„Wolę Cthulhu od was, diabły wcielone”.
Przed lekturą „Ballady o Czarnym Tomie” warto odświeżyć sobie opowiadanie Lovecrafta „Koszmar w Red Hook”, do którego utwór Victora LaValle`a bezpośrednio nawiązuje.
W opowiadaniu Lovecrafta nowojorski policjant Thomas F. Malone po przerażającej sprawie z Red Hook odbywa rekonwalescencję na spokojnej prowincji, z dala od większych budynków, nasilających jego psychozę strachu. Jako człowiek „posiadający celtycki dar postrzegania tego, co dziwne i ukryte”, „łączący wyobraźnię z naukową wiedzą”, zetknął się w Red Hook z koszmarem przekraczającym zdolności pojmowania zwykłych zjadaczy chleba – a wszystko to z powodu Roberta Suydama, wykształconego odludka, otaczającego się „najgorszymi szumowinami”, mętami z półświatka i „bezimiennymi azjatyckimi łajdakami”. Dla Malone`a Red Hook to „prawdziwy labirynt brudu, śmieci i slumsów”, zamieszkiwany przez „beznadziejną” wielokulturową mieszankę („Istna wieża Babel hałasu i nieczystości!”): pełno tu „młodych indywiduów o kaprawych oczach”, „prymitywnych, na wpół małpich dzikusów” i „wyznawców zapomnianych szczątkowych kultur”, uprawiających ceremonie starsze niż ludzkie. Nie brakuje również muzyków, grających „dziwną muzykę na tanich i marnych instrumentach”. Zdaniem Malone`a w takiej dzielnicy orgie i tajemne, przerażające obrzędy muszą być na porządku dziennym, dzikusom z Red Hook daleko bowiem do cywilizowanych ludzi. Policjanci najchętniej otoczyliby cały ten teren zasiekami, aby „uchronić zewnętrzny świat przed skażeniem”. Z drugiej strony przejawiający skłonność do mistycyzmu Malone jest tym obcym światem chorobliwie zafascynowany.
W „Balladzie o Czarnym Tomie” LaValle zmienia perspektywę, pokazując nam te same wydarzenia z punktu widzenia mieszkańca Harlemu i w ten sposób nadaje rasistowskiemu opowiadaniu Lovecrafta diametralnie inną wymowę. Mistrzostwo świata.
Charles Thomas Tester ma w Harlemie „chawirę”, którą dzieli ze swym ojcem. Dwudziestolatek żyje z naciągania frajerów, by utrzymać siebie i staruszka. W sfatygowanym garniturze i z nieodłączną gitarą pod pachą syn murarza i służącej wychodzi na ulice, gdzie wykonuje szemrane zlecenia dla bogaczy, którzy nie wpuszczają go nawet za próg domu. Kluczowe znaczenie ma tu fakt, że Tommy jest Murzynem. W świecie białych i posłusznych im policjantów goście tacy jak Charles Thomas Tester mają przerąbane.
„– Twój ojciec nie żyje – poinformował Tommy’ego Malone. (…)
– Gdybyś mi powiedział, że mój ojciec nie żyje, przywaliłbym ci – odezwał się pan Howard. – Ale ci tutaj nie tworzą takich samych więzi międzyludzkich jak my. To udowodnione naukowo. Są jak mrówki. Albo pszczoły. – Machnął ręką na kamienicę za ich plecami. – Dlatego mogą mieszkać w takich warunkach”.
Tommy nie jest prymitywnym dzikusem, oddającym się tajemniczym obrzędom. Robi, co może, by zapewnić sobie i ojcu przetrwanie w nieprzyjaznym świecie. Gdy po raz pierwszy spotyka Suydama, białego, który właśnie takim bluźnierczym rytuałom się oddaje (sic!), ma ochotę zmykać, gdzie pieprz rośnie. Dopiero krzywdy, wyrządzone chłopcu przez bezkarnych białych, wpychają go w ramiona szalonego wyznawcy Śpiącego Króla („Zrobiono ze mnie potwora”). Podczas koszmarnych wydarzeń, rozgrywających się w Red Hook, Czarny Tom w symbolicznym geście odcina Malone`owi powieki („Spróbuj teraz zamknąć oczy – powiedział. – Nie możesz ślepnąć na życzenie, kiedy tak ci wygodnie. Już nie”).
„Ballada o Czarnym Tomie” Victora LaValle`a to prawdziwy majstersztyk. Jednym zręcznym posunięciem autor nadał rasistowskiemu opowiadaniu głęboko ludzki wymiar, pokazując jednocześnie, że nawet najgorsze wyimaginowane maszkary nie dorównują potworom ukrytym w naszych wnętrzach. Ot, taki pstryczek w nos dla Lovecrafta.
„W szpitalu Malone’a odwiedzili między innymi prezes Rady Komisarzy Policji, szef sztabu oraz czterech różnych zastępców komisarza. Burmistrz Hylan przyszedł z nim porozmawiać, arcybiskup Patrick Joseph Hayes również. Kilka osób pisało do niego z pytaniami, które zbiły z tropu prezesa Rady Komisarzy Policji, a ponieważ to prezes przeglądał całą przychodzącą korespondencję, żadnego z tych listów nie puścił dalej do adresata. Pewien mężczyzna pochodzący z Rhode Island, a mieszkający obecnie z żoną w Brooklynie, okazał się tak namolny w swoich dociekaniach, że trzeba było wysłać do jego domu dwóch policjantów, by przekonali go, że nie jest mile widziany w Nowym Jorku i – być może – ze swoimi pomysłami lepiej odnajdzie się w Providence. Wkrótce potem wyjechał z miasta i więcej nie wrócił”.
Dodaj komentarz