Taran Matharu, autor świetnego młodzieżowego cyklu fantasy „Summoner”, tym razem proponuje coś z zupełnie innej beczki.
Film Stanleya Kubricka zmienił oblicze kina. To niezwykła, zachwycająca rozmachem wizja drogi, jaką przebywa ziemskie życie – od jaskiń plejstocenu do gwiazd. Nie byłoby jednak tej wizji bez powstającej równolegle z nią książki.
„Czerwone liście. Czerwony nóż. Czerwone dłonie. Ale białe sukienki, zawsze”.
Niemal tysiącstronicowa powieść Kinga o amerykańskim miasteczku odciętym od świata dziwną barierą w moim prywatnym rankingu zajmuje wysokie miejsce.
„Oczywiście, musi dojść do wojny światowej, żeby państwa mogły podzielić się morzami. Ale my pozostaniemy neutralni. Ktoś przecież musi zachować neutralność, żeby tamtym dostarczać broni i w ogóle wszystkiego”.
„Czy żyjemy w czasie, który jest tylko złudzeniem, w którym każde pozorne stulecie trwa zaledwie ułamek sekundy w operacjach gigantycznego komputera? Czym jest śmierć, jeśli nie zwykłym end zapisanym w jednym wierszu kodu?”
„O tym, jak ktoś wykorzystuje władzę, można przekonać się dopiero, kiedy tę władzę posiądzie”.
„Czy naprawdę nasza mała gałązka była jedyną spośród niezliczonych gałęzi drzewa życia, która została opromieniona światłem inteligencji? Wydaje się to nieprawdopodobne”.
© 2024 Zapiski na marginesie — Wspierane przez WordPress
Twórca motywu Anders Noren — Do góry ↑