Odłóżcie swoje harypotery, by przeżyć spotkanie z bzionkiem i ćmokiem oraz wziąć udział w zmaganiach o świat (i w kilku imprezach u Radoszan).
„Niebo miało barwę krwi.
Przez całą równinę niósł się dziki ryk wrogiej armii, która najechała ziemię słowiańskich bogów. Potworne bestie gnały, ryjąc grunt i wzbijając tumany kurzu. Stojący na wzgórzu dowódcy boskich wojsk patrzyli z niedowierzaniem na czarną linię horyzontu, skąd ławą pędzili ku nim najeźdźcy, wznosząc w powietrze ostrza włóczni, szpony i rogi”.
Na ziemię Słowian przybyły najczarniejsze moce, dowodzone przez Czarnoboga. Światowid wysłał przeciw nim najdzielniejszych bogów: potężnego Swaroga, uzbrojonego w świetlisty piorun Peruna, władcę zaświatów Welesa i pana gwiazd Dadźboga. Niestety, pycha i zadufanie w sobie sprawiły, że wnukowie Światowida przegrali bitwę. Dadźbóg zginął, krainy Czwartego i Trzeciego Kręgu wpadły w ręce wroga, a Czarnobóg zapanował na wszystkich ziemiach.
„Źle się dzieje, dziewczyno, zły to czas. Ale jest nadzieja, by powstrzymać zło, choć na kolejny sezon. Dokona tego zwycięzca turnieju, który odbędzie się wkrótce. Każdy z bogów, który zawiódł w bitwie z Czarnobogiem, wystawia przedstawiciela spośród własnego plemienia. Zwycięzca zmaże hańbę i odwróci zły los”.
Weronika, wielbicielka historii i książek, zgłębiająca mitologię dawnych Słowian, jest właśnie na wycieczce Szlakiem Początków Państwa Polskiego. W wycieczce biorą udział również jej dwaj bracia: opryskliwy, ganiający za modą bliźniak Zbyszek i adoptowany przez rodziców Kacper, amator powieści i filmów fantastycznych oraz zapalony gracz. Pod posągiem Światowida dochodzi do kłótni między rodzeństwem i przy wtórze spektakularnej burzy cała trójka przenosi się w czasie o półtora tysiąca lat do alternatywnej wersji dawnej Polski, którą zaludniają stwory ze słowiańskiego bestiariusza. Weronika trafia do szałasu starej znachorki Nieradki na terenach plemienia gnieźnieńskiego, Kacper ląduje w wozie pośród ofiar przeznaczonych dla matohy, a Zbyszek zostaje gościem wesołego i szlachetnego plemienia Radoszan:
„- Nie jestem szpiegiem – powtórzył już nieco pewniej. – Nazywam się Zbigniew i jestem uczniem. Turystą.
– Ha! – zakrzyknął Sławigrom w taki sposób, że chłopak zaczął się poważnie zastanawiać nad stanem zdrowia psychicznego mężczyzny. – Zbigniew z Uczniów. I do tego Turysta. A co to znaczy? Że tury tropisz?”
Dawny świat zaskakuje dzieci czystym, wspaniałym powietrzem i bujną przyrodą. Różni się nie tylko obyczajami, ale też systemem wartości: ludzie są tu skromni, lojalni, przyzwoici, przywykli to ciężkiej fizycznej pracy. Szanują przyrodę i nie niszczą jej bez powodu, by nie narazić się na gniew stworzeń, których pomoc wysoko sobie cenią (dosiadający gęsi bzionek, Strażnik Bzu, broni obejścia przed złymi czarami i leczy choroby, z kolei chowaniec pomaga w domowych pracach i chroni dom przed nieproszonymi gośćmi). W tym świecie szacunek i życzliwość zyskuje się dzięki zaletom charakteru, które dziś postrzegane są jako wady, utrudniające (lub wręcz uniemożliwiające) osiągnięcie sukcesu.
„Plemiona. Wojna bogów” Łukasza Radeckiego to jedna z ciekawszych propozycji dla młodzieży, która z popularnymi seriami z cyklu „Rick Riordan poleca” wygrywa w przedbiegach. Autor z prawdziwym talentem eksploruje fascynujący, barwny świat słowiańskiej mitologii, a obecność wodników, rodzanic, domowików, biedy, ćmoka i mrucka sprawia, że nad książką unosi się duch kultowych „Kronik Wardstone” Delaney`a. Smaczku dodają również bardzo liczne odwołania do literatury i popkultury: bliźniacy trafiają do osad jak z komiksów o Asteriksie; Weronika ciągle przywołuje „Opowieści z Narnii”; Zbyszek zasadza się na ćmoka niczym wiedźmin; Kacper wędruje z leszym po lesie jak hobbici z entem, a następnie brata się z Sędziwojem, reprezentującym ciemną stronę mocy, powtarzając tym samym błąd Edmunda, który dał się zmanipulować Białej Czarownicy. Walczący po stronie dobrych bogów długowłosi świtezie natychmiast kojarzą nam się z wykreowanymi przez Tolkiena elfami:
„Złociści świtezie byli znakomitymi wojownikami. Wirowali niczym w tańcu, wywijając mieczami tak ostrymi, że mogły rozcinać włos na czworo. Ich smukłe, wysokie postacie rozmywały się w pędzie. Doskonale wyćwiczeni, walczyli, wymieniając pozycje w szeregach, tak by mimo bezustannego ruchu i olbrzymiego tempa walki zawsze jeden wojownik krył plecy drugiego. Ich lekkie zbroje ułatwiały stosowanie tej techniki”.
Pierwszy tom „Plemion” Łukasza Radeckiego przeczytałam z zachwytem; drugi zamówiłam od ręki, żywiąc nadzieję, że będzie i trzeci, i czwarty… Jako Radoszyczanka z urodzenia trzymam kciuki za plemię Radoszan, ale przede wszystkim kibicuję serii, która pod względem popularności ma szansę stać się polskim odpowiednikiem „Kronik”. Polecam gorąco młodym czytelnikom, zarówno fanom przygód Percy`ego Jacksona, jak i miłośnikom mrocznych historii z pełnego wiedźm i bogunów Hrabstwa.
4 lipca 2020 o 17:44
będzie czytane …
11 lipca 2020 o 08:51
Warto. 🙂