„Księga nocnych kobiet” Marlona Jamesa to proza gwałtowna, pulsująca życiem, brutalna i bardzo, bardzo prawdziwa. Utonęłam w niej po uszy.
„Kolonia odmieni człowieka, jeśli taka jego wola, bo może tu robić rzeczy, których nie może gdzie indziej.”
Pierwszą rzeczą, która nas zaskakuje, jest język. Historia opowiedziana została z perspektywy niewolników, od pierwszego więc zdania tekst konsekwentnie (i wspaniale) stylizowany jest na gwarę. Ta „gadanina”, doskonale przełożona przez polskiego tłumacza (Robert Sudół), stanowi żywy nerw powieści. Słuchamy potocznej, często wulgarnej, ale niepozbawionej humoru mowy niewykształconych niewolników, patrzymy na świat ich oczami i nawet nie musimy sobie wyobrażać życia w brytyjskiej kolonii na Jamajce. My tam po prostu jesteśmy – od pierwszej do ostatniej strony.
„- Nie będziesz o nią zagadywać? Kto twoja mama?
– Nie.
– Hm. Z niej była taka sama głupia dziewucha jak z ciebie.
– Nieżywa?
– A jak inaczej? Taka rodzi się tylko, coby umrzeć. Ty z niej zdarta skóra. Kijem by z ciebie nikt tego nie wybił.
– A Tantal to nie mój tatul?
– Sama go spytaj. Nie dała ja rady wbić ci do głowy przyzwoitości, nie dała.
– Będę przyzwoita jak ty, mama.
– Kirke.
– Będę jak ty, Kirke. Przyjmować wiele chłopa za dwa pensy.
Kirke skoczyła prędko, ale Lilit zbiegła na dwór.
– Znajdź dla tej swojej chudej dupy inny kąt, słyszy mie? – wrzasnęła Kirke, zatrzaskując drzwi.”
Kolejną wielką zaletą powieści są jej bohaterowie. Lilit, urodzona w 1785 roku, nie zna swojej matki, która zmarła przy porodzie. Nie zna też swego ojca, ale odziedziczyła po nim niezwykłe zielone oczy i prawdopodobnie także hardy, nietypowy dla niewolnika charakter. Ta zadziorność i przekonanie o własnej wyższości to główne źródła kłopotów dziewczyny. Wychowana na przemyconej przez Tantala bajce o królewnie, karmiąca się marzeniami Lilit przez cały czas czuje, że należy się jej coś więcej. Nie godzi się potulnie na los niewolnika: „Inaczej niż dobry czarnuch, Lilit nie przyjmuje rzeczy, jakie są”. Na każdym kroku podważa zasady panujące na plantacji. Nie rozumie, czemu mama leje ją w pysk, bo podczas gry w piłkę nie pozwoliła wygrać chłopakom. Nie pojmuje też, dlaczego jej najlepsza koleżanka, z którą mogła się bawić jako dziecko, nagle traktuje ją z pogardą:
„Szmaty sobie wiązały na oku, były Henrym Morganem i Czarnobrodym. I mówiły tajemnicami, żeby chłopcy się nie wywiedzieli. Biała zwała Lilit chuda kura, a ją Lilit smrodliwa koza, wrzeszczały i śmiały się, biała brała ją za rękę i żadnej to nie było dziwne. A potem jednego dnia biała dziewczynka przyszła na plantację wystrojona w czepek jak jej matka i wykrzyknęła: mamusiu, na miły Bóg, jak ta czarnucha śmie się do mnie odzywać?”
Wyjątkowe są także tytułowe nocne kobiety, zwłaszcza Homer – mądra, wzbudzająca respekt, z plecami pokrytymi przerażającymi bliznami. Homer urodziła się jeszcze w Afryce. Homer pamięta. Homer jest cierpliwa. I jest kobietą myal.
„Te kobiety inne jak niewolnice. Żadna przygarbiona, żadna nie patrzy w ziemię, nie bierze się za ramiona, żeby się pomniejszyć, żadna się nie chowa, tylko Hippolita. Lilit czuje, że plecy się jej prostują.”
Na jednego białego na Jamajce przypada trzydziestu trzech negrów. Biali wiedzą, że żadnego dnia w koloniach nie są bezpieczni. Nocne kobiety również wiedzą, co trzeba: „Miara rychło będzie przebrana”. Przygotowują się, by „sądzić żywych i umarłych”. I zrobią to nie mężczyźni, lecz one, te, którym odbierano dzieci, by wystawiać je na sprzedaż.
„Domowe czarnuchy z sześciu majątków znajdują tajemne miejsce otwarte na niebo, sięgają po róg i dmą. Dmą, a to wołanie mocne i długie. Białe chłopy i czarne chłopy słyszą, ale baby pierwsze przystępują do czynu. Jak tylko róg zadmie, stają, przy boku z maczetą, motyką, grabiami.”
Białych reprezentują w powieści właściciele majątków Montpelier i Coulibre. Są doskonałym przykładem na to, jak bezduszny i okrutny może stać się człowiek, pozbawiony jakichkolwiek barier.
„Wyobraźcie sobie jedyną krainę na świecie, gdzie Bóg nie sądzi żywych i umarłych, a tym pierwszym wolno poczynać podług swego widzimisię. Niektórym białym szczęka opada ze zgorszenia, ale prędzej czy później także w ich stronę toczy się czarne jabłuszko, którego nie oprą się schrupać. (…) Co się tyczy białej kobiety, to tylko odwraca wzrok i popija herbaty.”
„Księga nocnych kobiet” Marlona Jamesa to powieść wspaniała i wstrząsająca. W poruszający sposób przypomina nam o tym, jak ważne jest, abyśmy pielęgnowali swoje człowieczeństwo – w każdych okolicznościach. Kiedy władza uderza nam do głowy, gdy czujemy się postawieni ponad prawem albo nieudolnym, nieludzkim prawem usprawiedliwiamy swoje czyny, gdy upajamy się fałszywie pojętą wolnością, niech rozsądek pomogą nam zachować mądre słowa Seneki: „Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd”.
Dodaj komentarz