Zainspirowane baśnią fantasy i romans dla nastolatek w jednym.
Celaena Sardothien, najlepsza zabójczyni w całym Adarlanie (siedemnastoletnia!), po roku niewolniczej pracy w kopalniach soli w Endovier otrzymuje od Doriana Havilliarda, „nieprawdopodobnie przystojnego” następcy tronu, propozycję nie do odrzucenia: jeśli zgodzi się zostać Królewską Obrończynią, po czterech latach służby odzyska wolność. Jest i haczyk: posadę należy najpierw wygrać w turnieju. Dwudziestu trzech członków królewskiej rady wystawia własnych kandydatów, a o wyborze oficjalnego Obrońcy zdecyduje seria pojedynków. Celaena nienawidzi Adarlanu, który podbił jej ojczyznę, ale przyjmuje propozycję, gdyż nade wszystko pragnie odzyskać wolność, by najadać się i… robić zakupy. Dziewczyna bowiem uwielbia się stroić, fascynuje ją „piękno szwów i skomplikowana szlachetność obszytej tkaniny”, poza tym boleje nad swym obecnym wyglądem („Nisko upadła, jak na tę piękną dziewczynę, którą kiedyś była!”).
Nic dziwnego, że po takim wstępie nie spodziewałam się wiele po książce Sarah J. Maas. Były jednak w „Szklanym tronie” fragmenty naprawdę ciekawe, przez co moja ocena podczas lektury zmieniała się jak ceny akcji na giełdzie: „No dajcie spokój…”, „O, to niezłe”, „Żenada”, itd.
Jest więc w „Szklanym tronie” nastoletnia bohaterka – prześliczna, bo jakżeby inaczej, a do tego „przerażająco mądra”, nieprawdopodobnie skuteczna w walce i wprawiona w mordowaniu. Jest szlachetny i obłędnie przystojny syn króla, który nie cierpi swojego tatusia, tyrana przypominającego Putina. Jest wreszcie mrukliwy kapitan Królewskiej Gwardii, może nie tak elokwentny i czarujący jak książę, ale za to solidny i lojalny. Celaena stroi się, napycha żołądek i trenuje, w międzyczasie flirtując z Dorianem i żałując, że nie może poflirtować z nieco topornym kapitanem Chaolem. Od niechcenia pokonuje kolejne Próby, bo przecież jest najlepsza i w ogóle. Momentami naiwność autorki woła o pomstę do nieba.
Tym, co przy lekturze zatrzymuje, jest historia podbitych przez Adarlan krain, z których (pozornie) wyrugowano magię. W porównaniu do żenujących bohaterów i osłabiającej, romansowej fabuły wykreowany w książce świat wypada zaskakująco ciekawie. Zapomniani bogowie, straszliwe wojny z przeszłości, wzmianki o nieśmiertelnych Fae, tajemnicze Znaki Wyrdu i przejścia między światami, zło czające się w szklanym zamku i niewyjaśnione zachowanie króla – te wątki zaintrygowały mnie na tyle, że mimo wszystko dobrnęłam do końca. Szkoda, że najciekawszy temat książki przegrał z topornym, naiwnym romansem.
Dodaj komentarz