Czarna Orchidea, specjalizująca się w walce wręcz i skrytobójczych zamachach, Miecz Rozcinający Obłoki, Cztery Sekrety Kwiatu Śliwy… Dobrze, że robiłam notatki, gdyż pogubiłabym się w tych nazwach, choć szkołę Pierdzącej Kozy zapamiętałam akurat dobrze.
Lektura kontynuacji „Gry o tron” wzbudziła we mnie podejrzenie, że autor może odgrywać się na swoich bohaterach, rekompensując sobie powściagliwość wobec irytujących ludzi w realnym życiu. Bo żeby aż tak źle im życzyć…
Co jakiś czas autor cyklu Świat Dysku wypuszczał tom serii poważniejszy w tonie i taka właśnie jest „Straż nocna”.
Kojarzycie kaijū z filmu „Pacific Rim” w reżyserii Guillermo del Toro? To jesteście w domu.
Każdą stronę przeczytałam dwukrotnie: najpierw źle, a potem tak jak trzeba, czyli od prawej do lewej. Pierwsze zetknięcie z mangą uświadomiło mi, jak wielka jest siła naszych przyzwyczajeń.
„Pastelowy klaun, którego Sandmanem zwą, co noc odwiedza mnie i raczy magią swą”.
„Czasami strach ma wielkie oczy. Ostatecznie i tak liczy się wielkie serce. Pamiętajcie o tym w chwilach zwątpienia”.
W siódmej części Cyklu Inkwizytorskiego Mordimer odwiedza dwie miejscowości, w których było pięknie, ale się skopsało…
„Teatrem jest cały świat, a przeżyć mogą tylko najlepsi aktorzy”.
© 2024 Zapiski na marginesie — Wspierane przez WordPress
Twórca motywu Anders Noren — Do góry ↑