„Ogarnia mnie zmęczenie, całe moje ciało, nogi i oczy. To nas w końcu załatwia. Wiara to tylko słowo, wyszyte na poduszce”.
Świat przyszłości. Nie ma pieniędzy, równości płci i prawie nie ma dzieci. Są za to porodomobile, gospożony, Marty – i są Podręczne. Oto opowieść jednej z nich.
Książka Margaret Atwood przenosi nas do serca Gileadu, fikcyjnej republiki z przyszłości. Główna bohaterka, nazywana Fredą (od imienia Komendanta, do którego została przydzielona), dorastała jeszcze w świecie podobnym do naszego – uczyła się, bawiła, kochała, miała męża, córkę, mieszkanie i pracę. Straciła wszystko niemal w jednym momencie, gdy z dnia na dzień w sposób bezwzględny i autorytarny zaprowadzony został nowy porządek. Wspomnienia tych wydarzeń (zablokowanie konta i finansowe uzależnienie od męża, zbrojne tłumienie manifestacji, pozbawianie kolejnych praw, próba ucieczki, odebranie córki) wciąż powracają w opowieści Podręcznej, czyniąc jej historię jeszcze bardziej szokującą i przejmującą. Freda nie urodziła się w klatce – żyła tak jak każda z nas. Tym trudniej jej przywyknąć, pogodzić się z utratą wszystkiego, co znała i kochała, ograniczyć do roli probówki laboratoryjnej, „świętego naczynia”, przeznaczonego do zapładniania i rodzenia dzieci – dla kogoś. Jej wspomnienia służą nie tylko zapoznaniu nas z nieludzkim porządkiem, ustanowionym w republice Gileadu. Uwypuklają różnice między tym, co było, a tym, co jest, podkreślając w ten sposób dramat człowieka zniewolonego, zredukowanego do roli hodowlanego bydła, pozbawionego głosu, praw i jakiejkolwiek własności. Dramat kobiety.
„Ścierka jest biała w niebieskie paski, taka sama jak przedtem. Czasem te przebłyski normalności uderzają mnie znienacka, jakby z zasadzki. Nagłe przypomnienie tego, co zwykłe, codzienne, jest jak kopniak”.
Freda to uciekinierka z przeszłości: rozpamiętuje obsesyjnie zwyczaje i nawyki z życia, które jej odebrano – rzekomo dla jej dobra. Wciąż powtarza się jej, że w przeszłości kobiety miały gorzej. Nie były chronione i jeśli chciały przetrwać, musiały przestrzegać niepisanych reguł: nie otwierać drzwi obcemu, nie zatrzymywać się na drodze, nie odwracać, nie chodzić samotnie wieczorem, patrzeć przed siebie, nie prowokować. Republika Gileadu zabrała kobietom wszystko, ale w zamian dała im „wolność od czegoś” – od napastowania przez nieznajomych mężczyzn.
„Daliśmy im więcej, niż zabraliśmy – powiedział Komendant. – Pomyśl tylko o problemach, jakie dawniej miały kobiety. Zapomniałaś już o barach dla samotnych, o poniżających randkach w ciemno w szkolnych czasach? Handel żywym towarem. I ta straszliwa przepaść między tymi, które mogły sobie łatwo znaleźć partnera a tymi, które nie mogły. Jedne z rozpaczy głodziły się, żeby schudnąć, to znów inne wstrzykiwały sobie do piersi silikon, obcinały nosy i tak dalej. Pomyśl o tej całej ludzkiej nędzy. Nie tak jak teraz, kiedy są pod wszechstronną opieką i mogą w spokoju wypełniać swoje biologiczne posłannictwo. Z pełnym poparciem i zachętą. Co takiego przeoczyliśmy?
– Miłość – powiedziałam”.
Kobietom odebrano prawo wyboru i możliwość decydowania o własnych ciałach. Zamieniono je w maszyny do reprodukcji: zredukowano do minimum ich potrzeby, zmuszono je do posłuszeństwa w milczeniu, do poddawania się regularnemu gwałtowi (pompatycznie nazywanemu Ceremonią), do rodzenia w cierpieniu i potulnego wyrzekania się narodzonych dzieci.
„Umiera się z braku miłości. Tu nie ma nikogo, kogo mogłabym kochać – wszyscy albo nie żyją, albo są gdzieś daleko. Kto wie, gdzie są albo jak się teraz nazywają? Mogą być równie dobrze nigdzie, tak jak ja dla nich. I ja należę do osób zaginionych”.
„Opowieść podręcznej” Margaret Atwood pierwszy raz ukazała się w 1985 roku i wówczas, jak wspomina autorka, wywołała protest wśród jej znajomych, którzy uznali, że tak nieludzki scenariusz nie może się tutaj wydarzyć. Ta pewność czytelników topnieje jednak z każdym rokiem niczym lodowce na Antarktydzie – i nie bez powodu.
„Ale wy, dziewczyny, jesteście załatwione. Bierzecie, co wam dają, z dobrodziejstwem inwentarza. Tyle że nie musicie ich kochać. Bardzo szybko się zresztą o tym przekonacie. Macie po prostu w milczeniu spełniać swój obowiązek. A w razie wątpliwości, kiedy leżycie płasko powalone na obie łopatki, to zawsze możecie sobie popatrzeć w sufit. Kto wie, co tam zobaczycie? Wieńce pogrzebowe i anioły, konstelacje pyłu, gwiezdnego czy innego, rebusy pozostawione przez pająki. Dociekliwy umysł zawsze ma się czym zająć”.
Dodaj komentarz