Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy.
„Jeżeli czytając tę książkę, ktoś pomyśli, że to opowieść science fiction, właściwie będzie miał rację. Wydaje się, że przyszłość będzie wyglądać właśnie tak jak niedawne fantazje pisarzy”.
„Ludzkość poprawiona” Grzegorza Lindenberga to pozycja obowiązkowa dla czytelników Harariego i Hannah Fry. Książka jest próbą odpowiedzi na pytania, które narzuca nam dziś zawrotne tempo rozwoju cywilizacji. Nadchodzące zmiany, związane z modyfikacjami genetycznymi i ze sztuczną inteligencją, będą szybsze i bardziej znaczące niż cokolwiek, co się ludziom zdarzyło w historii. Co czeka nas w ciągu kilkudziesięciu najbliższych lat i jak się na to przygotować? Grzegorz Lindenberg uważa, że będzie to prawdziwa rewolucja, dlatego – zamiast wciąż rozpatrywać krzywdy i problemy z połowy dwudziestego wieku – powinniśmy wreszcie skupić się na tym, jak przetrwać wiek dwudziesty pierwszy.
„Jestem pewien, że na świat oddziaływać będą pozytywnie wynalazki i odkrycia naukowe, zarówno te, których początki już znamy (takie jak grafen, nanocząsteczki, technologia wirtualnej i wzmacnianej rzeczywistości, technologia blockchain, drukowanie 3D), jak i te, które pojawią się w niedalekiej przyszłości. Z drugiej strony światu mogą się przydarzyć katastrofy i nieszczęścia – wielkie epidemie, wojny i masowe migracje, coraz silniejsze będzie też działanie globalnego ocieplenia. Jednak skala zmian spowodowanych rozwojem sztucznej inteligencji i genetyki jest z niczym nieporównywalna”.
„Ludzkość poprawiona” składa się z dwóch części. W pierwszej Grzegorz Lindenberg w przystępny sposób opisuje, na czym polega rewolucja w genetyce i co logicznie wynika z już istniejących, znanych nam dzisiaj możliwości modyfikacji genetycznych. Możliwości te znacznie zwiększyły się w 2018 roku, kiedy sześcioro naukowców (wśród nich Polak – Krzysztof Chyliński) opisało mechanizm nazwany przez nich CRISPR/Cas9, pozwalający na modyfikowanie genomów (zestawów genów) dowolnych organizmów w łatwy, szybki i tani sposób. W konsekwencji posiedliśmy zdolność edycji DNA nie tylko każdego żyjącego człowieka, ale także przyszłych pokoleń, co oznacza, że po raz pierwszy jesteśmy w stanie kierować ewolucją własnego gatunku. Grzebiąc we własnym genomie, możemy wyeliminować wadliwe geny już na etapie zarodka. Zmiany dokonane na tym etapie staną się trwałą częścią DNA i będą przekazywane następnym pokoleniom. Brzmi to wspaniale – i strasznie zarazem. Wspaniale, kiedy pomyślimy, że moglibyśmy wyeliminować ryzyko wszelkich możliwych chorób u naszych dzieci. Strasznie, ponieważ doskonale wiemy, że wielu z nas nie zechciałoby na tym poprzestać.
„Kolejny krok, który nas czeka w związku z CRISPR, prowadzi od zastosowań medycznych do estetycznych. Skoro eliminujemy u dzieci krótkowzroczność, to może i dodajmy chłopcom wzrostu, a kobietom zwiększmy biusty, żeby zapewnić im powodzenie u płci przeciwnej? Poprawmy muskulaturę? Zmieńmy kolor oczu i włosów? Zwiększmy inteligencję? Dajmy im więcej wrażliwości albo przeciwnie – wyposażmy w rys psychopatyczny (zależnie od tego, co według rodziców bardziej się dziecku przyda)? Krótko mówiąc, zaprojektujmy dziecko na życzenie”.
To jeszcze nie koniec tego, co szykuje nam genetyka. Dodając do naszego DNA geny roślin, zwierząt albo geny syntetyczne, wytworzone w laboratoriach, możemy zmienić homo sapiens w całkiem nowy gatunek – w człowieka poprawionego, ulepszonego, a dodatkowo jeszcze – jak to określił Yuval Noah Harari – „a-śmiertelnego”.
