O jakości naszego życia w XXI wieku, czyli o tym, że hurraoptymistyczne podejście do nowych technologii niekoniecznie się sprawdza…
Natalia Hatalska, zaliczana do dziesięciu najważniejszych autorytetów polskiego biznesu założycielka i prezeska instytutu badań nad przyszłością infuture.institute, napisała książkę ważną i potrzebną. „Wiek paradoksów” to jedna z najciekawszych pozycji tego roku.
Nowe technologie otworzyły przed nami niezwykłe możliwości – i stworzyły nowe problemy (tzw. „zemsta technologii” – rozwiązując jakiś problem tu i teraz, w przyszłości generuje inny). Po początkowym zachłyśnięciu się nowymi możliwościami szybko do nich przywykliśmy, a komputer i smartfon zaczęliśmy traktować jak każde inne narzędzie. I to był błąd. Nie zauważyliśmy, że to technologia udomowiła nas, nie na odwrót. To ona nam, a nie my jej, narzuca dziś standardy, a przy tym odbiera ludziom coś cennego, coś, co świadczy o naszym człowieczeństwie i bez czego ludzkie życie staje się pozbawione głębi i sensu. Największym paradoksem zdaje się być fakt, że choć żyjemy otoczeni technologią i korzystamy z niej nieustannie, nie mamy pojęcia o mechanizmach jej działania i jej faktycznym wpływie na nasze życie (w tym na nasz dobrostan psychiczny). Hurraoptymistycznie przyjmujemy wszystkie nowinki, nie myśląc o konsekwencjach. I właśnie o tym, o zyskiwaniu świadomości tych konsekwencji, traktuje książka Natalii Hatalskiej.
„Świadomość ma ogromny związek z wolnością osobistą. Powiedziałabym nawet, że nie można być naprawdę wolnym, jeśli nie jest się świadomym. Wolność zawsze zaczyna się od świadomości. Świadomość pozwala bowiem na podejmowanie własnych wyborów, nawet w świecie, który teoretycznie kontrolowany jest przez innych. W ten sposób świadomość daje nam poczucie sprawczości i wpływu na własne życie. Podam przykład.
Żyjemy dziś w świecie algorytmów. Netflix mówi nam, jakie filmy mamy oglądać, Spotify, jakiej muzyki słuchać, Amazon, jakie książki zamawiać, Facebook, jakie wiadomości czytać. Każdy z tych graczy zawęża nasze pole widzenia, pokazując nam tylko to, co zgodnie z algorytmem mogłoby się nam podobać, bo podobało nam się wcześniej; wrzuca nas w bańkę, która wyklucza spojrzenie z innej perspektywy. To nas zubaża – bo przestajemy dostrzegać różnorodność świata, która jest jedną z jego największych wartości – prowadzi do polaryzacji społecznej, uniemożliwia rozwój wynikający przecież ze zderzania się różnych poglądów, a także zwiększa kontrolę innych nad tym, jak i co myślimy”.
Świadomość daje nam wybór. Bardziej świadome społeczeństwo podejmuje takie decyzje, dzięki którym poprawia się jakość naszego życia. Tymczasem, znów paradoksalnie, pomimo licznych udogodnień jakość naszego życia systematycznie się pogarsza, a nasza codzienność komplikuje się coraz bardziej.
Najbardziej przejmującą, z czysto ludzkiego punktu widzenia, konsekwencją technicyzacji życia jest postępujące osamotnienie człowieka. Jak zauważa Natalia Hatalska, nigdy wcześniej w historii ludzkości nie byliśmy tak bardzo połączeni z innymi jak dziś, a jednocześnie zmagamy się z prawdziwą epidemią osamotnienia, rozumianego jako subiektywnie odczuwany stan opuszczenia, niewystarczających relacji z innymi ludźmi, braku więzi z sobą i innymi. Wraz z poczuciem osamotnienia wzrasta koncentracja na sobie i własnych potrzebach. Osoby, które czują się osamotnione, nie poświęcają energii i czasu na dobro ogółu, zamiast tego kupują – nadmierne gromadzenie dóbr ma poprawić im nastrój, choć, oczywiście, podobnie jak kompulsywne jedzenie tej funkcji nie spełnia. Nic nie zastąpi tego, co może dać nam pełny, prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem. Biorąc pod uwagę, że im bardziej samotne, zatomizowane społeczeństwo, tym bardziej nastawione na konsumpcjonizm i spolaryzowane (podzielone, odseparowane), można postawić sobie pytanie: kto ma w tym interes?
