Ciepła i zabawna rodzima historia o duchach.
„Kiedyś ludzie wiedzieli, jak zachować się wobec duchów. Uciekali, bali się. Ale tak naprawdę to ludzie lubią być straszeni”.
W wielkim starym lesie znajduje się opuszczony od wieków dwór, a w tym dworze rezyduje czwórka duchów: babcia Dusia, Zjawomir Upiorzyński zwany Dziadkiem, czyściutki Szurek i wiecznie umorusany Mały. W okolicy dworu pętają się wilkołak Łakuś i należący do czarownicy Mizerii czarodziejski kot Ambroży (prawie bez zębów, ale za to z potężną sklerozą). Jedną z krypt na małym cmentarzyku, ukrytym w niewielkim brzozowym lasku tuż za ogrodzeniem posiadłości, zamieszkuje stary wampir Rudolf, a w sadzawce żyje mocno zzieleniała Złota Rybka z aparatem tlenowym.
Cztery znudzone duchy nieco już zardzewiały, ponieważ od dwustu lat dwór stoi pusty i nie ma kogo nawiedzać, a chciałoby się znowu postraszyć, oj, chciało… Starsze poużywały sobie przynajmniej w przeszłości, ale młodsze znają straszenie jedynie z teorii. I wtedy właśnie los się do nich uśmiecha. Do opuszczonej posiadłości wprowadza się nowa rodzina: ojciec, matka i dziecko. Dziadek jest wyraźnie rozczarowany:
„- I tylko we trójkę będą tu mieszkali? – spytał sceptycznie. – Podobno ludzie w naszym kraju nie są już tak bogaci, aby móc sobie na to pozwolić. Przecież nie ma już królów, hrabiów i książąt…
W tym momencie jednak przypomniał sobie o innych ważnych osobach z gazet, zwanych posłami, ministrami, prezesami i Britney Spears, po czym ugryzł się w język”.
Szybko okazuje się, że stare, wypróbowane sztuczki nie działają na nowych mieszkańców dworu. Wszyscy po kolei próbują ich nastraszyć, ale im bardziej się starają, tym bardziej sami są wystraszeni. Ludzie posługują się dziwnymi, groźnymi urządzeniami i kompletnie ignorują paranormalne zjawiska. Zauważa je jedynie dwunastoletni Kacper, ale jego rodzice, pochłonięci swoimi pasjami, nie zwracają uwagi na to, co syn próbuje im powiedzieć.
„Straszyć nie jest łatwo” Marcina Pałasza to historia poprawiająca nastrój. Nie brakuje w niej zabawnych scen, a ciekawe postacie bardzo łatwo jest polubić. Kot ze sklerozą, próbujący opowiadać bajki, czy emerytowana Złota Rybka, złorzecząca nieustannie na ujadanie wilkołaka, szybko zdobywają sympatię czytelnika i sprawiają, że w nawiedzonej posiadłości czujemy się raczej swojsko niż strasznie. Perypetie duchów i nowych lokatorów przedstawione są z ciepłym humorem i ten nastrój pozostaje z nami po lekturze. Doskonała pozycja do wspólnego czytania z dzieckiem w paskudny listopadowy wieczór. Polecam z przyjemnością.
Dodaj komentarz