„Ale jeśli będziemy żyć znacznie dłużej – nie jako niesprawni staruszkowie, lecz jako sprawni, wciąż młodzi ludzie – to co z nowymi pokoleniami? Długowieczność prawdopodobnie pociągnie za sobą dalsze zmniejszenie liczby rodzących się dzieci – proces, który obserwujemy w każdym rozwiniętym kraju od kilkudziesięciu lat. Inna rzecz, czy społeczeństwo, w którym dzieci prawie nie ma, będzie nam się podobało…”.
Dzięki modyfikacjom genetycznym możemy produkować więcej żywności, wskrzeszać wymarłe gatunki, przygotowywać terapie chorób genetycznych, ale także tworzyć broń biologiczną. Z tego ostatniego powodu modyfikacje genetyczne uznaje się za jedno z głównych zagrożeń przyszłości. Grzegorz Lindenberg uważa jednak, że uruchomiliśmy siłę jeszcze potężniejszą i znacznie bardziej niebezpieczną. Jest nią sztuczna inteligencja, którą chcemy uczynić doskonalszą od ludzkiej. To jej poświęca drugą część książki.
Rozwój sztucznej inteligencji to, zdaniem Lindenberga, największe, egzystencjalne wręcz wyzwanie dla ludzkiej przyszłości: „Jedyne, z czym mogłaby być porównywana co do swoich efektów, to zjawienie się na Ziemi Przybyszów z Kosmosu”. Aby pojąć ogrom zmian, które nas czekają, wystarczy przeanalizować, jakie konsekwencje będzie miało zastosowanie sztucznej inteligencji w sferze dotyczącej każdego człowieka – w pracy.
„W bardziej konserwatywnym wariancie przyszłości czeka nas przejście od świata powszechnej pracy do świata czasu wolnego, w wariancie bardziej ekstremalnym – dosłowne przeniesienie się ludzi do świata wirtualnego”.
W najbliższej przyszłości wszystko albo znaczną część tego, co robimy, lepiej od nas będzie potrafiła wykonać sztuczna inteligencja. Nikt nie ma wątpliwości, że to nastąpi – rozbieżność zdań dotyczy raczej tego, jak szybko to nastąpi i w jakiej kolejności zawody będą „AI-zowane”. Wyniki ankiety przeprowadzonej w 2016 roku wśród kilkuset specjalistów zajmujących się sztuczną inteligencją nie pozostawiają złudzeń kierowcom (2027 rok), sprzedawczyniom w sklepach (2031 rok), autorom bestsellerów (2049), chirurgom (2051 rok) i matematykom (2059 rok). Najwięcej czasu zajmie sztucznej inteligencji opanowanie trzech ludzkich cech i umiejętności: twórczej inteligencji, inteligencji społecznej oraz postrzegania i manipulacji. Dlatego spokojnie spać mogą (jeszcze) osoby, które uprawiają zawody wymagające kreatywności lub umiejętności społecznych związanych z negocjowaniem, kierowaniem zespołami lub z szeroko pojętą opieką nad ludźmi i ich kształceniem (choć w tym ostatnim przypadku sen z powiek może spędzać nauczycielom zmniejszona liczba urodzeń). Specjaliści szacują, że do 2030 roku z powodu rozwoju sztucznej inteligencji i robotów pracę straci 15-30 procent pracowników (w Polsce co piąta osoba). Problem w tym, że mechanizm automatycznego zastępowania jednych zawodów innymi, nowymi, który dotychczas zapobiegał bezrobociu, dzisiaj już nie działa, bo chociaż jakieś zawody związane z rozwojem sztucznej inteligencji i robotyki na pewno powstaną, będą one wymagały specjalistycznej wiedzy.
„Za piętnaście, najpóźniej za dwadzieścia lat auta prowadzone przez ludzi zostaną prawnie przegonione z autostrad. Punkt krytyczny zostanie osiągnięty, gdy 20–30 procent pojazdów będzie w pełni autonomicznych. Państwa spojrzą na statystyki wypadków i zorientują się, że ludzie powodują 99,9 procent z nich – mówi Bob Lutz, długoletni szef General Motors. A co się stanie z ludźmi, którzy zarabiają pieniądze, prowadząc samochody?
W Polsce jest ponad 600 tysięcy zawodowych kierowców – w perspektywie 15–20 lat wszyscy oni będą bez pracy. Czy wśród czytelników jest ktoś, kto uważa, że kierowcy ciężarówek albo taksówkarze zaczną w połowie życia nową karierę jako specjaliści od robotyki, algorytmów albo badań molekularnych?”
