Pogodna, zakręcona opowieść świąteczna dla młodszych czytelników.
Wiecie, w jaki sposób powstają zabawki na biegunie północnym? Po pierwsze, Mikołaj otrzymuje listy od dziewczynek i chłopców z całego świata. Następnie siada przy kominku i czyta głośno każdy list, a stara, bardzo koślawa i i bardzo magiczna choinka słucha wszystkiego, po czym wypuszcza kiście specyficznie wyglądających strąków fasoli. Mikołaj zbiera je i przekazuje elfom trudniącym się rolnictwem. Rolnicze elfy zabierają ziarna na najczystsze ośnieżone tereny, gdzie zakopują je głęboko w śniegu. Wreszcie, gdy na niebie nad biegunem północnym pojawi się zorza polarna, do pracy przystępują elfy trudniące się górnictwem i wykopują zabawki dla dziewcząt i chłopców z całego świata. Podczas takich właśnie wykopków osiem górniczych elfów – Cętkogarb, Blaskonóżka, Słodkonos, Gwiazdkobryłka, Kartofpolik, Śnieżnokruch, Kiełkuś i Smarkichawek (który stara się jak najwięcej używać słów takich jak pupa czy tyłek) – wydostaje spod śniegu zamarznięte jajo dinozaura. A trzeba wam wiedzieć, że to niezwykle, nieprawdopodobnie, nadzwyczajnie fartowne jajo: przetrwało kopogrzmoty i nogokopy, spektakularny upadek meteorytu oraz tysiące lat hibernacji.
Ponieważ elfy z bieguna północnego to stworzenia mikrej postury, zadanie wysiedzenia niezwykłego jaja przypada w udziale samemu Świętemu Mikołajowi, którego grubastyczny tyłek (znowu Smarkichawek) okazuje się wystarczająco wielki:
„Od czasu do czasu jajo trochę drżało i im dłużej Mikołaj je wysiadywał, tym te drgania były silniejsze! Święty Mikołaj wiedział, że jest to dobry znak świadczący o tym, iż jego tyłek spisuje się zgodnie z oczekiwaniami”.
W taki oto sposób na biegunie północnym pojawia się jedyny i niepowtarzalny Gwiazdkozaur, którego życiową ambicją szybko staje się ciągnięcie w wigilijną noc sań Świętego Mikołaja wraz z Bajecznie Magicznymi Latającymi Reniferami. A teraz pora zejść na ziemię.
William Trundle to młody wielbiciel dinozaurów, który przed laty w strasznym wypadku stracił mamę, a sam od tego czasu porusza się na wózku inwalidzkim. Mieszka w małym, lichym domku razem z tatą Bobem, kiepsko opłacanym pracownikiem muzeum. Tata chłopca jest kochającym ojcem i bardzo pogodnym człowiekiem, zafiksowanym na punkcie świąt Bożego Narodzenia:
„Pan Trundle kochał święta tak mocno, że za każdym razem, gdy się kończyły, nie potrafił powstrzymać się przed szlochaniem przez okrągły tydzień, a niekiedy trwało to aż do końca stycznia – tak desperacko trzymał się Bożego Narodzenia!”
Choć sytuacja finansowa pana Trundle systematycznie się pogarsza, w malutkim domku nie brakuje szczęścia i radości – do czasu. Kiedy w szkole Williama pojawia się Brenda Payne (wysoka pozycja na Liście niegrzecznych), życie chłopca staje się pasmem udręk. Złośliwa i apodyktyczna dziewucha nie tylko prześladuje Williama, ale też zmusza do tego innych. Osamotniony i wyszydzany chłopiec, zachęcany przez ojca, pisze list do Świętego Mikołaja. Zgadnijcie, o co go poprosi.
Jeśli jesteście ciekawi, co potrafi uczynić siła dziecięcej wiary (i jak wyglądają najlepsze świąteczne majtki Mikołaja) sięgnijcie po „Gwiazdkozaura” Toma Fletchera. Dostaniecie pełną absurdalnego humoru, zabawną, a jednocześnie poruszającą opowieść o wyjątkowym chłopcu i jego magicznej, świątecznej przygodzie, urocze, klasyczne ilustracje wykonane przez Shane`a Devriesa oraz – w bonusie – zestaw dziesięciu ulubionych świątecznych rzeczy autora, w którym obok piosenek i ogromnych ilości jedzenia znajdziecie również film „Kevin sam w domu” (wiadomo przecież, że święta bez Kevina są jak Chopin bez pianina). Całkiem możliwe, że po przeczytaniu „Gwiazdkozaura” dorzucicie książkę Fletchera do własnej świątecznej listy.
Dodaj komentarz