Skoro można zakochać się w wampirze, wilkołaku, a nawet w trollu, to czemu nie w mumii?
„Jasne, że nie chciałam umierać, ale spróbowałam spojrzeć na to pozytywnie. Moja śmierć miała uratować ludzi, których najbardziej kochałam: tatę i mamę, Duncana i jego. Jego. Kochałam go, teraz to wiedziałam.
Poza tym w poniedziałek nie będę musiała iść na matmę”.
Szkolna stołówka, w niej niezdara Bella i nagle wchodzi on – Edward… Wróć. Bella tak naprawdę ma na imię Sofia, a przystojniak nie jest TYM Edwardem, choć paraduje po stołówce z pustą tacą, okutany w bluzę pomimo upału, i rzuca Belli-Sofii TO spojrzenie. Prawdopodobnie rzuca.
„Kiedy zastanawiałam się nad tym dziwnym zachowaniem, zauważyłam, mimo dzielącej nas odległości, przenikliwą czerń jego oczu. Właściwie to były one osadzone tak głęboko, że w cieniu kaptura nie dało się nawet dostrzec, czy w ogóle je miał. A jednak było coś hipnotyzującego w tej pustce. Mogłabym wpatrywać się w nią przez cały dzień, gdyby nie straszliwy fakt, który sobie nagle uzmysłowiłam.
Skoro mogłam zobaczyć okolice jego oczu, musiał na mnie patrzeć. Boże!”
Co jeszcze? Acha – nadopiekuńczy ojciec („siedziałam w stołowce głównie dlatego, że tata uważał wychodzenie ze szkoły w środku dnia za niebezpieczne”). I kumpel ojca. I syn tego kumpla, Duncan, najlepszy przyjaciel Sofii, beznadziejnie w niej zakochany („Postaraj się nie wyjść za mąż za tego nowego”). I pierwsza wspólna lekcja – w tej samej ławce („Myślałabym o tym nowym przez całą geografię, nawet gdyby nie przyszedł na lekcję spóźniony o pięć minut i nie usiadł obok mnie”).
Nowy ma tę oczywistą przewagę nad lokalsami, że jest nowy, a do tego inny. Wyróżnia się strojem (w kremowym kolorze) i pachnie odurzająco – „jak egzotyczne olejki eteryczne zmieszane z zapachem pustynnego wieczoru po letnim deszczu”. Na imię ma Seth. Jest adoptowany. I jest mumią. W dodatku mumią ściganą przez hieny cmentarne.
Sofia mumiowatości swojego wybranka uparcie nie dostrzega, co w gapowatości powinno zagwarantować jej pierwsze miejsce na świecie: „Bandażowanie całego ciała wydawało się całkowicie wyjatkowe, co mogło oznaczać, że nie był pozerem, tylko trendsetterem”. W końcu jednak musi spojrzeć prawdzie w puste oczodoły:
„- Jesteś mumią.
– Jestem mumią.
– Ale mumie są martwe. A ty chodzisz i całujesz ludzi.
– Tak, w większości przypadków są martwe. Wielu z nas jest jednak przeklętych i musi chodzić po ziemi. Jesteśmy jakby… nieumarli. No i całowałem tylko jedną osobę.
– Jak wampiry?
– Nie, wampiry nie są prawdziwe”.
„Czas mumii, czyli serce w bandażach” to napisana z przymrużeniem oka historia, która jawnie nawiązuje do bestsellerowego „Zmierzchu” Stephenie Meyer, mocno się z niego podśmiewując. Ta lekka, zwariowana, utrzymana w parodystycznym stylu książka dobrze się sprawdzi jako przerywnik między poważniejszymi lekturami. Fanom „Zmierzchu” – w trosce o ich uczucia – nie polecam.
Dodaj komentarz