„Najkrócej mówiąc, nie ma przeszłości ani przyszłości. Istnieje tylko teraz. Nie ma czasu, jedynie teraźniejszość”.

Na pograniczu, a więc tuż przed totalnym nieprawdopodobieństwem, leży płaski jak naleśnik Świat Dysku („Na pograniczu granica bywa przekraczana i czasami przeciskają się do wszechświata stwory, którym chodzi o coś więcej niż tylko lepsze życie dla dzieci i cudowną przyszłość przy zbiorach owoców oraz w sektorze usług domowych”). Świat ten zamieszkiwany jest przez ludzi, istoty tak nieprzewidywalne, że stojący na straży porządku Audytorzy wszelkimi sposobami próbują ich zniechęcić do dalszej egzystencji (tak, to między innymi ta kromka, spadająca zawsze masłem w dół). Jednak ludzie są jak liście niesione w nurcie strumienia: aby definitywnie ich powstrzymać, należałoby zatrzymać strumień.

Górskie doliny wokół osi Świata Dysku zamieszkane są przez mnichów. W tej krainie oświecenia, w największej, najzieleńszej dolinie znajduje się klasztor Oi Dong, należący do mnichów zakonu Wena. Ich obowiązkiem jest pilnowanie, by jutro w ogóle nadeszło. Mnisi historii potrafią magazynować czas i przepompowywać go tam, gdzie jest bardziej potrzebny – na przykład spod wody do wielkiego miasta, gdzie nigdy nie ma go dość, gdyż ludzie muszą mieć możliwość marnowania czasu, zyskiwania na czasie, tracenia czasu i grania na czas. Czas jest dla ludzi najcenniejszym zasobem, więc kiedy niecni Audytorzy spróbują go przystopować, mnisi historii, którzy trzymają palce na jego pulsie, będą mieli pełne ręce roboty. Legendarny bohater i klasztorny sprzątacz mnich Lu-Tze, podążający Drogą Pani Cosmopilite (oferującej pokoje w Ankh-Morpork), rozpoczyna wyścig z czasem, by uratować świat przed zagładą.

Porządna zagłada wymaga pojawienia się Jeźdźców Apokalipsy, więc sumienny Śmierć próbuje ich zorganizować, ale zaśniedziali panowie nie kwapią się do wyruszenia („Dziękuję, ale myślę, że raczej sobie to odpuszczę”). Gdy wreszcie zbiorą się do kupy (wszyscy czterej, a nawet pięciu), Anioł Żelaznej Księgi będzie potrzebował ołówka, by nanieść poprawki.

Swoją rolę w ratowaniu świata odegra również wnuczka Śmierci, Susan Sto Helit, która potrafi zanurzać się w strumieniu czasu i ma „taki sposób myślenia, jaki może się przydać”. Krótko mówiąc: jest nauczycielką. Bardzo, bardzo surową nauczycielką („Nigdy żaden pies nie zjadł pracy domowej żadnemu z uczniów panny Susan, ponieważ było w pannie Susan coś, co towarzyszyło im nawet domu. Dlatego pies raczej przynosił im pióro i patrzył błagalnie, by skończyli odrabiać zadania”).

„Złodziej czasu” przynosi nam refleksje nad istotą człowieczeństwa i nad naturą czasu, która samego Wena wprawiła w Wieczne Zaskoczenie („Mrugnijcie oczami, a świat, który zobaczycie, nie istniał, kiedy zamykaliście powieki”). Jak każda książka Pratchetta po mistrzowsku łączy mądrość z ironicznym humorem, jednak – choć mnisi są naprawdę świetni (zwłaszcza Lu-Tze i opat, który nie opanował sztuki kołowego starzenia) – wolę historie zanurzone bardziej w życiu Świata Dysku.