Mało gdzie tak dobrze widać dwie strony technologii jak w mediach społecznościowych: stworzone do nawiązywania kontaktów z innymi, wiążą się ze wzmożonym poczuciem izolacji społecznej i gorszym samopoczuciem (a przy tym działają jak narkotyk: mechanizm korzystania z nich jest oparty o stałe wyrzuty dopaminy, co powoduje uzależnienie użytkowników). Dodatkowo media społecznościowe sprawiają, że zamieniamy się w społeczeństwo narcystyczne, pozbawione empatii (co za pomysł, żeby opiekę nad naszymi najbliższymi powierzać robotom!), manipulujące innymi dla własnych korzyści. Traktujemy się coraz bardziej przedmiotowo i instrumentalnie, hejtujemy, atakujemy, krzyczymy, ponieważ sprzyja temu anonimowość w komunikacji online: tu nie ma czegoś takiego jak wstyd czy przyzwoitość. Zastąpienie relacji społecznych w fizycznym świecie relacjami wirtualnymi, nadmierne korzystanie z technologii (po telefon sięgamy zwykle zaraz po przebudzeniu i zasypiamy z nim), brak kontaktu z naturą, pozbawianie się niezbędnej nam multisensoryczności (zaangażowania wszystkich zmysłów, nie tylko wzroku) są szkodliwe dla naszego samopoczucia i dobrostanu psychicznego. To właśnie technologia sprawiła, że nie mamy dziś czasu (i często okazji) na budowanie głębokich, prawdziwych więzi z innymi osobami: nawiązujemy mnóstwo wirtualnych, powierzchownych kontaktów, które nie zaspokajają naszych najważniejszych potrzeb. Płaski ekran nigdy nie zastąpi nam żywej osoby, o czym przekonują chociażby najnowsze doświadczenia z czasu pandemii:
„Podczas pandemii koronawirusa odnotowano zjawisko, które określono jako Zoom fatique syndrome (syndrom zmęczenia Zoomem). Polegało ono na wyraźnie odczuwalnym zmęczeniu i podenerwowaniu podczas nadmiernego korzystania z platform wideo do spotkań online. Psychologowie wskazują, że reakcja ta była wywołana właśnie usunięciem z komunikacji ogromnej ilości sygnałów niewerbalnych i pozostawieniem tylko sygnałów wzrokowych. W konsekwencji wymagało to od uczestników rozmowy wzmożonego wysiłku poznawczego, by przy tak ograniczonej ilości informacji nadal siebie rozumieć”.
Nowe technologie to także nowe zagrożenia. Gubimy się w natłoku informacji: manipulowani, wodzeni za nos nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co jest prawdą („Niedoinformowani w świecie nadmiaru informacji”). Telefony, które bez przerwy nosimy przy sobie, pozwalają nas w każdej chwili zlokalizować (właśnie dlatego w obiektach wojskowych lub o znaczeniu strategicznym jest obowiązek wyłączania telefonów i inteligentnych zegarków). Dziś wiemy, że mogą nas również nieustannie podsłuchiwać i podglądać, a wtedy nasze nawet najbardziej osobiste, intymne sekrety stają się kartą przetargową lub towarem na sprzedaż. Wszystkie podłączone do internetu urządzenia potencjalnie mogą zostać zainfekowane złośliwym oprogramowaniem lub przejęte (co zrobisz, gdy twój zhakowany autonomiczny samochód zechce uderzyć w grupę ludzi lub w budynek?). Cyberprzestępcy podszywają się pod inne osoby czy instytucje, prosząc w ich imieniu o dane wrażliwe (hasła do konta, itp.). Okradzenie kilku czy kilkunastu milionów ludzi w jednej chwili to obecnie bułka z masłem – wystarczy wykraść dane (kradzież danych osobowych daje możliwość dostępu do konta bankowego, przejęcia zgromadzonych tam środków czy zaciągnięcia zobowiązań kredytowych). Możemy również paść ofiarą represji cyfrowych: rząd ma możliwość zablokowania internetu lub ograniczenia dostępu do niego, co już jest wykorzystywane do tłumienia protestów społecznych. Jeszcze większe możliwości mają technologiczne korporacje, które wywierają presje na rządach, gdy te chcą wprowadzić niekorzystne dla nich prawo (Google, Apple, Facebook, Amazon, Microsoft). Rozwijająca się międzynarodowa dyskusja na temat neuropraw wskazuje na kolejne, majaczące już na horyzoncie zagrożenia: zmierzamy prosto w kierunku bezpośredniej ingerencji w naturę, co wiąże się z bardzo poważnymi konsekwencjami i trudnymi do przewidzenia ich skutkami (hakowanie mózgu, projektowanie dzieci, uprawianie komórek jajowych na masową skalę, co doprowadzi do traktowania ludzi jako produktu, modyfikacje genetyczne i pokusa tworzenia nadludzi, itd.).
Życie bez technologii nie jest już możliwe. Technologia ma na nas ogromny wpływ, a w przyszłości będzie miała jeszcze większy (Świat lustrzany”). Tymczasem na jej temat dyskutuje dziś wąskie grono specjalistów. Cała rzesza zwykłych użytkowników pozostaje beztrosko nieświadoma konsekwencji, jakie niesie za sobą korzystanie z technologii. Dlatego tak ważna jest świadomość, która daje nam możliwość wyboru. Jak można tę możliwość wykorzystać, pokazują nam… amisze, których podejście do technologii jest całkowicie różne od naszego. Amisze ograniczają negatywny wpływ technologii na jakość swojego życia: każda technologia przed jej ewentualnym upowszechnieniem jest testowana pod kątem korzyści, przy czym powinna ona poprawiać standard, nie zagrażając jakości życia (nie szkodząc relacjom międzyludzkim, rodzinie, społeczności). Niestety, jak słusznie zauważa Natalia Hatalska, funkcjonujemy w środowisku znacznie bardziej autorytarnym niż amisze – i nikt nas o zdanie nie pyta:
„Przede wszystkim nasze środowisko jest technokratyczne – zakłada się w nim, że każdy problem może zostać rozwiązany za pomocą technologii. Walka toczy się dziś zarówno między państwami, jak i pomiędzy spółkami technologicznymi, stąd określenia takie jak wojny patentowe czy technologiczny wyścig zbrojeń. Rozwiązania wprowadzane są odgórnie, zazwyczaj bez uwzględniania zdania społeczeństwa i kosztów społecznych – jeśli wydaje nam się, że jest inaczej, to iluzja”.
Dodaj komentarz