„Kiedy jeździliśmy razem z Lance`em w trasy promujące Migotanie gwiazd, ludzie często pytali, gdzie są moje dzieci, jak znoszą moją nieobecność, jak ją znosi mój mąż – nigdy natomiast nie pytali o to Lance`a, który ma ich troje”.
Jedna z najdłużej czytanych przeze mnie książek w tym roku. Wielokrotnie odkładana, strasząca na nocnym stoliku, podgryzająca czytelnicze sumienie. Z ulgą powitałam ostatnią stronę. Może to nie był dobry pomysł, żeby czytać ją w listopadzie.
Narratorką „Mam do pana kilka pytań” jest kobieta, siostra bez brata, żona bez męża, kochanka bez ukochanego. Brat, „naćpany różnymi rzeczami”, skoczył z dachu sklepu obuwniczego w wieku osiemnastu lat, z mężem w końcu się rozwiodła („Dobra wiadomość: nie byłam arbitrem szlachetności Jerome`a”), mężczyzna, w którym się zakochała, postanowił wrócić do żony („Nagle okazało się, że mam z nim romans, nie dlatego, że zdecydowałam się naruszyć jakieś granice, ale dlatego, że nie byłam gotowa zdławić rozbuchanego uczucia wyłącznie z tej przyczyny, że okoliczności uległy zmianie”). Bodie Kane jest absolwentką elitarnego liceum Granby`ego, do którego mogła uczęszczać dzięki bezinteresownemu wsparciu pewnego zamożnego mormońskiego małżeństwa. Powraca tam po latach, by poprowadzić dwa kursy: o podcastingu i o filmoznawstwie. Nie jest już zjeżoną, zamkniętą w sobie gotką z prowincji, lecz wykładowczynią filmoznawstwa i współautorką uznanego podcastu Migotanie gwiazd, który przybliża historię kobiet w kinie – historię, dodajmy to koniecznie, mocno przygnębiającą, o martwych kobietach z początków Hollywood, pozbawionych swoich praw i o systemie, „który je wyrzucał jak stare dekoracje filmowe”. Powrót do Granby`ego oznacza zmierzenie się z wydarzeniami z przeszłości: ze snobistyczną atmosferą tego miejsca, ze wspomnieniami upokorzeń, z przedmiotowym, seksistowskim traktowaniem uczennic przez rówieśników, ale przede wszystkim ze sprawą zabójstwa współlokatorki, pięknej i utalentowanej Thalii. Choć o śmierć dziewczyny szybko oskarżono pracownika technicznego szkoły, pośpieszny i pełen błędów proces wciąż budzi wątpliwości – zarówno wśród uczniów Granby`ego, jak i w internecie, który w tej książce po raz kolejny udowadnia swoją siłę. Czy policja rzetelnie przeprowadziła śledztwo? Czy Omar rzeczywiście był zabójcą, czy tylko wygodnym kozłem ofiarnym? Do czego można się posunąć, by chronić reputację elitarnej szkoły? I co wspólnego ma z tym wszystkim pewien nauczyciel muzyki, do którego narratorka adresuje swoje wypowiedzi? Przede wszystkim jednak: co jest, do cholery, nie tak z tym światem?
„Na ladzie leżał egzemplarz USA Today umazany cudzą kawą. Artykuł na pierwszej stronie poświęcono tej samej sprawie, którą zeszłego wieczoru omawiano w wiadomościach. To była ta, w której mężczyźni wreszcie opowiedzieli o księżach, po wielu dekadach, i wszyscy wychwalali ich za odwagę. To była ta, w której kobiety zabrały głos po pięciu latach, i wszyscy pytali, dlaczego wcześniej nic nie mówiły”.
Męczyłam się z tą książką, ponieważ nie oferuje ona łatwej ucieczki od rzeczywistości. Jest wręcz przeciwnie. Paskudna, zadowolona z siebie rzeczywistość czyhała na mnie między jej stronami: pandemia, śmierć w pandemii, hejt i gównoburze idiotów w internecie, instrumentalne traktowanie przez chłopców koleżanek w szkole, ruch #metoo z wszystkimi – dobrymi i złymi – konsekwencjami, rodzinne tragedie, nowotwory i zawały, złamane serca, zdrady i rozwody, i te wszystkie przykłady kobiet zlekceważonych przez prawo, kobiet poniżanych, wykorzystywanych i mordowanych. Wszystkie te sprawy, które nas, kobiety, poruszają szczególnie, i o których Rebecca Makkai nie daje nam zapomnieć. Które? Nieważne które.
„Powiedzmy, że to ta, w której młode aktorki zgodziły się na udział w imprezie nad basenem, bo nie wiedziały.
Albo nie, powiedzmy, że to ta, w której cała drużyna rugbystów ukryła śmierć dziewczyny, a drużynę rugbystów kryła szkoła. (…) To ta, w której licealistę z trzeciej klasy oczyszczono z zarzutu gwałtu, bo drugoklasistka ogoliła okolice intymne, co najwidoczniej oznaczało zgodę. (…) To ta, w której to kobieta, która pchnęła gwałciciela nożyczkami, wylądowała w więzieniu. (…) To ta, w której rozdygotana kobieta zeznawała przez cały dzień i nic się nie zmieniło”.
Jaką książkę miała Thalia w plecaku?
„Umiłowaną” Toni Morrison.
„Mam do pana kilka pytań” Rebeki Makkai trzeba przeczytać. Ale może niekoniecznie w listopadzie.
Dodaj komentarz