“Sztuka ma podsuwać myśli, które bez niej nie przyszłyby nam do głowy.”
Filiżanka, spodek i łyżeczka pokryte futrem. Portret cesarza Rudolfa II ułożony z owoców. Radość życia przedstawiona za pomocą kształtów i krzykliwych kolorów. Wywołujące oczopląs obrazy z nurtu op – art. Komiksowe dzieła Roya Lichtensteina. Realistyczne rzeźby i uproszczone patyczaki. Obrazy z ramami i bez nich. Płaskie i posiadające głębię. Tkaniny, instalacje, fotografie, konfrontacje.
Świat sztuki oszałamia różnorodnością, zachwyca bogactwem technik, środków wyrazu, zaskakuje oryginalnymi pomysłami. Książka Susie Hodge jest jak drzwi do Krainy Czarów. Nie pożałuje ten, kto przez nie przejdzie.
Zachwytom podczas wspólnej lektury nie było końca. W zadziwieniu przyglądaliśmy się cudacznym, ekstrawaganckim, zdumiewającym pomysłom artystów, próbując odkryć ich intencje. Odkryliśmy przy okazji coś innego: nierozerwalny związek tytułu z dziełem. Często bowiem dopiero odczytanie tytułu pozwalało nam zawołać ze zrozumieniem: “Aaaa! Rzeczywiście! Mysz na stole!”
Innym razem niebanalny tytuł sprawiał, że na banalne kropki spoglądaliśmy z narastającym szacunkiem (Yayoi Kusama “Modlę się zawsze całą swoją miłością za tulipany”). Wystarczyło porzucić tradycyjne schematy i otworzyć się na nieszablonowy, bardzo ożywczy punkt widzenia autorki.
Zawojowała nas bez reszty efemeryczna, puszysta chmurka, pojawiająca się w zaskakujących sceneriach, co podkreślało jej delikatność i nietrwałość. Na tle ogromnych hal i odrapanych ścian wyglądała tak nierealnie, że zakrawało to na czary.
Niektóre z dzieł szokowały. Odlew głowy, wypełniony krwią artysty, to dość drastyczny i bezceremonialny sposób na uświadomienie nam kruchości ludzkiego życia. Dziecko było zafascynowane.
Bardzo rozsądnie autorka potraktowała temat golizny, który zwykle wśród starszych dzieci wywołuje mimowolny chichocik. Akt jako efekt studiów nad ludzkim ciałem, odzwierciedlanie harmonijnej budowy człowieka przez artystów różnych epok – takie podejście pozwala dyskutować z dzieckiem o sztuce bez niepotrzebnego zażenowania, szczerze i otwarcie. Warto też podkreślić, że autorka nie próbuje niczego ugrać na “gorącym” temacie (co mógłby sugerować tytuł książki, który – co za czasy! – musi być chwytliwy, by przyciągnąć oko). Tyle samo uwagi poświęca się tu roznegliżowanej Wenus i zapiętej pod szyje parze rolników.
Książka Susie Hodge “Dlaczego sztuka pełna jest golasów?” to prawdziwa kopalnia wiedzy. Przystępnie tłumaczy terminy dotyczące sztuki, objaśnia style, techniki, konteksty. Pokazuje, jak poszczególni artyści na własny, oryginalny sposób starali się wyrazić to, co niewyrażalne, przekazać emocje, zachwyt nad światem, prawdę o otaczającej rzeczywistości i naturze człowieka.
Bardzo przypadł nam do gustu sposób, w jaki omawiane są poszczególne dzieła. W sztuce nie ma jednej, odgórnie narzuconej Interpretacji, która święci triumfy w szkole (w postaci znienawidzonej formuły: “Co autor miał na myśli?”). Pytania Susie Hodge to zupełnie inna metoda: Co TY myślisz o danym obrazie? Czy ten obraz kojarzy ci się z komiksem? Czy uważasz, że ta twarz wygląda dziwnie? Jak sądzicie, o czym myśli ta kobieta? Co jest na stole? Czy widzicie tam wazon z kwiatami? Takie podejście sprawia, że czytelnik angażuje się w proces interpretacji, uruchamiając wyobraźnię, kreatywność. Zaczyna naprawdę rozumieć sztukę, a przy okazji świetnie się bawi.
“Dlaczego sztuka pełna jest golasów?” to nie tylko książka. To także trampolina, która wzniesie was ponad poziom szarych zjadaczy chleba i spowoduje, że zaczniecie pragnąć więcej. Więcej obrazów. Więcej sztuki. I więcej takich książek.
Dodaj komentarz