Druga część historyjek z życia Kasi i jej nieobliczalnego futrzaka.

Przeprowadzki potrafią być bardzo stresujące. Samo pakowanie klamotów (z których większość należy do rozpieszczonego kota) to uciążliwy obowiązek, a co dopiero mówić o pożegnaniu z przyjaciółmi i znajomymi kątami… To naprawdę „very trudne”. Nawet jeśli nowy dom znajduje się o całą ulicę dalej.

Pierwsze wyjście kota z nowego domu to prawdziwe wydarzenie. Na wszelki wypadek Kasia jeszcze przed spacerem Sushiego rozlepia plakaty z informacją o jego zaginięciu. Nie ma żadnych wątpliwości, kto w tej rodzinie jest najważniejszy. To Sushi wtranżala pieczeń, którą tata przygotował na obiad, gdyż Kasia uznaje, że jedzenie z puszki szkodzi jej pupilowi. Nawet ciocia Filomena musi pogodzić się z faktem, że pod tym dachem kot gra pierwsze skrzypce, dlatego nafukana skraca swoją wizytę u bratanka. W końcu jednak w życiu samotnego ojca pojawia się ktoś, kto może stanowić zagrożenie dla pozycji Kasi – i jej kota.

„- Tato, pamiętasz, że gdy robiliśmy zakupy, spotkaliśmy pewną panią? Zresztą tę samą, której namiot stał tuż obok naszego na kempingu…

– Tak. I?

– Była też w kinie, kiedy my tam poszliśmy… I w piekarni… I na basenie… No więc nie uwierzysz… ale ona siedzi teraz w naszym salonie! Musisz wezwać policję!”

Drugi zbiorczy album wydawanej przez Egmont serii o przygodach Kasi i jej kota posiada wszystkie zalety części pierwszej. Krótkie, najczęściej jednostronicowe historyjki w zabawny sposób punktują wady (tata) i zalety (Kasia) posiadania kota. Mocną stroną tych komiksów są rysunki, trafiające w gust młodszych czytelników, do których seria jest skierowana. Dorosłym może natomiast zabraknąć pogłębienia niektórych istotnych tematów. Album raczej nie skłania do poważniejszych refleksji (choć trzeba przyznać, że w życiu taty i Kasi zachodzi tym razem sporo zmian): przypomina barwną, odmóżdżającą kreskówkę, w której gag goni za gagiem ku uciesze czytającego. Kociarze jednak będą zadowoleni.

Mnie najbardziej ucieszyły porozsiewane po całym albumie nawiązania do literatury i sztuki: norka hobbita (z figurką Gandalfa!) w ogródku urządzanym przez tatę, Sushi w charakterystycznej pozie znanej z „Króla Lwa” i jako mała syrenka (właściwie całkiem głośna syrena), Kasia na pojedynczym kadrze naśladującym „Krzyk” Muncha („Nigdy nie odrobię pracy domowej!”). Takie smaczki lubię i doceniam, że pojawiły się w drugim tomie. Reasumując, „Kasia i jej kot” to lekka, nieco zwariowana opowieść dla miłośników kotów, która przypadnie do gustu kociarzom w każdym wieku.