Dziś przedstawiam wampira buduarowego.
„Paryż, rok 1743. Hrabiego Saint – Germain otacza atmosfera tajemniczości. Jest zawsze ubrany na czarno, przystojny i niedostępny, na dodatek przyjaźni się z możnymi tego świata. Jaki skrywa sekret i czy wizerunek, pod którym jest znany, to jego prawdziwe oblicze? A może to nie jedyne jego oblicze?”
Franz Josef Rakoczy vel hrabia Saint – Germain. Bajecznie bogaty. Nie jada. Komponuje muzykę. Gołą ręką wbija diamenty w stół. Na temat związków z kobietami czy mężczyznami plotek brak. Brak też krewnych. Był wszędzie. Zna mnóstwo języków. Posiada nienaganne maniery, nie posiada odbicia w lustrze. Ani w oknach. Wrażliwy na krzywdę ludzką. Ratuje damy z opresji. Para się alchemią. Wampir. Potomek pradawnej linii pewnego karpackiego domu z Transylwanii. Baaardzo stary…
„Byłem już stary, gdy Cezar zasiadał w Rzymie, słuchałem nauk Arystotelesa, a Akhenaten sławił podobieństwo posągu, który zamówiłem w Amarna, dla jego ukochanej Nefretiti. Nikt nie znalazł jeszcze ruin tego miasta. Lecz ja chodziłem jego ulicami, gdy było jeszcze młode.”
Hrabia nie straszy i nie morduje. „Eliksir życia” spija elegancko w buduarach niespełnionych kobiet, którym rekompensuje niedostatki pożycia małżeńskiego, używając do tego celu rąk (bo inaczej nie może). Saint-Germain bryluje na balach, spotyka się potajemnie z alchemikami, tworzy kompozycje na skrzypce i klawikord, służy radom znajomym. Krótko mówiąc: wzór cnót.
Po poświęconej ziemi stąpa lekkim krokiem, ale ma problem z płynącą wodą i światłem dnia. Rozwiązaniem są podeszwy i obcasy wypełnione ojczystą ziemią. W celu likwidacji należy połamać mu kręgosłup. Warto też spróbować ćwiartowania i podpalenia. Opuśćcie jednak wzniesione kołki. Saint – Germain stoi po jasnej stronie Mocy. Rolę zła wcielonego pełni w powieści stadko zdegenerowanych satanistów na czele z z nikczemnym Saint Sebastienem. Przeprowadzają oni obrzydliwe rytuały, składając w ofierze kobiety. Kiedy na cel biorą młodziutką Madelaine de Montalia, która przybyła z Prowansji, by w Paryżu „zdobyć zrozumienie dla praktycznych wymogów życia”, dżentelmen Saint – Germain wkracza do akcji.
Narracja przeplatana jest listami, z których wiele dowiadujemy się o mentalności epoki, niewiele jednak o samym osiemnastowiecznym Paryżu, a szkoda. Autorka z lubością koncentruje się natomiast na strojach, dobre i to. Paradują przed nami koronkowe halki, atłasowe suknie, tiurniury, wyszukane fryzury, a wszechobecny puder sypie się niemal z każdej strony książki:
„Włosy były zaczesane prosto, w stylu znanym jako turkawka, a pokrywający je puder rozsiewał zapach bzu.”
Hrabia Saint – Germain wyróżnia się swym czarnym, jedwabnym strojem na tle kolorowego towarzystwa. Wyjątkową fantazję konfekcyjną prezentują członkowie mrocznego kółka satanistów. Baron Beauvrai nosi na przykład osobliwą perukę z trzema gołębimi piórami za każdym uchem, a do tego fiołkoworóżowe pończochy z bordowymi szlaczkami. Magnifiquement!
Chelsea Quinn Yarbro nazywana jest następczynią Anne Rice. Moim zdaniem, niesłusznie. To całkowicie odmienny styl, bardzo oszczędny w opisach, skoncentrowany na akcji. Również jej bohaterowie, choć wyrażają się kwieciście i z galanterią, jak przystało na bywalców osiemnastowiecznych salonów, nie rozdzierają szat w niekończących się monologach, lecz chwacko przystępują do czynów. Książce brakuje jednak malarskości i rozmachu w kreowaniu świata przedstawionego.
Kusi mnie myśl o tym, co by było, gdyby tak skrzyżować obie panie… .
Dodaj komentarz