Pchły z pewnością nie są tym, z czym chcielibyśmy mieć do czynienia. Wyobrażam sobie, że ich zwyczaje może zgłębiać student weterynarii i to też bardziej z przymusu niż pod wpływem autentycznego zaciekawienia. Ktoś jeszcze? Hm… a tak. Leonie Swann.

Sukces owczej serii obudził duże oczekiwania czytelnicze. Autorka udowodniła, że potrafi kreować wyraziste i zdobywające serca czytelników postacie zwierzęce. Nic dziwnego więc, że sięgając po „Krocząc w ciemności” snułam domysły, jakie czworonogi tym razem zawalczą o moje względy. Z okładki idealnie okrągłym okiem zezowało na mnie żółte coś, czemu najbliżej chyba do kameleona. „Owca to to nie jest…” – pomyślałam z powątpiewaniem. Palce jak szczypce, gadzi pysk i te specyficzne, wybałuszone gały. Wysoko postawiła sobie poprzeczkę autorka. Ten jaszczurowaty wypłosz ma konkurować z okrąglutkim, puszystym Białym Wielorybem? Otóż ma. I robi to z powodzeniem. Gwoli ścisłości – Legulas nie jest kameleonem. A poprzeczka znajduje się znacznie wyżej. Bo polubić przyjdzie nam pchły. A fuj!

Główny bohater, Julius Birdwell, jest człowiekiem wielu talentów. Przygotowywany przez dziadka do kariery włamywacza, sprzeniewierzył się rodzinnej tradycji i postanowił zostać artystą. Jako mistrz złotniczy tworzy oryginalną biżuterię, a także zbiera przeklęte klejnoty, które przynoszą ustawicznego pecha swym właścicielom. Jego największą pasją jest jednak tresura „wysoce zmotywowanej grupy” ludzkich pcheł, którym – zgodnie ze swoim zwyczajem – Leonie Swann ponadawała oryginalne imiona (Maria Antonina, Freud, Tesla, Spartakus, Łazarz Ciemnoskok, itp.). Taki rodzaj antropomorfizacji sprawia, że patrzymy na te nieszlachetne przecież stworzenia w kategoriach bardziej ludzkich. Łatwiej nam zrozumieć ich sposób bytowania, ciemnolubność, fascynację skokiem. Uśmiechamy się pod nosem, gdy opite wzmocnioną alkoholem krwią swego właściciela wyśpiewują pijackie piosenki o ssaniu. Przy scenie konfrontacji z muchą jesteśmy już całkowicie po ich stronie.

Tym razem jednak to nie pchły grają pierwsze skrzypce, lecz ludzie oraz… nieludzie. Historię Juliusa Birdwella poznajemy w retrospektywnej narracji. Istotną rolę odegrają w niej nieszablonowo myślący detektyw Frank Green, pewna starsza pani z przeszłością i stara dziewczynka bez przyszłości, iluzjonista Isaac Fawkes (postać historyczna) oraz cała masa istot nie z tego świata.

Wątki fantastyczne wprowadzają do fabuły wyraźny podział na „my-oni”, na którym opiera się przemyślana intryga. Podtytuł książki wskazuje na charakter opowieści, „absurdalnej” i „nie całkiem filozoficznej”, utrzymanej w typowym dla niemieckiej pisarki lekko onirycznym stylu. Postacie wykreowane przez Leonie Swann jak zwykle są niejednoznaczne: czarny charakter potrafi wzbudzić sympatię, a jego przeciwnicy mają swoje dziwactwa i rozmaite grzeszki na sumieniu.

Książka Leonie Swann urzeka bezpretensjonalnością, ciepłym humorem, zaskakuje zwrotami akcji, otwiera nas na dziwność i niesamowitość oraz pokazuje, że nie ma rzeczy oczywistych i niczego nie należy przyjmować za pewnik.

„To, że inni nie chcą czegoś zobaczyć, jeszcze nie oznacza, że to coś nie istnieje.”