Chwytająca za serce historia kudłatego psiaka, który ucieczkę od katującej go ludzkiej „rodziny” niemal przypłacił życiem.
Lolek, kudłata krzyżówka polskiego owczarka i border collie, był szczęśliwym szczeniakiem. Uwielbiał przytulać się do mamy i bawić ze swoim puchatym rodzeństwem. Marzył jednak o tym, żeby w końcu pojawili się jacyś ludzie, od których dostanie swoje imię. Ufny i lojalny, zupełnie nie był przygotowany na to, co spotkało go ze strony nowej „rodziny”.
„- Ojej, on się zsiusiał – zawołał Piskliwy Głosik.
– W moim samochodzie?! – Gruby Głos zahuczał jak nadciągająca letnia burza. – Ja mu dam!
Pierwszy cios zadany wielką ręką zabolał strasznie. Nie tylko dlatego, że był mocny i trafił w nos, ale również dlatego, że przecież tego Lolek od swoich ludzi, których pokochał bezwarunkowo, się nie spodziewał. Na jednym uderzeniu się nie skończyło”.
Niespodziewane i niezawinione razy stały się codziennością Lolka, którego nowe życie polegało głównie na ukrywaniu się. Bity kijem, kopany i głodzony wciąż pozostawał lojalny. Wszystko zmieniło się pewnego zimowego dnia, gdy przykuty do budy pies zrozumiał, że tym razem Gruby Głos prawdopodobnie go zabije.
„Wiedział, że musi natychmiast zerwać się z łańcucha. Zebrał wszystkie siły. Łańcuch naprężył się jak struna i wpił się w szyję jeszcze bardziej. I wtedy stał się cud. Drut spinający łańcuch w pętlę pękł, a może zwyczajnie się rozprostował. Uwolniony Lolek wystrzelił jak z procy. (…) Biegł przed siebie, ile sił w łapach. A w głowie miał tylko jedną myśl: nigdy, przenigdy już nie ufać ludziom”.
Czy rzeczywiście tak było? Nie wiemy. Tak wyobraża to sobie Adam Wajrak, autor książki, który tragiczną historię Lolka zrekonstruował na podstawie jego ran i pełnego lęku zachowania. Bo widzicie, do Lolka jednak los w końcu się uśmiechnął: wycieńczony wielodniową ucieczką i głodem trafił na podwórko sympatycznych mechaników, gdzie akurat przebywali pan Wajrak i jego żona, którzy natychmiast udzielili psu pomocy. Przełamywanie psiej nieufności trwało jednak bardzo, bardzo długo, gdyż krzywdy, wyrządzone mu przez poprzednich właścicieli, były ogromne.
Historię Lolka przeczytałam ze ściśniętym sercem. Dziś, podając ją dalej, myślę o wszystkich Lolkach tego świata – głodzonych, bitych, przykuwanych do łańcucha, porzucanych w lesie. Myślę o wierszu Jana Twardowskiego („Czytamy — Bóg umiłował świat…. / a więc nie tylko ludzi”) i o słowach Jezusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, / Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Wierzę, że nie ma winy bez kary, a największą karę wymierza sobie człowiek sam, gdy sprzeniewierza się głosowi własnego sumienia – a potem musi z tym żyć.
Dodaj komentarz