Tak pokręconej książki nie czytałam od czasu „Księgi Zepsucia” Marcina Podlewskiego. Wciągająca, męcząca, intrygująca i irytująca. Nagroda Hugo w roku 2020.
Skasowałam kolejny bilet na pociąg „jadący niezmordowanie przez ponure krajobrazy armagedonu nieumarłych”. Działo się.
Czarna okładka z czerwonymi detalami… oj, niedobrze. Nie uprzedzajmy się jednak.
„Bram miał rację: ludzie rzeczywiście są jak domy o wielkich pokojach i mikroskopijnych oknach. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie przestajemy siebie zaskakiwać”.
Kontynuacja „Armagedonu dzień po dniu” to obiad przyrządzony według sprawdzonego przepisu, z dołączoną do rachunku niespodzianką, która ma zaintrygować i zachęcić do zakupienia kolejnego tomu.
„Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość”. Święty Paweł „Hymn o miłości”
© 2024 Zapiski na marginesie — Wspierane przez WordPress
Twórca motywu Anders Noren — Do góry ↑