Chociaż podzielam ogólny zachwyt nad najnowszą powieścią Kinga, najbardziej spodobało mi się w niej to, co wielu uznało za przydługi wstęp, który trzeba przebrnąć, by dotrzeć do głównej atrakcji: magii. W moim przypadku to właśnie ta pierwsza, realistyczna część sprawiła, że zatonęłam w „Baśniowej opowieści” po uszy.

„Jestem pewien, że potrafię opowiedzieć tę historię. I jestem również pewien, że nikt w nią nie uwierzy”.

Głównym bohaterem książki jest Charlie Reade, wcale nie tak przeciętny nastolatek jak to napisano na okładce. Chociaż często podkreśla, że pod wpływem kolegów zrobił w życiu wiele złych rzeczy, niejeden starszy czytelnik westchnie podczas lektury z sentymentem: taka kiedyś była młodzież! Charlie sam odrabia swoje prace domowe, rozwija zainteresowania na dodatkowych zajęciach, gdyż wie, że na sukces trzeba zapracować, do starszych zwraca się z szacunkiem. Matka chłopca zginęła w wypadku, ojciec wpadł w alkoholizm i stracił pracę, dlatego Charliemu nieobce są również obowiązki domowe, które potrafi pogodzić z nauką i z treningami. Choć urodził się w 1996 roku, nie przypomina współczesnych nastolatków. Nie jest roszczeniowym, rozpieszczonym leniem, skoncentrowanym jedynie na własnych potrzebach. Gdy słyszy wołanie o pomoc, reaguje. W taki właśnie sposób zaczyna się jego znajomość z panem Bowditchem, sąsiadem odludkiem, który paskudnie złamał nogę. Dla Bowditcha jest to katastrofa, ponieważ na czas pobytu w szpitalu musi się rozstać ze swoim ukochanym psem. Dla Charliego – szansa na wywiązanie się z pewnej obietnicy. Nie zmienia to jednak faktu, że Charlie robi dla sąsiada więcej niż powinien: opiekuje się suką Radar, kosi trawnik, wykonuje naprawy w zapuszczonym domu, odwiedza chorego w szpitalu. A teraz najlepsze: pracuje za darmo, nie oczekując zapłaty. Przeciętny nastolatek? Bez żartów.

Wielokrotnie powtarzałam, że w opisywaniu codziennego życia, zwłaszcza z perspektywy dzieci, King jest prawdziwym mistrzem. „Baśniowa opowieść” to mistrzostwo potwierdza. Od książki nie sposób się oderwać – mniej więcej do dwusetnej strony, kiedy w rzeczywistość zaczyna wkradać się fantastyka. Nie zrozumcie mnie źle: uważam, że od czasu nawiązujących do klasycznych baśni „Oczu smoka”, powieści, której nie byłam w stanie przebrnąć, King uczynił na polu fantasy ogromne postępy. Fantastyczna część „Baśniowej opowieści” jest naprawdę dobra, ale – moim zdaniem – nie tak dobra jak początek książki. Perypetie Charliego w baśniowej krainie (innym wymiarze?) śledziłam już z mniejszym zainteresowaniem, nawet pomimo naszpikowania treści aluzjami, między innymi do mrocznych historii braci Grimm czy mitologii Lovecrafta. Być może zbyt długo żyję na tym świecie, by uwierzyć w pokrzepiające (naiwne) przesłanie, że wszystko jest możliwe: ulubionego psa można odmłodzić, a każde zło pokonać.

Według Josepha Campbella, jednego z najwybitniejszych mitografów ubiegłego wieku, wszystkie opowieści – o Jasiu i magicznej fasoli, Czarnoksiężniku z Krainy Oz, hobbicie czy o Luku Skywalkerze – oparte są na tym samym schemacie: oddzielenie od domu i rodziny, inicjacyjna wyprawa i powrót. Charlie opuszcza miasteczko Sentry`s Rest i ojca, by wyruszyć do baśniowej krainy Empis, w której źle się dzieje. Podczas wyprawy przechodzi przemianę (nawet fizyczną!) i staje się częścią opowieści, towarzyszącej ludzkości w różnych wariantach od wieków:

„Później, dzięki Dorze, dowiedziałem się, jak należy zapisywać to imię, ale wtedy usłyszałem Leia, jak w Gwiezdnych wojnach. Po wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, wydawało mi się to całkiem zrozumiałe. Spotkałem już kogoś, kto mógł być wersją Rumpelsztyka, i staruszkę, która mieszkała nie w bucie, ale pod szyldem wyobrażającym but; ja sam byłem kolejną wersją Jasia z baśni o magicznej fasoli, a czy Gwiezdne wojny nie są jeszcze jedną baśnią, tyle że ze świetnymi efektami specjalnymi?”

Zgodnie z trzyetapową strukturą opowieści Charlie awansuje do roli księcia. Pomyślnie przechodzi czekające go próby, zdobywając oświecenie (mądrość i doświadczenie), po czym powraca do domu, świadomy ciążącej na nim odpowiedzialności. Jest więc „Baśniowa opowieść” kolejną historią o wędrówce rozumianej jako metafora ludzkiego życia. Celem tej wyprawy, w sensie psychologicznym, duchowym, jest centrum naszego istnienia. Podczas podróży poznajemy siebie, zdobywamy doświadczenie i przechodzimy przemianę w dorosłą i odpowiedzialną osobę. To fundamentalna przemiana psychologiczna, którą każdy musi przejść, ale nie każdy znajduje w sobie odwagę, by porzucić bezpieczną przestrzeń i wyjść za próg domu – tak jak to zrobił pewien hobbit. Bez tego jednak – bez wyprawy i bez poddawania się rozmaitym próbom, przejście od psychicznej niedojrzałości do odważnego stanowienia o sobie nie jest możliwe.

„Jest to podstawowy warunek wędrówki bohatera: porzucasz pewną sytuację, aby odszukać źródło życia, dzięki któremu wejdziesz w bogatszą sytuację egzystencjalną”.

(„Potęga mitu. Rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem”)

Ponieważ jestem czytelnikiem pedantycznym, który czyta wszystko od deski do deski, odnalazłam w podziękowaniach na końcu książki znak czasu – serdeczną prośbę pisarza skierowaną do fanów: „Jeśli nie jesteście jeszcze zaszczepieni, proszę, postarajcie się to zrobić przy najbliższej okazji”. Odnalazłam tam zresztą coś jeszcze – coś, co każe mi teraz zadać pytanie: gdzie, do diaska, są te piękne ilustracje, za które King dziękuje Gabrielowi Rodriquezowi i Nicholasowi Delortowi?