Motyle, chrząszcze, chrabąszcze i mrówki. Przede wszystkim mrówki. Z mrówami mam na pieńku.
Artur Sawicki, leśnik i popularyzator wiedzy przyrodniczej, funduje nam w książce „O owadach i pająkach” bliskie spotkania z istotami prawie kosmicznymi. Na znakomitych zdjęciach zobaczymy prawdziwe potwory i niepospolite piękności. Poznamy również zaskakujące zachowania małych współmieszkańców Ziemi. Przed nami wyprawa do mikroświata, który bije na głowę niejedną wizję autorów science fiction.
„człapię po świecie jak ciężki słoń
tak duży, że nic nie rozumiem
myślę jak uklęknąć
i nie zadrzeć nosa do góry”
Jan Twardowski
Z mrówkami mało kto zadziera – tworzą wielkie bandy i mają ten swój kwas mrówkowy. Znają też dobrze podstęp z koniem trojańskim: wnikają do obcych kolonii, by je przejąć. Mrówki rudnice pełnią rolę sanitariuszy lasu. Usuwają martwe szczątki zwierząt i zabijają szkodniki. Robotnica rudnicy w pozycji obronnej przypomina rapującego gościa.
Nagminnie zdarza nam się mylić osę z pszczołą. Osa pospolita ma bardzo jaskrawe, czarno – żółte ubarwienie i – w przeciwieństwie do pszczoły – posiada żądło wielokrotnego użytku. Warto o tym pamiętać. Pszczoła może nas dziabnąć tylko raz: w skórze ssaka jej żądło więźnie. Największą środkowoeuropejską osą jest rozbójnik szerszeń, który wzbudza popłoch nawet wśród ludzi. Zdaniem Artura Sawickiego, to lęk nieuzasadniony: szerszenie są mniej agresywne od innych os i trudno je sprowokować do ataku. Trzmiel ziemny, bliski krewniak pszczoły, objęty jest w Polsce ochroną gatunkową. Trzmiela rozpoznamy po gęstym „futerku” i białym kuperku. Tylko trzmiele mogą zapylić długie kwiaty koniczyny łąkowej: posiadają najdłuższy spośród pszczół języczek.
Biedronka siedmiokropka, częsta bohaterka wierszy Jana Twardowskiego, to jeden z nielicznych lubianych powszechnie owadów. Spotykamy ją na polach, łąkach, w sadach i ogrodach od czerwca do sierpnia. Jest owadem długowiecznym, gdyż żyje około… czternastu miesięcy (teraz zrobiło nam się trochę głupio, prawda?). Larwy biedronki aktywnie polują na mszyce, czerwce i roztocze.
Lśniący w słońcu biegacz pożywia się niczym jakieś monstrum z horroru klasy B: schwytaną ofiarę najpierw polewa wydzieliną z enzymami trawiennymi, a potem wysysa. Niezwykłe czułki upodabniają chrabąszcza majowego do Marsjanina, a jelonek rogacz cały jest jak z innej planety. Urodą nie grzeszy również kornik drukarz, prawdziwa zmora leśników i jeden z najgroźniejszych szkodników lasów.
Długie odnóża i gigantyczne czułki wyróżniają nadobnicę alpejską spośród chrząszczy. Jest delikatniejsza, smuklejsza i niepozbawiona wdzięku. Wielka uroda czyni ją wymarzonym celem kolekcjonerów, ale bardzo rzadka nadobnica znajduje się pod prawną ochroną.
Ogrodnica niszczylistka jest podobno jednym z najpospolitszych krajowych chrząszczy, co czyni z niej mój cel numer jeden. Jeśli zobaczę w ogrodzie liść wyżarty od środka, będzie to oznaczało, że jestem na tropie tego małego głodomora.
Oleicę krówkę, fioletowego owada z ogromnym odwłokiem, można wypatrzyć wiosną, „jak dziarsko maszeruje leśną ścieżką lub polaną”. Artur Sawicki nie poleca jednak brania jej do ręki. W krwi oleicy znajduje się bardzo silna trucizna, kantarydyna. Dla człowieka zabójcza jest już dawka 0,02 – 0,03 grama. A poza tym oleica gryzie. Mocno. Taka szuja.
Kolejny obrzydliwiec to larwa pływaka żółtobrzeżka, osiągająca nawet siedem centymetrów długości. Wyjątkowo żarłoczna i wyjątkowo paskudna: coś pomiędzy twarzołapem z ‘Obcego” i robalami obłażącymi Naomi Watts w „King Kongu”. Rohatyńca nosorożca widziałam tylko raz i jak dla mnie to o jeden raz za dużo. Nasz największy krajowy chrząszcz z rodziny żukowatych ma głowę ozdobioną imponującym rogiem i czasem lubi sobie wlecieć do mieszkania przez okno… Wyrośnięta larwa jest największa spośród europejskich chrząszczy – osiąga nawet dwanaście centymetrów długości. Rohatyńca nosorożca nie mam na żadnej liście, nawet rezerwowej.
Świetliki świętojańskie wabią partnerów błyskami zimnozielonego światła, które powstaje w wyniku reakcji chemicznej, zachodzącej pod wpływem enzymu o nazwie lucyferaza. Lucyferaza! Zachwycające słowo.
Na wydmach i piaszczystych, nasłonecznionych drogach moglibyście spotkać wielkookiego trzyszcza, ale szanse na to macie niewielkie: nie dość, że kamufluje się on za pomocą jakiegoś pseudowojskowego moro, to jeszcze jest jednym z najszybciej biegających owadów na świecie. Chociaż oczy wytrzeszczycie, kurz po trzyszczu zobaczycie. Taka prawda.
Wdzięczne motyle reprezentują w książce latolistek cytrynek, nastrosz półpawik, niepylak apollo, paź królowej, rusałka pawik i znacznie mniej przyjemne brudnica mniszka (kawał mendy), trociniarka czerwica, widłogonka siwica oraz zmora rodem z Hadesu – zmierzchnica trupia główka.
Nie miałam pojęcia, że pospolita mucha ma tak komiczną nazwę: plujka burczało. Z książki Artura Sawickiego dowiedziałam się również, że pasikonik rozpoczyna swoje muzyczne popisy dopiero w sierpniu, miesiąc po opuszczeniu sceny przez koncertujące świerszcze. Ciekawostką dla filologów będzie świtezianka dziewica, przedstawicielka ważek równoskrzydłych. Zwyczaje krzyżaka ogrodowego mogą natomiast kojarzyć się z Penelopą, żoną Odyseusza: pająk ten każdej nocy pożera swą sieć, a w jej miejsce plecie nową.
Najsłodszy w tym arcydziwnym gronie jest skakun arlekinowy. Jego duże oczy działają na nas tak samo jak rozbrajające ślepia naiwnego Morta, bohatera animowanych „Pingwinów z Madagaskaru”. Patrząc na skakuna, prawie można polubić robale.
Artur Sawicki otworzył przede mną nowy, nieznany świat, którego bogactwo i różnorodność zachęcają do eksploracji. Początkujący entomolog nie ma trudnego zadania: przygoda czeka tuż za drzwiami (a czasem sama wpada przez otwarte okno).
Dodaj komentarz