poleceń, które w erze informacji, w coraz bardziej skomplikowanym świecie wymagającym samodzielności umysłowej, ciągłego uczenia się oraz umiejętności szybkiej adaptacji do zmian nie dysponuje podstawowym narzędziem komunikacji, pozyskiwania wiedzy i myślenia, czyli dobrą znajomością języka. Taką znajomość gwarantuje tylko czynny kontakt z językiem, ćwiczenie się w jego używaniu od urodzenia, w relacji sam na sam z zaangażowanym dorosłym, który dużo i wyraźnie do dziecka mówi. Dobrze też, gdy dużo mu czyta.”
Coraz rzadziej widuję mamy czytające dzieciom lub rozmawiające z nimi. Znacznie częstszym widokiem są mamy zapatrzone w telefon. Obok nich tkwi jakiś zapomniany berbeć w pampersie, który wodzi obślinionym paluszkiem po tablecie. Próżnię po nieobecnych rodzicach wypełni telewizją, smartfonem, Internetem. Jednak media i kultura masowa nie nauczą go kulturalnego języka i dobrych obyczajów, nie uwrażliwią na piękno i dobro. Wyrośnie na dziecko roszczeniowe, gniewne, niedouczone i niewychowane – tak jak całe jego zaniedbane i nieprzygotowane do życia pokolenie.
„Zima” Karla Ove Knausgarda, ozdobiona delikatnymi, nastrojowymi akwarelami Larsa Lerina, zachęca nas do uważnego przyjrzenia się światu i życiu we wszystkich jego przejawach. Każdy z krótkich tekstów może stać się pretekstem do pogłębionej refleksji, każdy otwiera przed nami nowe ścieżki, a wszystkie jako całość są warte polecenia, co też czynię z przyjemnością.
Dodaj komentarz