Z czego zatem będą żyli ludzie? Jednym z pomysłów jest wprowadzenie dochodu gwarantowanego. Byłyby to jednakowe pieniądze wypłacane wszystkim, pracującym i niepracującym – dochód pozwalający się utrzymać i zastępujący wszelkie formy zasiłków. To z kolei prowadzi do prawdziwej rewolucji czasu wolnego:
„W perspektywie kilkunastu najbliższych lat czeka nas stopniowe przejście do nowego rodzaju społeczeństw, w których praca staje się rzadkim przywilejem, a znaczna część ludzi, nawet osoby z wyższym wykształceniem, nie ma i nie będzie mieć pracy. Ma natomiast nieograniczoną ilość czasu wolnego oraz dochody pozwalające na w miarę dostatnie życie”.
Już dziś pojawiają się młodzi ludzie, którzy nie szukają pracy, gdyż utrzymuje ich głównie rodzina albo opieka społeczna. Czas poświęcają rozrywce, przede wszystkim grom komputerowym. To najczęściej mężczyźni – bezdzietni, niebędący w związkach. W Japonii takich mężczyzn, nazywanych hikomori, jest już około 700 tysięcy.
Rozwój sztucznej inteligencji rodzi zupełnie nowe, bardzo poważne zagrożenia dla indywidualnej i społecznej wolności. Zdaniem Grzegorza Lindenberga, jest spore prawdopodobieństwo, że staniemy się bezsilnymi obiektami perfekcyjnie zindywidualizowanych reklam, a kampanie wyborcze będą coraz doskonalszymi sposobami manipulacji opiniami i emocjami wyborców.
„Nawet Geoffrey Hinton uważa, że sztuczna inteligencja będzie wykorzystywana przez polityków, żeby terroryzować ludzi. Dla dyktatorów zaś perspektywy, jakie otwiera przed nimi AI, są spełnieniem ich odwiecznych pragnień. Przed nimi królestwo totalnej inwigilacji, nieporównanie doskonalszej niż ta wyobrażana przez Orwella…”
Jeśli uda nam się stworzyć sztuczną inteligencję odpowiadającą inteligencji człowieka, świadomy byt, który myśli jak my (a za chwilę – lepiej niż my), musimy wziąć pod uwagę, że jej potrzeby, cele i motywacje będą inne niż ludzkie: „Dlaczego superinteligencja, realizując jakieś swoje pomysły przekształcania świata, miałaby troszczyć się o nasz los bardziej niż my o mrówki?” Konieczne jest jak najszybsze rozpoznanie zagrożeń i wprowadzenie ograniczeń, by sztuczna inteligencja zachowywała się w sposób dla nas pomocny i przyjazny. Zdawał sobie z tego sprawę Stephen Hawking, który powiedział wprost:
„Myślę, że rozwój pełnej sztucznej inteligencji może oznaczać koniec rasy ludzkiej. Ale musimy rozpoznać zagrożenia i znaleźć na nie sposoby. Jestem optymistą i wierzę, że nam się uda”.
Zbyt szybkie zmiany powodują niepewność i lęk przed przyszłością. Ten lęk wyraźnie widać dzisiaj, gdy kolejne kraje ulegają populizmowi, głosując na polityków obiecujących proste rozwiązania i powrót do „starych dobrych czasów”. Rzecz w tym, że taki powrót nie jest już możliwy. Musimy w końcu zaakceptować ten fakt, jeśli chcemy przetrwać jako gatunek. Musimy przygotować się na świat, który czeka tuż za rogiem. Książka Grzegorza Lindenberga pomaga nam zrozumieć, dlaczego jest to takie ważne.
9 września 2019 o 11:33
Bardzo mi miło, że książka się podobała. Muszę sprostować jedną rzecz: naprawdę CRISPR/Cas9 został opisany w 2012, a nie 2018 roku, z w tajemniczych powodów w książce znalazła się ta późniejsza data (chociaż we wstępie piszę, że to było 6 lat przed wydaniem książki). Bardzo czytelników przepraszam za ten błąd.
14 września 2019 o 14:14
Książka jest tak dobra, że polecam ją uczniom na zajęciach, a komentarz jej autora wydrukuję i oprawię w ramki. To dla mnie zaszczyt. Dziękuję.